“Nowy Dekameron” aplikuje 22 opowieści jako antidotum na zarazę, nudę i samotność. Dla mnie premiera tego projektu zamieniła się w kontemplowanie niezwykłego zestawu aktorskich osobowości, jakie tworzą Teatr Modrzejewskiej w Legnicy, ich rozlicznych talentów, wyobraźni, sprawności na każdym polu. Także sprawności technicznej, co akurat przy tej realizacji ma kolosalne znaczenie.
Napisany w połowie XIV wieku “Dekameron” Boccaccia to sto frywolnych opowieści, którymi zabawia się w 1348 roku grupa młodych Florentyńczyków w oczekiwaniu na koniec zarazy. Na inspirowany tamtym dziełem “Nowy Dekameron” Teatru Modrzejewskiej złożyły się 22 scenki z czasów pandemii koronawirusa SARS CoV-2. Za przykładem sprzed prawie siedmiuset lat legniccy aktorzy próbują przezwyciężyć zmęczenie kwarantanną i wiążące się z chorobą lęki, snując plotkarskie opowieści o miłosnych podstępach, głupich mężach, żonach doprawiających im rogi, obłudnikach skrywających przed światem zwierzęcą chuć i cnotliwych pięknościach, które oparły się pokusie.
Za dużo ich, tych historii. W tym natłoku wydają się zbyt błahe i przewidywalne, by którąś na dłużej zatrzymać w pamięci. Widz łatwo by się nimi znużył, gdyby nie następujące szybko zmiany rytmu spektaklu oraz fascynujący kalejdoskop form lub konwencji, zastosowanych przez aktorów-narratorów. Tak. Na “Nowy Dekameron” patrzyłem jak na fajerwerk pomysłów. Tak patrzy się w sylwestrowe noce na te wszystkie bengalskie chryzantemy, palmy i komety, które w górze rywalizują ze sobą o spojrzenia gawiedzi. Na kilka sekund przykuwają wzrok a potem – choćby były najpiękniejsze – gasną. Nieubłaganie i beznadziejnie rozpływają się w ciemności.
Dla mojego mózgu znacznie ciekawsze od podążania za opowiadanymi po kolei historiami było przyglądanie się, jak odizolowani od siebie nawzajem, bez widzów, pozamykani w domach aktorzy próbują przezwyciężyć ograniczenia materii i mimo wszystko robić teatr. Bo Helenka nie pęka. Rzucony przez Jacka Głomba pomysł przygotowania w odosobnieniu “Nowego Dekameronu” zamienił się w warsztaty kreatywności.
To ciekawe doświadczenie, bo przyzwyczaiłem się postrzegać zespół aktorski Teatru Modrzejewskiej głównie jako zespół właśnie, drużynę, idealnie zestrojony ze sobą komplet instrumentów. Tu te instrumenty z konieczności zabrzmiały solo. Jeśli poprzednia legnicka premiera, “Fanny i Aleksander” Bergmana w reżyserii Łukasza Kosa, zaświadczała o umiejętności drużynowego grania na mistrzowskim poziomie, to “Nowy Dekameron” stał się egzaminem z indywidualizmu.
Gdybym miał użyć kulinarnego porównania, powiedziałbym, że zamiast zblendowanej zupy-krem dostałem na talerz zrobioną z tych samych składników sałatkę, co skutkuje możliwością delektowania się każdym z jej elementów z osobna bez rezygnowania z szansy na docenienie smaku całej kompozycji. Obok siebie leżą subtelna, posługująca się niedopowiedzeniem animacja Bartosza Bulandy i rubaszny teatrzyk lalkowy Roberta Gulaczyka, gdzie nie owija się “tych spraw” w bawełnę. Mamy klasyczny kostiumowy teatr cieni współgrający z youtuberowymi śmichami-chichami w stylu “A ja żem jej powiedziała, Kaśka…” (Paweł Wolak, Katarzyna Dworak). Jest rozwlekła, stylizowana na południowoamerykańską soap operę historia o pokutującym duchu (Małgorzata Urbańska, Bogdan Grzeszczak) i zamknięta w kilku trafionych w punkt dynamicznych scenach współczesna przypowieść o osiedlowej strażniczce moralności (Zuza Motorniuk, Magda Biegańska). Przekombinowaną, moim zdaniem, trudną etiudę Magdy Skiby można od razu przegryźć opartym na suspensie, prostym, konsekwentnie zrealizowanym projektem Małgorzaty Patryn. Mimo różnorodności (indywidualizm) “Nowy Dekameron” nie rozpada się na kawałeczki. Dzięki świetnej robocie montażysty (Karol Budrewicz) i autora muzyki (Łukasz Matuszyk) nietrudno jest zrobić krok w tył i zobaczyć w tym projekcie – tak jak obiecywał Jacek Głomb (opieka reżyserska) – integralną całość.
