-Nie miejcie do mnie pretensji o tę trutkę sypaną do kiełbasy – wyszukaną, po wielekroć testowaną frazą kaja się przede mną na wpół pijany znajomy rzeźnik. Jedną ręką wspiera się o kierownicę składaka, drugą zatacza w powietrzu zamaszysty łuk – przez moment wydaje się, że zaraz straci równowagę i runie u mych stóp. Ale nie, nachyla się tylko do przodu, jakby chciał – mimo ciemności – spojrzeć mi w oczy.
- Ja jej nie sypię, Piotruś, mnie nie wińcie. Ale są tacy co chemię do mięsa dają. Ja już bym wolał zmielonego szczura zjeść.
Obrzydzenie odejmuje mu mowę a mnie słuch. Strasznie jest. Strasznie. Coś apokaliptycznego wisi w powietrzu. Przez zawodowe obcowanie ze śmiercią, z mocy ducha – spirytus (łac.) – którym są nasączone jego tkanki znajomy rzeźnik fenomenalnie wyczuwa podobne klimaty.
- Będzie katastrofa, przyjacielu – wieści. – Zobacz ile znaków: wiatr, który wyrywa drzewa, śnieg, który łamie dachy. Bo świat jest zły. Ludzie mają złe mózgi. Wielbią Casescu, Stalina, Hitlera, Kaczyńskiego, Schetynę, a jeden jest Pan. Jezus Chrystus.
Józek robi pauzę. A potem powtarza dobitniej: „Jezus Chrystus” – i potrząsa rowerem aż w reklamówce pobrzękują butelki, cyń cyń cyń, niczym dzwonki w dłoniach ministrantów. Nie wiem co odpowiedzieć, więc znów robi się cicho jak w kościele. Józek podaje mi wielką jak bochen chleba dłoń i wypycha rower na drogę. Patrzę, jak zgarbiony, oparty o kierownicę, smutny, pcha go pod górę. Metalowym przewodem nad jego głową biegnie prąd.
W ramach cotygodniowego wrzucania w przestrzeń publiczną swoich trzech groszy postanowiłem z braku lepszych pomysłów napisać – na przekór uwznioślającemy świadectwu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – że obok jest zło. Ciemność, z której Józek przyjechał do mnie na składaku, aby mnie ostrzec Może chciał mi powiedzieć, abym nie ufał zwodniczym serduszkom od Owsiaka, które trzy dni po finale odklejają się od kurtek i gubią się gdzieś w drodze do pracy?
Piotr Kanikowski