- To jest, Marylo, deskorolka. Uważam, że mam za mało ruchu, o, brzuch mi rośnie ? nie wstając z wersalki Grzegorz Poszepszyński podrapał się w pępek. – A poza tym skoro już w moim mieście za moje podatki otwiera się skatepark, to jako uczciwy w zasadzie podatnik chciałbym coś z tego mieć.
Słowa męża wstrząsnęły Marylą do tego stopnia, że oniemiała na kilkadziesiąt sekund. Poruszając bezgłośnie ustami, wpatrywała się to w męża, to w znalezioną w przedpokoju deskorolkę.
- Maurycemu kupiłeś? – przemówiła w końcu, a jej głos pobrzękiwał nadzieją.
- Tak, Maurycemu. I nam wszystkim. To familijna deskorolka. Będziemy na niej jeździć w naszym nowym wspaniałym skateparku, który prezydent wybudował w zasadzie sobie i nam odejmując od ust dziewięćset tysięcy złotych. Wszyscy będziemy na niej jeździć.
Nadzieja umiera ostatnia. Maryla Poszepszyńska przełknęła ślinę:
- Jak to wszyscy? Na jednej deskorolce?
- Zrobi się grafik. Ty z tatusiem przed południem, ja z Maurycym po południu.
- Zwariowałeś, Grzegorzu, najprawdopodobniej zwariowałeś. Chcesz nas wszystkich pozabijać ? umarła nadzieja.
- To nie jest w zasadzie takie trudne. Poczekaj, przyjdzie pan Włodek i wszystko nam pokaże.
Rzeczywiście, nie minęło dużo czasu gdy zjawił się pan Włodek. Podwinął nogawki w gustownym dresiku z dwoma paskami i z entuzjazmem zabrał się do demonstrowania możliwości deskorolki. Skromny metraż mieszkania Poszepszyńskich znacznie ograniczał te możliwości.
Być może dlatego mimo wysiłków sąsiada sceptycyzm Maryli nie uległ znaczącym sublimacjom.
- Mnie się to kojarzy z prosektorium. Tam też ciała jeździły na wózkach z kółkami ? mruczała ponuro.
- To może ja otworzę drzwi na klatkę schodową ? zaproponował dziadek Jacek. W odróżnieniu od córki, jemu po każdej akrobacji na wersalce coraz wyraźniej udzielił się entuzjazm pana Włodka. – W 1932 roku podczas głośnego procesu Zachariasza Dorożyńskiego, zabójcy Igi Korczyńskiej, tancerki Teatrzyku Ananas w Warszawie, też otworzono drzwi. Ten prosty, prawda, zabieg pozwolił całej stolicy spojrzeć w twarz oskarżonemu. Tłum wepchnął się do sali, naparł na barierki, domagał się śmierci zwyrodnialca. Obrońca Dorożyńskiego naparł na tłum, domagał się rozstrzelania prowokatorów. Wparowała policja. Widowisko od razu nabrało charakteru i mocy.
Nie inaczej stało się po otworzeniu drzwi u Poszepszyńskich. Pan Włodek wziął rozpęd, śmignął na deskorolce między kłami Murzyna a półką na buty, zgrabnie przeskoczył próg, okręcił się w powietrzu o 90 stopni i opadł w dół po schodach.
- Hohohooo ? niosło się za nim wołanie, które gdzieś na poziomie drugiego piętra zmieszało się ze zdecydowanie mniej radosnym belcanto ?Aaaaaaa!?. To zawył zmieciony ze schodów Gajowy Marucha, który akurat wybrał się do Poszepszyńskich pożyczyć sól. Wychylona na klatkę schodową rodzina nasłuchiwała obu okrzyków w skupieniu. Gdy po kilku sekundach zapadł głucha cisza, Maryla pokiwała głową: – Zupełnie jak w prosektorium.
Piotr Kanikowski
PS: Ukazał się nowy numer bezpłatnego 24 Tygodnika Legnica-Lubin. Pismo jest dostępne w sklepach i urzędach na terenie Legnicy oraz Lubina.