W środę w Sejmie Komisja Regulaminowa i Spraw Poselskich podejmie drugą próbę rozpatrzenia wniosku Prokuratury Rejonowej w Legnicy o cofnięcie immunitetu posłowi Ryszardowi Zbrzyznemu. Lubiński parlamentarzysta jest podejrzany o składanie fałszywych zeznań w procesie syna, który po alkoholu spowodował kolizję drogową.
Poseł miał składać wyjaśnienia przed komisją w grudniu. Posiedzenie niefortunnie wyznaczono jednak na dzień, w którym Sejm debatował nad budżetem. Ponieważ Sojusz Lewicy Demokratycznej powierzył Ryszardowi Zbrzyznemu rolę głównego referenta stanowiska klubu w tym punkcie, lubiński parlamentarzysta nie mógł się stawić na zwołane równolegle posiedzenie Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich. W jego imieniu wniosek o odroczenie dyskusji nad immunitetem złożył poseł SLD Romuald Ajchler. Komisja zgodziła się na takie rozwiązanie, choć miała skrupuły, bo prokurator Ryszarda Beni – szefowa Prokuratury Rejonowej w Legnicy – specjalnie 6 godzin jechała do Warszawy aby przed posłami umotywować zarzuty wobec Zbrzyznego. Ostatecznie pani prokurator wróciła do Legnicy z niczym, a lubińskiemu parlamentarzyście wyznaczono nowy termin rozpatrzenia jego sprawy: 8 stycznia 2014 roku, godz. 12.
Prokuratura podejrzewa, że aby zapewnić synowi alibi poseł złożył w sądzie fałszywe zeznania. Szymon Z. został w lutym 2012 roku skazany prawomocnym wyrokiem za kierowanie samochodem po pijanemu i spowodowanie kolizji drogowej. Został rozpoznany, ale nie przyznawał się do winy. Najpierw twierdził, że za kierownicą siedziała jego żona. Potem, że to był kolega, któremu pożyczył swoje auto. W sądzie wersję syna potwierdzał wezwany w charakterze świadka poseł Ryszard Zbrzyzny. Pod przysięgą zapewniał, że syn nie mógł uczestniczyć w kolizji, bo w tym czasie był u posła w domu.
Za składanie fałszywych zeznań przed sądem kodeks karny przewiduje od miesiąca do 3 lat pozbawienia wolności. Sprawa może mieć dla posła jeszcze bardziej dotkliwe konsekwencje, bo osoby skazane prawomocnym wyrokiem za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego z mocy ustawy tracą prawo wybieralności. Gdyby Zbrzyzny stanął przed sądami, a te potwierdziły jego winę, utraciłby mandat i nie mógłby już nigdy kandydować do parlamentu. Dla tak doświadczonego, długoletniego parlamentarzysty byłby to prawdziwy cios – kres efektownej politycznej kariery.