Przebudowa placu Słowiańskiego w Legnicy zaczęła się symbolicznie – od wycinki drzewa. Sam projekt – klepisko z szarego granitu, betonu i asfaltu – stoi w sprzeczności z ładnymi hasłami wymyślanymi w ratuszu w rodzaju „green light” czy „green city”.
Projekt wydaje mi się anachronizmem, zwłaszcza w obliczu jednego z podstawowych wyzwań XXI wieku: ocieplenia klimatu. To stracona szansa na wygospodarowanie w centrum Legnicy przyjaznej dla przechodniów oazy zieleni. Kilka miesięcy temu w interpelacji skierowanej do prezydenta Tadeusza Krzakowskiego zwracała na to uwagę radna Karolina Jaczewska-Szymkowiak. Reprezentuje jednak opcję, której rad nikt w ratuszu z zasady nie traktuje poważnie. A szkoda.
Być może w momencie, w którym Karolina Jaczewska-Szymkowiak zgłosiła swoje zastrzeżenia, było już za późno na grzebanie w dokumentacji. W tej sytuacji otwarte pozostaje pytanie, dlaczego urzędnicy z legnickiego magistratu tak zatroskani na konferencjach prasowych o małą retencję, miejskie pszczoły, szklane butelki na wodę mineralną i ekologiczne rurki w drinkach sami nie zauważyli, że beton jest be. Odkąd w 2016 roku rozstrzygnięto konkurs na zagospodarowanie placu Słowiańskiego ukazały się setki krytycznych tekstów o pladze betonozy, więc był czas na taką refleksję.
Realizowany projekt przewiduje nasadzenia m.in. szpaleru drzew w zachodniej części placu. Cóż z tego skoro jednocześnie pod topór pójdzie kilkanaście dorodnych platanów, lip czy świerków, ocieniających obecne ciągi komunikacyjne. Wbrew oczekiwaniom, przestrzeń placu Słowiańskiego po przebudowie niespecjalnie będzie sprzyjać odpoczynkowi, zwłaszcza że z powodów finansowych miasto w ostatniej chwili wykreśliło z projektu fontannę.
Czy można budować green city z granitu? A czemu nie? W końcu to tylko taka urzędnicza mowa-trawa…
Piotr Kanikowski
FILM. URZĄD MIASTA W LEGNICY
Trudno się nie zgodzić z redakcją. Pomysły urbanistyczne włodarzy tego miasta są mocno kontrowersyjne. Najpierw zniszczono zabudowę wokół centrum stawiając domy z betonu a obecnie utrudnia się życie kierowców tworzeniem niezliczonej liczby rond, których jedynym pożytkiem są krociowe dochody wykonawców. Po co było wydawać miliony na system organizacji transportu jeżeli ronda to skrzyżowania o ruchu niekierowanym a więc nie włączone do systemu zarządzania korkami w mieście?