Opowieści ulatują, a co zostaje? Płynący z offu głos Magdy Biegańskiej zestawiony z pięknie skomponowanym, monumentalnym kadrem ze sceny “Zręczna odpowiedź” – hipnotyzującym, nieruchomym, wymownym jak przyszpilona do tablicy pocztówka z innego świata. Boży gniew malujący się na twarzy Zuzy Motorniuk pilnującej przestrzegania kwarantanny na swoim podwórku. Szlachetna powściągliwość w grze Gabrieli Fabian, która posługując się kilkoma oszczędnymi gestami buduje w swojej kuchni atmosferę życia za klauzurą. Joanna Gonschorek, dwojąca się i trojąca, aby zrobić co trzeba. Połączony z plastycznym talentem dowcip Aleksandry Listwan, która do swej animacji zaangażowała nie tylko cały zespół, ale też (jeśli dobrze rozpoznaję) pewnego obrażonego na teatr polityka.
Osobno muszę wspomnieć o czterech migotliwych, kolorowych, nasyconych zmysłowością teledyskach Ewy Galusińskiej do zaśpiewanych przez nią piosenek. Bardzo mi się podobały. Trudno uwierzyć w zapewnienia aktorki, że coś tak dopracowanego, kompletnego, mogło powstać wyłącznie w oparciu o techniczne możliwości, jakie stwarzają kamera w telefonie i zwykły laptop.
Najmocniej zapadł mi jednak w pamięć Rafał Cieluch z “Prologu”, miotający się samotnie po mieszkaniu niczym zamknięte w klatce dzikie zwierzę, i zmęczona twarz Pawła Palcata zmywającego w “Posłowiu” klaunowską maskę. Te dwie sceny wydają mi się kluczowe, bo zestawione z całą resztą biorą zestaw inspirowanych Boccacciem krotochwili w cudzysłów. Mówią: to zmyślone historie, literatura. Zobaczcie teraz coś prawdziwego. Spójrzcie w lustro. Rozejrzyjcie się po pokoju, w którym odbywacie kwarantannę.
Pisząc to, dziwię się sam sobie, bo opowiadanie mam za jeden z największych wynalazków ludzkości. Kim bylibyśmy dzisiaj, gdyby kilkanaście tysięcy lat przed narodzeniem Chrystusa nasi przodkowie nie zapragnęli podzielić się ze swymi współplemieńcami opowieścią o emocjach polowania i nie zaczęli smarować węglem, farbą po jaskini w Lascaux? Kim bylibyśmy bez snutych potem niezliczoną ilość razy opowieści o Gilgameszu, Odyseuszu, Rolandzie, Robinsonie Crusoe, Czterech Muszkieterach. Batmanie i Klosie? “Nowy Dekameron” mógłby być hołdem dla opowieści jako formy ludzkiej aktywności, gdyby nowele Boccaccio były warte powtórzenia po siedmiuset latach. Najnowsza premiera (online) w Teatrze Modrzejewskiej w Legnicy utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie są. I przewrotnie dowiodła, że warto ich posłuchać dla innej przyjemności – dla przyjemności obcowania z opowiadającymi.
To mnie poruszyło. Z “Nowego Dekameronu” – z tego heroicznego wysiłku, by grać wbrew okolicznościom – przebija aktorska tęsknota za żywym teatrem. Za spotkaniem w niewirtualnej rzeczywistości.
Oby niedługo.
Piotr Kanikowski
FOT. SCREENY ZE SPEKTAKLU “NOWY DEKAMERON” TEATRU MODRZEJEWSKIEJ W LEGNICY