Pracownicy Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Legnicy pojawili się dziś na sesji rady miejskiej z pretensjami do prezydenta, radnych i prezesa spółki. Domagają się po 700 złotych podwyżki dla wszystkich zatrudnionych w firmie. W kasie MPK nie ma takich pieniędzy, więc załoga liczy, że właściciel – miasto Legnica – dorzuci do puli kilka milionów złotych i w ten sposób zrekompensuje finansowe skutki uchwały o darmowej komunikacji. Żadne konkretne deklaracje nie padły.
Związkowcy z MPK przynieśli kilka fiszek, by pokazać ile zarabiają. Młody kierowca, na przykład, dostaje za miesiąc pracy 2,2 tys. zł. Dlatego – dowodzili – brakuje dopływu nowych kadr, narastają problemy z obsadą kursów…
“Dość dyskryminacji finansowej. Za 2200 netto głód popijamy wodą” – głosił jeden z transparentów przygotowanych specjalnie na sesję.
- Uważamy, że załoga zasłużyła na podwyżki w wysokości 700 złotych brutto na jednego zatrudnionego – mówił do radnych Leszek Buzdygan, przewodniczący zakładowej Solidarność w MPK. – Zarząd firmy twierdzi, że nie może nam takiej kwoty zagwarantować, ponieważ nie ma już z czego ciąć.
Zdzisław Bakinowski, prezes MPK, w budżecie MPK na rok 2019 zabezpieczył na poczet podwyżek 547 tys. zł. To oznaczałoby po 200 zł na głowę. Pod naporem związkowców był gotów zrezygnować z inwestycji, aby zaoferować ludziom po 350-400 zł, ale ta propozycja też została odrzucona. Na podwyżkę w postulowanej wysokości 700 zł MPK potrzebowałby w tym roku 1,9 mln zł, a w roku 2020 i w każdym następnym 2,2 mln zł.
Sytuacja zmierza w stronę sporu zbiorowego i strajku, choć Solidarność deklaruje, że wolałaby uniknąć radykalnych działań. Jeśli władze miasta nie udzielą komunalnej spółce finansowego wsparcia, konflikt będzie eskalował.
Legnica – tak jak inne miasta w Polsce – co roku dopłaca do funkcjonowania komunikacji miejskiej.
- Z umowy z miastem wynika, że za ubiegły rok firma powinna dostać rekompensatę w wysokości 13.664,505,03 zł, a otrzymała do tej pory 10.262.791,32 zł – mówił Leszek Buzdygan. – Na to nałożyła się jeszcze ta nieszczęsna uchwała o darmowych przejazdach dla uczniów i seniorów. Wspaniała, ale nie do końca przemyślana, bo nie zabezpieczyliście funduszy na wprowadzenie zmian. Trzeba było najpierw zadbać o środki rekompensujące spółce wpływy z utraconych biletów. Miasto powinno przyznać ją spółce, skoro zdecydowało się zwolnić z kupowania biletów młodzież szkolną i pasażerów po 65 roku życia.
Piotr Wegner, związkowy kolega Buzdygana, precyzował: – Gdyby spółka dostała z miasta pieniądze, które jej się należą, nie byłoby nas tutaj – mówił, pokazując na kilkudziesięciu pracowników MPK w ławach dla publiczności.
Prezydent Tadeusz Krzakowski zgłosił zastrzeżenia do wysokości rekompensaty za 2018 rok podanej przez Buzdygana. – Jesteśmy w trakcie audytu. Dopiero audyt określi wysokość dopłaty dla MPK.
Jarosław Rabczenko, przewodniczący rady miejskiej, wskazywał, że firma powinna też szukać oszczędności u siebie, na przykład obcinając wydatki na pięcioosobową radę nadzorczą MPK (ponad 186 tys. zł rocznie). Niezależnie od tego zapewniał, że rada chce zadbać o spółkę, radni nie ma jednak możliwości inicjowania zmian w budżecie. Tę prerogatywę ustawodawca zagwarantował dla prezydenta. A prezydent Legnicy od początku roku nie skorzystał z możliwości zmiany budżetu.
- Wierzę, że do zmian w budżecie dojdzie, a wtedy jako radni będziemy pamiętać o MPK – deklarował Jarosław Rabczenko. Za tę deklarację dostał brawa od publiczności.
- Dobrze wiemy, że pan chce wyprowadzić pieniądze z budżetu miasta na pokrycie kosztów uchwały o darmowych przejazdach – dogadywał Rabczence prezydent Tadeusz Krzakowski. – Pan buduje klientelizm społeczny kosztem finansów miasta.
Tadeusz Krzakowski oskarżył radnych PiS-u i KO o destrukcyjny wpływ na miasto.
Załoga MPK usłyszała, jak prezydent i radni opozycji wymieniają się złośliwościami. Nie usłyszała jednak żadnych deklaracji, które mogłyby zażegnać tlący się w spółce konflikt finansowy.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI