Stan kierowcy, którego policjanci tydzień temu postrzelili w brzuch pod Wądrożem Wielkim, poprawia się, ale prokuratura wciąż nie może go przesłuchać. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że wyciągając broń funkcjonariusze nie popełnili błędu. Wcześniej mężczyzna próbował przejechać jednego z nich i pędząc 230 km/h zepchnąć radiowóz z autostrady.
Śledztwo w jaworskiej prokuraturze trwa. Nikt nie formuluje jeszcze ostatecznych wniosków, ale wszystkie dotychczasowe ustalenia wskazują, że ścigający 29-latka policjanci mieli powody, by bać się o swoje życie, i kiedy złapany w pułapkę natarł na nich samochodem, zaregaowali prawidłowo.
Coraz więcej wiemy o wydarzeniach, które rozegrały się w nocy z 11 na 12 sierpnia po tym, jak patrolujący Legnicę policjanci zwrócili uwagę na źle zaparkowane BMW. Zamiast poddać się kontroli, kierowca zaryzykował ucieczkę. Z nadmierną prędkością – do 230 kilometrów na godzinę – gnał najpierw ulicami Legnicy, potem przez kilkadziesiąt kilometrów autostradą A4 w kierunku Wrocławia. Zmuszał innych kierowców do zjeżdżania na bok. Wykonywał takie manewry, jakby chciał zepchnąć ścigający go radiowóz z drogi. Uszkodził policyjny wóz. Nie reagował na sygnały świetlne.
Pod Wądrożem Wielkim policjanci zablokowali drogę. Pirat wpadł w zasadzkę. Gdy wysiedli i wzywali go do opuszczenia BMW, nie reagował. Lekceważył okrzyki “Stój, policja!”. Zachowywał się w podejrzany sposób. Jakby szukał czegoś w schowku. W końcu zamiast sie poddać, gwałtownie cofnął autem, potrącając jednego z funkcjonariuszy. Policjant nie odniósl poważniejszych obrażeń tylko dlatego, że zdążył uskoczyć w bok. To po tym w kierunku BMW padły strzały. Trzynaście strzalów.
Gdy policjanci wyciągali kierowcę z samochodu, nadal zachowywał się agresywnie. Dopiero kiedy udało się go skuć kajdankami i odwrócić na plecy, zorientowali się, że jest ranny w brzuch.
Postrzelony pochodzi z powiatu bolesławickiego. Lubi szybką jazdę. Nie lubi policji.
Jak mówi Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy, zanim doszło do pościgu i strzelaniny, mężczyzna był dwukrotnie karany mandatami za brawurę na drodze. Za pierwszym razem bez uprawnień do kierowania samochodem prowadził volkwagena z nadmierną prędkością . Za drugim razem – nocą z 11 na 12 lipca, w okolicach Chojnowa – znów przekroczył prędkość i nie miał prawo jazdy. Gdy go złapali, odgrażał się funkcjonariuszom, że to ostatni raz, kiedy płaci mandat, bo kupił sobie szybkie auto i już nie pozwoli się dogonić.
I rzeczywiście, nocą z 14 na 15 lipca udało mu się uciec policji. Gdy funkcjonariusze próbowali go zatrzymać, przejechał przez chodnik i pognał pełną mocą w kierunku Bolesławca. Policjanci odpuścili, nie próbowali go ścigać, widząc, że nie mają szans. Za to spisali numery rejestracyjne auta i porozmawiali ze świadkiem, którego chwilę przedtem widzieli w samochodzie narwańca. Jemu też 29-latek zapowiadał, że więcej nie da się policji zatrzymać.
BMW, którym pirat drogowy uciekał przed pościgiem nocą z 11 na 12 sierpnia, miało lewe tablice rejestracyjne. Ale nie było kradzione.
- Śledztwo jest w toku. Czekamy na możliwość przesłuchania leżącego wciąż w szpitalu kierowcy. Jego stan się poprawił, ale rozmowa wciąż jest niemożliwa – mówi prokurator Liliana Łukasiewicz.
to co piszecie nie jest dziennikarstwem to jest po prostu trzymanie czyjejś strony jak możecie coś takiego pisać jak nie rozmawialiście z kierowca bmw są inni świadkowie a był karany ZA MANDATY co wy piszecie bo policja mówi że szybsze auto sobie kupi że potrąćił czy tacy jak wy już też nie bronią prawdy a co z tym malżeństwem co udzielili mu pierwszej pomocy co policja zabrała ich o 3 w nocy na przesluchanie co oni byli z boku jak policja strzelała co gdzie wasz instykt reporterski