Ma rację dyrektor Zbigniew Kraska, gdy awanturę o dziurę wykutą w holu teatru pozycjonuje jako odwieczny – i nierozstrzygalny w sumie – spór o granice wolności artystycznej. Traktując sztukę jako układ immunologiczny ludzkiej cywilizacji, na własne potrzeby zawsze zakreślałem te granice bardzo szeroko – na pewno daleko poza horyzontem, który swym legnickim performance wytyczył Mieczysław Gryza. Nie ukrywam, że jestem zaskoczony reakcjami na ten wieczór. Uważam je za histeryczne i nieprzystające do rzeczywistości. W zdumienie wprawiły mnie zwłaszcza wypowiedzi lokalnych autorytetów, które miałem za fighterów wolności. Wszelkiej wolności, bez przymiotników.
Autorytarne próby określania, co artyście wolno a czego nie wolno, są – w moim odczuciu – nieporozumieniem. Sztuka ze swej natury nie powinna się bać przekraczać barier, przesuwać w nowe rejony, podejmować ryzyko niezrozumienia, testować ludzką wrażliwość i nasłuchiwać odzewu na swą bezczelność.
Mnie nie oburza ta odrobina ukruszonej cegły i tynku, choćby historycznego – wcale nie dlatego, że utraciłem wrażliwość na barokową architekturę, ale z innego powodu: dostrzegam sens oraz cel działań poznańskiego artysty. Tak samo nie oburzały mnie polskie flagi, które Marek Raczkowski wkładał w psie kupy ani męskie genitalia zawieszone przez Dorotę Nieznalską na krzyżu – żeby wspomnieć najgłośniejsze przykłady podobnych kontrowersji. Jednocześnie trudno mi zaakceptować „Piramidę zwierząt” Kazimiery Kozyry, nawet gdy wiem, że wypreparowane przez artystkę koń i kogut i tak były przeznaczone na ubój. Jeszcze większy sprzeciw budzi we mnie to, co robi działający na pograniczu nauki i sztuki Gunter von Hagens, który wystawia na całym świecie w charakterze eksponatów ludzkie zwłoki poddane procesowi plastynacji. Dla mnie wolność artysty kończy się tam, gdzie pracownię można pomylić z rzeźnią lub kostnicą.
Dla Jacka Podsiadły, który kilkanaście lat temu napisał o artystycznych prowokacjach poruszający tekst „Jak zepsuć słońce” (TUTAJ, polecam) niedopuszczalne było zrobione przez Andresa Serrano zdjęcie krucyfiksu zanurzonego w moczu, bo do tego Chrystusa całe życie modliła się jego babcia. I ja to rozumiem. A teatralnej draki z dziurą nic a nic. Zabijcie mnie, tak mam.
Piotr Kanikowski