Franciszek Gogół w obronie praw zwierząt przebiegł 3200 kilometrów. Był w drodze 64 dni. Zdarł trzy pary butów. Nabawił się dwóch kontuzji. Miał jednego towarzysza – kundelka Dino, który większość trasy przejechał w pchanym przez biegacze wózku. Dziś w południe wrócili do domu. Legnica zgotowała im gorące powitanie.
Pod siedzibą OSiR-u czekały przedszkolaki, miłośnicy zwierząt, przedstawiciele ratusza z prezydentem Tadeuszem Krzakowskim i wiceprezydent Dorotą Purgal na czele, przyjaciele, znajomi, nieznajomi, spora grupa dziennikarzy i fotoreporterów. Była szampan w plastikowych kubeczkach, tort z mapą Polski, kwiaty, dyplomy. Telebim, by można było obserwować jak pan Franek eskortowany przez legnickich biegaczy wbiega w ulicę Najświętszej Marii Panny. Z głośników popłynęły dźwięki “We are the champions”, gdy mógł się w końcu zatrzymać i pomyśleć o odpoczynku.
O wyprawie 57-letniego zduna z Legnicy od kilku tygodni piszą gazety w całym kraju. Jest pierwszym w historii człowiekiem, który obiegł Polskę z psem. Dino to nieprzypadkowy towarzysz – pan Franciszek chciał pokazać wszystkim, ile radości mogą czerpać człowiek i pies ze wspólnego przebywania. W mijanych miejscowościach przypominał o prawach zwierząt, ilekroć nadarzyła się okazja.
- Nie jest z tym dobrze, zwłaszcza na wsi – mówi Franciszek Gogół. – Widziałem psy trzymane w gospodarstwach na zbyt krótkiej uwięzi, bez wody, brudne.
Sześć razy na swej drodze legniczanin napotykał porzucone przez ludzi zwierzęta. Notował po drodze swoje spostrzeżenia. Jak odpocznie będzie chciał spotkać się z przyjaciółmi i porozmawiać, co można z tym zrobić.
Ludzie, których spotykał podczas dwumiesięcznego biegu, byli na ogół sympatyczni i życzliwi. Franciszkowi Gogółowi szczególnie zapadła w pamięć gościnność pań z Fromborka, które urządziły przyjecie na jego cześć i oprowadziły go po mieście. O prezesie OSP w Nowym Dworze Gdańskim mówi “złoty człowiek”. Polacy zupełnie bezinteresownie zapraszali go pod swój dach, pomagali jak mogli, wskazywali drogę i dotrzymywali towarzystwa, gdy wybiegał rano na kolejne etapy.
Byłby w Legnicy szybciej, ale na północy nabawił się naciągnięcia ścięgien i musiał zrobić sobie krótką przerwę. Ale pan Francek nie ma dosyć biegania:
- Odpocznę trochę i zacznę się rozglądać za jakimś półmaratonem – deklaruje.
Dino jest w dobrej kondycji. Napił się wody i od razu zaczął baraszkować z dziećmi. Obrożę z medalem za obiegniecie Polski ściągnął zębami i rozszarpał na strzępy. W końcu nie wybrał się w Polskę dla zaszczytów, ale żeby ludzie byli ludźmi dla psów.
FOT. PIOTR KANIKIWSKI