Toczący sie przed legnickim sądem proces rodziny oskarżonej o handel ludźmi utknął w martwym punkcie. Żaden 28 Rumunów, którzy – zdaniem prokuratury – byli w Ścinawie przetrzymywani i zmuszani do niewolniczej pracy, nie zdecydował się na przyjazd w celu złożenia zeznań. Sąd rozważa zwrócenie się o pomoc do strony rumuńskiej, telekonferencję lub wyjazd do Rumunii.
Rumun Nikolae L., jego żona Kamila L. oraz młodszy brat Ioan L. żyli z handlu na bazarach. Według prokuratury, w okresie od 2006 do 2012 roku podstępem sprowadzali z Rumunii biedaków, także małoletnich, zabierali im dokumenty i przetrzymywali w złych warunkach w dwóch domach w Ścinawie, zmuszając do wielogodzinnej, wyczerpującej pracy na targowiskach.
Zeznania Rumunów, którzy mieli paść ofiarami wyzysku, są dla tej sprawy kluczowe. Sąd zarezerwował na ich przesłuchanie dwa czerwcowe terminy rozpraw. Ale ani wtedy, ani dzisiaj żaden świadek z Rumunii do Sądu Okręgowego w Legnicy nie dojechał. Niektózy w ogóle nie odebrali wezwań, inni nie zdecydowali się na ponowną podróż do Polski.
Oskarżyciel proponował, aby w tej sytuacji ograniczyć się do odczytania z akt sprawy zeznań, które pokrzywdzeni Rumuni złożyli w Prokuraturze Rejonowej w Lubinie tuż po zatrzymaniu Nikolae, Ioana i Kamili. Stanowczo sprzeciwił się temu obrońca oskarżonych, zwracając uwagę, że także w procesie przygotowawczym prokuratura nie umożliwiła mu udziału w przesłuchaniach pokrzywdzonych.
- Te przesłuchania zostały przeprowadzone z pogwałceniem artykułu 316 par. 1 Kodeksu Postępowania Karnego – zaatakował oskarżyciela publicznego mecenas Dariusz Niedźwiedź. – Co więcej, nie skorzystano także z możliwości, jakie stwarza artykuł 316 par. 3 kpk.
Przywołane przez mecenasa artykuły mówią o sytuacjach, kiedy istnieje obawa, że czynności śledztwa nie będzie można powtórzyć na rozprawie. Pierwszy z nich obliguje prokuraturę, aby dopuściła do udziału w przesłuchaniuch obrońcę lub pełnomocnika podejrzanych. Drugi daje możliwość zwrócenia się do sądu, aby to sąd dokonał przesłuchania już na tym etapie śledztwa.
Według przedstawicielki prokuratury, przesłuchania pokrzywdzonych Rumunów odbywały się w ciągu dwóch dni. To było skomplikowane logistyczne przedsięwzięcie i praktycznie cała lubińska prokuratura w tamtym czasie była w nie zaangażowana. Mecenas Niedźwiedź był w tych dniach obecny w gmachu prokuratury i, według oskarżyciela, musiał wiedzieć, że takie czynności są prowadzone. Nie wiadomo jednak, czy został formalnie powiadomiony o tych czynnościach. Dariusz Niedźwiedź twierdzi, że takiego powiadomienia nie było. Nie miał też możliwości uczestniczenia w przesłuchaniach także dlaetego, że były one prowadzone symultanicznie, przez co najmniej czterech prokuratorów.
W tych okolicznościach sąd nie mógł ograniczyć się do odczytania protokołów zeznań pokrzywdzonych z akt sprawy.
- Samo odczytanie zeznań naruszało by nie tylko prawo oskarżonych do obrony, ale też ich prawo do uczciwego procesu – wyjaśniał sędzia Bartłomiej Treter.
Sąd zdecydował, że zwróci się do strony rumuńskiej z prośbą o przesłuchanie świadków i umożliwi oskarzonym zadawanie pytań pokrzywdzonym z Rumunii. W grę wchodzą trzy możliowści. Przesłuchania może poprowadzić strona rumuńska, wykorzystując przy tym listę pytań przygotowaną przez sąd, oskarżyciela i obronę. Sędzia Treter optowałby jednak raczej za zorganizowaniem telekonferencji, o ile techniczne uwarunkowania pozwolą na takie przeprowadzenie rozprawy. Trzecia możliwość to wyjazd sądu do Rumunii. Wprawdzie Nikolae, Ioan i Kamila nie będą mogli wziąć w nim udziału (obowiązuje ich zakaz opuszczania kraju), ale mają swego pełnomocnika, co powinno zagwarantować ich prawa jako oskarżonych.
Drukuj
Email
