Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  wiadomości  >  Current Article

“Pijany kierowca = morderca”. Proces i protest

Przez   /   08/12/2015  /   1 Comment

Krewni i przyjaciele 29-letniego Damiana Wojciechowskiego, który zginął potrącony na pasach przez pijanego kierowcę, przyszli dziś do Sądu Rejonowego w Legnicy w koszulkach z portretem zmarłego. Chcą nie tylko surowego wyroku dla Marka Z., ale też zmian w prawie, by sprawcy śmiertelnych wypadków po alkoholu byli traktowani na równi z mordercami. 

Za morderstwo grozi do 25 lat więzienia, a w wyjątkowych przypadkach dożywocie. Maksymalna kara dla pijanego sprawcy wypadku ze skutkiem śmiertelnym to 12 lat pozbawienia wolności.

- Tu śmierć i tam śmierć. Dlaczego zabójca, który używa noża lub siekiery, jest traktowany inaczej od tego, który za narzędzie zbrodni ma samochód? – nie potrafi zrozumieć Józef Wojciechowski, ojciec Damiana. – Nas już skazano na dożywotnią traumę – dodaje.

Przed Sądem Rejonowym w Legnicy ruszył proces 31-letniego Marka Z. 13 sierpnia 2015 roku wziął urlop, pojechał na urlop do kolegi do Kunic, wypił – jak twierdzi – piwo. Był gotów spać w samochodzie, ale koleżanka nalegała, by wracać do Legnicy, więc odpalił swego Nissana Almerę i pojechali.

Damian Wojciechowski był tego wieczoru z siostrą i jej koleżanką w Parku Miejskim. Poszli popatrzeć na gwiazdy. Pogadać. Około północy rodzeństwo zdecydowało, że odprowadzą koleżankę do domu. Właściwie to Damian się uparł. Zawsze był taki opiekuńczy, troskliwy.

Przejście dla pieszych przez ul. Wrocławską, za mostem, oświetlały latarnie. Sygnalizacja nie działała, ale pulsowały pomarańczowe światła nakazujące ostrożność kierowcom i pieszym. Ulica była pusta, cicha. Damian, Katarzyna i Sandra przeszli przez jeden pas ruchu, na wysepce pośrodku jezdni upewnili się, że nic nie nadjeżdża i ruszyli po pasach na drugą stronę drogi. Zrobili może dwa kroki, gdy zza wzniesienia wyskoczyły dwa rozpędzone samochody. To była sekunda. Kierowcy hondy, który z trudem wyhamował przy pasach, Damian zdążył pokazać ręką “Jak jedziesz, baranie”, nim drugi samochód – Nissan Almera Marka Z. – zmiótł go z pasów. Dziewczyny szyły odrobinę z przodu, uskoczyły. Poczuły pęd powietrza, usłyszały huk. Katarzyna spojrzała w bok i zobaczyła ciało brata wiezione na masce samochodu a potem wyrzucone w górę, lecące kilkanaście metrów w powietrzu i  uderzające o ziemię.

- Podbiegłam do Damiana – opowiada. – Myślałem, że nie żyje, więc ucieszyłam się, gdy zobaczyłam, że jest przytomny, mruga oczami. Chciałam dzwonić po pomoc, ale Sandra już wezwała karetkę, więc zajęłam się bratem. Był w strasznym stanie, cały zakrwawiony, z otwartymi złamaniami. Wszystko, co mogłam zrobić, zanim przyjechało pogotowie, to potrzymać mu głowę i wspierać słowem.

Damian przeżył jeszcze 19 dni. Karetka przywiozła go do szpitala potwornie zmasakrowanego. Miał złamania obu nóg oraz prawego przedramienia, uraz twarzoczaszki, odmę płuc, uszkodzoną wątrobę.

- Zobacz, kogo zabiłeś – w sądzie Józef Wojciechowski podsuwał Markowi Z. pod oczy oprawione jak obraz zdjęcie syna.

- Gdybym mógł to przewidzieć, na pewno nie wsiadłbym do tego auta – powtarzał Marek Z. – Jak wsiadałem, to czułem, że jestem wypity, ale nie myślałem, że coś takiego się stanie.

Przyznaje się do winy i przeprasza. Chudy, wymizerowany, z podkrążonymi oczyma, skuty kajdankami i łańcuchem, pilnowany w ławie oskarżonych przez kilku policjantów. Twierdzi, że tamtej nocy nie jechał więcej niż 60 kilometrów na godzinę. Pieszych na przejściu nie widział, tylko hondę, która zatrzymała się przed zebrą na lewym pasie. Tłumaczy, że zagadał się z koleżanką i już nie było czasu, by hamować. Nie chcąc uderzyć w tył auta, wyminął je z prawej. I trafił na Damiana.

- Nie chciałem – mówi.

Józef Wojciechowski pamięta, że zaraz po wypadku widzieli się na SOR-ze w szpitalu: – Przywieźli go w konwoju policyjnym na badanie. Klęczał. Spytałem “Co zrobiłeś”. On, że przeprasza. Był pijany. Nie było z kim rozmawiać.

Dlatego Józefa Wojciechowskiego nie dziwi, że po wypadku Marek Z. nawet nie próbował pomóc jego synowi. – Jakiej pomocy mógłby udzielić człowiek, który ma alkohol we krwi? – pyta.

Marek Z. pamięta, że wygramolił się z nissana przez przednią szybę i krzyczał: “Ratunku!”.

Miał 2,1 promila alkoholu w organizmie.

- Był pijany – zeznawała w sądzie Sandra. – Bardzo pijany. Kiedy wyszedł z samochodu, od razu poczułyśmy odór alkoholu.

Okazało się, że Marek Z. nie po raz pierwszy prowadził samochód na podwójnym gazie. W grudniu 2013 roku wpadł i stracił prawo jazdy. Gdy 13 sierpnia 2015 roku siadał za kierownicą Nissana Almery, musiał wiedzieć, że łamie orzeczony dwa  lata wcześniej sądowy zakaz prowadzenia pojazdów.

Prokuratura deklaruje, że będzie żądać dla oskarżonego surowej kary.

- Niezależnie od wyroku, karą jest to, że będą musiał z tym żyć do końca życia – mówi Marek Z.

- Mojemu synowi już nic, żaden sąd, życia nie wróci. Ale może walcząc o zaostrzenie prawa, uratujemy przed śmiercią z rąk pijanych kierowców inne dzieci – przekonuje Józef Wojciechowski.

FOT. PIOTR KANIKOWSKI

 

 

 

 

 

    Drukuj       Email
  • Publikowany: 3265 dni temu dnia 08/12/2015
  • Przez:
  • Ostatnio modyfikowany: Grudzień 8, 2015 @ 5:31 pm
  • W dziale: wiadomości

1 komentarz

  1. Złotoryjak pisze:

    Możecie coś zrobić z tą irytującą reklamą? Zamyka się dopiero po 4 kliknięciu w X a i tak pojawi się po wejściu w artykuł i tak w koło Macieju…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

img_5342,mVqUwmKfa1OE6tCTiHtf

Koniec sporu zbiorowego w MOPS. Jest porozumienie

Read More →