“Nie czerwona, nie tęczowa, tylko Polska narodowa” – wyła wataha kibiców Zagłębia Lubin nad głowami kilku dzieciaków, które usiłowały kredą namalować na chodniku tęczę – symbol solidarności z osobami LGBT. Z tęczy wyszła rozmyta plama kolorów. Kibice przynieśli ze sobą butelki i polewali malunek wodą, nie pozwalając na jego dokończenie. Potem puchli z dumy.
W swoich oczach są przedmurzem chrześcijaństwa. Tamą postawioną napływającej z zagranicy zgniliźnie. Bohaterskimi potomkami Jana III Sobieskiego i spadkobiercami jego Wiktorii Wiedeńskiej. Dlatego idąc w bój na wyrzeźbione w siłowniach Lubina bicepsy naciągnęli bawełniane zbroje “made in Thailand” z piastowskimi orłami i symbolem Polski Walczącej.
Groteskowość ich zwycięstwa nie uszła uwadze internetu. Portal Wykop.pl zamiast o Wiktorii Lubińskiej pisze się o “sebiksach”, którzy “przeszkadzają 3-letnim dzieciom malować tęczę na chodniku, bo LGBT”, sprowadzając zajście do niepoważnej kłótni w piaskownicy. W Lubinie nie doszło do przemocy fizycznej, rozumianej jako szarpanina lub bójka. Ale doszło do przemocy: zastraszania malujących tęczę, niszczenia ich pracy.
Organizator wycia i polewania o dzieciakach malujących tęczę pisze na Facebooku per “zwyrole”. Nosi koszulkę z cytatem z “Roty” Marii Konopnickiej: “Polski my naród, polski lud, królewski szczep Piastowy”. Ciekawe czy słyszał, że autorka tych słów przez 20 lat po rozstaniu z mężem żyła w związku z Marią Dulębianką i że miały wspólny grób na cmentarzu Łyczakowskim. Żywo gestykulując wytatuowanymi rękami z dumą opowiada do mikrofonu o zawsze tolerancyjnej, otwartej dla wszystkich Polsce. Nie wiem, czy Polska naprawdę kiedyś taka była. Na pewno już taka nie jest.
Chcę wyrazić solidarność z tą garstką, której zmyto tęczę. Z tymi nielicznymi, którzy nie przestraszyli się groźnych okrzyków, wyzwisk, pogardy. Bo wolę, kiedy ludzi są dla siebie nazwzajem dobrzy niż kiedy do siebie wykrzykują nienawistne hasła.
Piotr Kanikowski