Oto margines, tego co robię. Rubryka, w której pozwalam sobie sobie czasem otwarcie zakpić z rzeczywistości, zluzować wodze fantazji, pobłaznować i puścić oczko do Szanownego Czytelnika z założeniem, że zrozumie moje żarty. Przy lekturze felietonów dystans oraz poczucie humoru przydają się szczególnie. Niedostatek tych atrybutów skutkuje zażenowaniem po obu stronach.
Zastanawiam się, czy jako felietonista nie powinienem postępować jak firmy tytoniowe, które na opakowaniach papierosów umieszczają ostrzeżenie przed swym produktem. Mojemu produktowi – w odróżnieniu od nikotyny – nie da się przypisać raka płuc, jelita grubego, odbytnicy, jajnika, trzonu macicy, trzustki, nerki lub szpiku kostnego, więc w sumie nie mam się czym przejmować. Stop, to nie tak! Nie miałem się czym przejmować, dopóki nie odebrałem sygnału, jak nieprzyjemnie moje flukty sprzed kilku tygodni zabełtały w głowie pewnemu radnego z podzłotoryjskiej gminy.
Poruszony exposé premiera, w którym przekonywał, że polskim szpitalom brak już tylko malowania ścian, postanowiłem wówczas wykorzystać prerogatywy felietonisty do skonfrontowania Mateusza Morawieckiego z rzeczywistością. Wymyśliłem historyjkę, w której premier przyjeżdża do szpitala w Złotoryi i widzi nie tylko wymagające malarskiej interwencji ściany, ale też bezdomnych koczujących w izbie przyjęć, obsługę pielęgniarską w wieku emerytalnym i blok operacyjny z ubiegłego stulecia.
Dowiedziałem się, że wspomniany wyżej radny z podzłotoryjskiej gminy po lekturze mojego felietonu zwątpił w swój trzeźwy osąd. Zadzwonił do szpitala w Złotoryi, by zapytać, czy ostatnio był u nich premier Mateusz Morawiecki. Poinformowano go, że nie. Przypuszczam, że na takie dictum radny zatarł ręce, bo przyłapał Kanikowskiego na kłamstwie. Po gminie poniosło się: prasa kłamie.
Mateusza Morawieckiego w szpitalu w Złotoryi nie było. Zapewniam jednak, że reszta się zgadza: w izbie przyjęć pośród chorych koczują pijani bezdomni, zabytkiem jest nie tylko blok operacyjny, a pielęgniarki lada rok zaczną jedna po drugiej przechodzić na emeryturę. Wydaje mi się, że zamiast o wizytę premiera radny powinien zapytać o to wszystko. Ale ja jestem tylko felietonistą z marginesu.
Piotr Kanikowski
Piotr Kanikowski
ale niech sie opowiada i niech wreszcie ma to co chce miec.Niech wszedzie wreszcie juz beda takie radne ,takie banasie, takie zalewskie takie ziobry,takie swienczkowskie etc.Niechze wreszcie ten motloch ma to co chce i przestanie zawracac du..pe.Za piec lat wrocimy do tematu kiedy to ten sam motloch wyjdzie i wydrze sie ze nie wiedział……Tak mniej wiecej wygladały czasy poprzedzajace…rozbiory.
Nie broniąc radnego, bo głupoty nie da się obronić wskazać należy, iż ta osoba jest doskonałym odzwierciedleniem naszego społeczeństwa. To radni są emanacją środowiska z którego się wywodzą i z tego powodu są ta reprezentatywni…
Stąd też takie a nie inne mamy wyniki wyborów parlamentarnych i czy się komuś to podoba czy nie ale większość społeczeństwa opowiada się za wizją reformowania Państwa proponowaną przez PiS a nie ugrupowanie uzurpujące sobie wyłączne prawo do bycia obywatelami sprowadzając resztę społeczeństwa do poziomu plebsu….!
W tym kontekście należy się zastanowić jaką reprezentatywność będzie miała pikieta organizowana przez sądami? Co a w zasadzie przywileje kogo będą bronić wyłącznie z nazwy “obrońcy demokracji” i czy w połączeniu ze słowem “komitet” nie powraca wizja komitetów jedynej i wiodącej partii. Czy przypadkiem “partyzantka” czyniona w rzekomym działaniu pro publico bono nie zamieniła się w “bandytyzm” czyniony dla realizacji partykularnych interesów wąskiej grupki społeczeństwa…?
alez to jest cała filozofia tego radnego.Zreszta nie tylko jego.To jest filozofia kazdego idioty.Takiego nie interesuje brak personelu czy brudna sciana.Jego interesuje KTO o tym wie.Mozna żone lac a nawet gwalcic pod wszakze jednym warunkiem.NIKT nie moze o tym wiedziec a nawet premier.Bo panie tego, premier hohoho …to panie tego …to jest premier.