- Marylo, Maurycy, usiądźcie. Usiądźcie, bo mam wam do zakomunikowania coś w zasadzie strasznego. Tak. Hmm. Zrobiły nam te dranie na górze rewolucję.
- Znowu się najprawdopodobniej, Grzegorzu, upiłeś i mówisz bez sensu ? z perlistym śmiechem zaoponowała Maryla.
- W zasadzie, Marylo, masz rację. Jak wiesz szmata jestem i na trzeźwo nie byłbym w stanie wam tego, jak to się mówi, wyartykułować. Wyartykułuję to zatem jeszcze raz: mamy śmieciową rewolucję. Te dranie zrobiły nam niestety w nocy śmieciową rewolucję.
Mówiąc to Grzegorz Poszepszyński zupełnie się załamał, w związku z czym jeszcze bardziej zaczął przypominać połamaną wersalkę z pokoju dziadka Jacka. Maryla spojrzała na niego sennym wzrokiem. Dziadek miał jednak zupełnie inne skojarzenia:
- W niezapomnianym roku 1904 w Mandżurii z kapralem Jedziniakiem wzięliśmy do niewoli rosyjskiego rewolucjonistę. Ani się spostrzegliśmy, jak zrobił nam psia kostka w armii rewolucję i musieliśmy przejść na stronę japońską. Trzask prast i po wszystkim.
Dziarskie chrapanie dało znać, że Morfeusz jednak wzgardził Marylą i wziął w swe objęcia dziadka Jacka.
- No dobrze, dziadek śpi, niech tata teraz opowie nam wszystko dokładnie ? zaproponował rzeczowo Maurycy.
Grzegorz Poszepszyński wziął się w garść.
- Poszedłem wyrzucić śmieci. Z podwórka zniknął w zasadzie nasz stary poczciwy metalowy kontener, do którego wszyscy z dziadkiem Jackiem na czele byliśmy tak przywiązani. Za to pojawiły się dwa nowe, z plastiku: jeden żółty, drugi w zasadzie czarny. Opróżniłem wiaderko do pierwszego lepszego, obracam się, a za moimi plecami stoi pan Władek i patrzy na mnie w zasadzie z nienawiścią. Mówi, że przez takich jak ja pasożytów cały blok z torbami pójdzie.
- Najprawdopodobniej pomylił cię ze szczurem ? perliście zaśmiała się Maryla Poszepszyńska
.
- Otóż wyobraź sobie, że nie pomylił. Te kolorowe kubły to jest właśnie zdobycz rewolucji. Teraz do żółtego kubła tylko lepsze w zasadzie towarzystwo będzie wiaderka opróżniać. My jesteśmy w zasadzie motłoch no i mamy czarny w zasadzie kubeł. To się nazywa segregacja. Rewolucję, albo nawet aparthaid jak w RPA, zrobiły nam dranie.
By zaakcentować swój sprzeciw wobec nowego porządku Grzegorz Poszepszyński tupnął na bliżej niezidentyfikowanych drani, co dziadka Jacka ostatecznie wyrwało na resztę dnia z objęć Morfeusza.
- Na czym ja skończyłem? – staruszek mlasnął dziarsko bezzębną szczęką.
- Na tym jak w wyniku rewolucji przeszliście na stronę japońską ? usłużnie podpowiedział dziadkowi Maurycy.
- A tak Na szczęście w tym samym czasie armię japońską przeciągnął na stronę Rosjan japoński rewolucjonista, dzięki czemu wojna w niezapomnianym roku 1904 mogła się toczyć po staremu ? dokończył przerwaną snem opowieść Jacek Maria Poszepszyński.
W tym momencie gajowemu Marusze, który przez cały czas ukrywał się w połamanej wersalce dziadka Jacka, przyszło do głowy, że rewolucja rewolucją, a ludziom i tak może się nie chcieć zmieniać starych nawyków.
Piotr Kanikowski
PS: Ponieważ nastał sezon ogórkowy, cotygodniowy felieton z cyklu “Moje trzy grosze” wstawiamy do szafy. Z tej samej szafy wyjmujemy kusy, rzec można plażowy, felieton z cyklu “Ogórki u Poszepszyńskich”. Nowy numer 24Tygodnika Legnica-Lubin już jest na mieście. Szukajcie nas i czytajcie.