Mija tydzień od manifestacji w obronie szwaczki z legnickiej fabryki firanek, zwolnionej dyscyplinarnie za wywieszenie związkowej flagi na bramie. Zarząd spółki ADO nie przejął się pikietami ani postawionym przez Solidarność ultimatum. Nie przywrócił kobiety do pracy. Zarządowi Regionu Zagłębie Miedziowe NSZZ Solidarność nie pozostało chyba nic innego jak eskalować protesty pod fabryką firanek.
W ubiegłą środę pod należącą do niemieckiego przedsiębiorcy fabryką firanek ADO manifestowało około trzystu związkowców. Przewodniczący Zarządu Regionu Bogdan Orłowski przez megafon mówił, że dają władzom spółki czas do północy. Groził, że jeśli w tym czasie nie zapadnie decyzja o powrocie pani Teresy do pracy, związkowcy z innych regionów Polski zjadą się do Legnicy na manifestację, a Komisja Krajowa NSZZ Solidarność przyjedzie na specjalne posiedzenie.
Czas ultimatum minął i nic się nie wydarzyło. Cały czwartek Zarząd Regionu Zagłębie Miedziowe NSZZ Solidarność czekał na sygnał od niemieckich przedsiębiorców. Nie nadszedł ani w czwartek, ani w piątek, ani w weekend, ani w poniedziałek. Zarząd spółki ADO nie pozwolił pani Teresie wrócić do pracy.
Solidarność sama zapędziła się w kozi róg: może teraz albo podwinąć ogon pod siebie, albo eskalować konflikt w nadziei, że Niemcy w końcu pękną.
- Nie chcielibyśmy kolejnych pikiet – mówi Bogdan Orłowski, przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ Solidarność, pytany o to, czy będą kolejne protesty pod ADO.
Przypomnijmy: pani Teresa 26 marca wywiesiła na bramie fabryki firanek ADO w Legnickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej flagę Solidarności. Wiceprezes spółki wręczył jej za to zwolnienie dyscyplinarne. Zdaniem Solidarności, naruszył przy tym prawa pracownicze i związkowe (jako członkini komisji zakładowej Solidarności kobieta była objęta prawną ochroną). Zarząd Regionu skierował doniesienie do prokuratury. W sądzie wspiera panią Teresę w walce o przywrócenie do pracy.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI
Drukuj
Email
