Pasjonaci ze złotoryjskiego stowarzyszenia Aureus Mons ubolewają nad poniemieckim schronem, bezpowrotnie zniszczonym w ramach przygotowywania terenu pod budowę Domu Spotkań i Integracji Społecznej Złotoryi i Pulsnitz. Prace są prowadzone pod nadzorem legnickiego konserwatora zabytków a przy wyburzaniu obecny był archeolog Witold Łaszewski. – Jeśli coś leży w obrębie inwestycji, to trudno to zachować – tłumaczy.
O bunkrze na podwórzu Szkoły Podstawowej nr 1 w Złotoryi wiadomo było nie od wczoraj. Wciąż żyją złotoryjanie, którzy bawili się w nim jako dzieci. Zachowały się też dotyczące go dokumenty. Mimo tego gdy w 2005 roku przy okazji remontu szkolnego boiska ściągnięto warstwę ziemi i odsłoniło się wejście do schronu, możliwość zajrzenia do środka była dla wielu sporą sensacją. Wtedy udało się bunkier ocalić – zabezpieczyć i zasypać. Tym razem miłośnicy Złotoryi spóźnili się z interwencją.
Korytarzom nic się nie stało, ale wejście zostało bezpowrotnie zniszczone. Witold Łaszewski, który jako archeolog nadzoruje prace na budowie, bagatelizuje sprawę. Wbrew dotychczasowym opiniom twierdzi, że schron nie pochodził z czasów II wojny światowej, ale był dziełem socjalistycznych rąk – ani specjalnie wartościowym, ani ciekawym. Nie ma tu typowych dla niemieckich konstrukcji komór, a jedynie zwykłe korytarze.
- Zbrojenie z rurek gazowych, beton lany etapami, a nie ciągle, ogólnie partactwo – mówi. – Gdyby w ten schron trafiła bomba, to w środku wszyscy by zginęli.
Przemek “Komuna” Markiewicz, rozmiłowany w powojennej historii Polski prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Złotoryi Aureus Mons, kwestionuje twierdzenia Łaszewskiego.
- Choć nie jestem ekspertem, na zdjęciach zrobionych w 2005 roku przez kolegów z Betonetu widać zbrojenie z szyn. Rurki, owszem, pojawiają się, ale nie jako element zbrojenia. Prawdopodobnie pełniły rolę wentylacji – uważa Markiewicz. Jego zdaniem zaraz po wojnie na tym terenie nikt nie myślał o budowie nowych schronów, bo dość było innych problemów.
Tezie Witolda Łaszewskiego, że bunkier wybudowano w latach pięćdziesiątych, by chronił uczniów Szkoły Podstawowej nr 1 w Złotoryi przed ewentualnym atakiem atomowym ze strony zachodnich imperialistów, przeczą również dokumenty. Na przykład datowane na koniec listopada 1946 roku pismo starosty złotoryjskiego, w którym informuje dowódcę jednostki wojskowej w Jeleniej Górze, że “po opuszczeniu gmachu szkolnego przez Powiatową Komendę Milicji Obywatelskiej w Złotoryi, która gmach ten dotychczas zajmowała stwierdzono, że w schronie znajdującym się na dziedzińcu szkolnym, znajduje się znaczna ilość dynamitu, panzerfaustów oraz bomb moździerzowych?. Późniejszy o 2 miesiące jest szkic wspomnianego schronu przeciwlotniczego, przesłany do “Urzędu Wojewódzkiego Wrocławskiego” wraz z informacją, że wewnątrz znaleziono porzuconą przez armię niemiecką amunicję i materiały wybuchowe. Czy to możliwe, żeby w kilka miesięcy po zakończeniu wojny wybudowano bunkier i złożono w nim niemieckie pociski?
- To bardzo mało prawdopodobne – mówi złotoryjski historyk Roman Gorzkowski. Jego zdaniem należy żałować, że bunkier uległ zniszczeniu.
- Złotoryja ma niewiele takich obiektów. Owszem, dbamy o średniowieczne zabytki, ale bunkier z czasów II wojny światowej to byłoby coś nowego i ciekawego – uważa Roman Gorzkowski.
Biuro Konserwatora Zabytków w Legnicy potwierdza, że inwestor miał zezwolenie konserwatora na prowadzenie badań. Po zakończeniu inwestycji do konserwatora ma zostać jeszcze złożona dokumentacja. Wszyscy zainteresowani będą mogli się z nią zapoznać.
- Archeolog archeologiem, ale szkoda, że przed zburzeniem wejścia do bunkra nie obejrzał go jeszcze specjalista od obiektów militarnych – żałuje Roman Gorzkowski.
ZDJĘCIA: ARCHIWUM PAŃSTWOWE w LEGNICY, BETONET, PRZEMYSŁAW MARKIEWICZ
PS: Za pomoc w przygotowaniu artykułu i udostępnienie archiwalnych materiałów ze swych zbiorów dziękuję Przemysławowi Markiewiczowi.