„Współpraca z nami to możliwość dostępu do najnowszych rozwiązań w dziedzinie budowania relacji z klientem oraz bardzo skutecznych kanałów bezpośredniej komunikacji z odbiorcami Państwa produktów i usług” – chwali się na swojej stronie internetowej spółka telemarketingowa z Dąbrowy Górniczej. Brzmi niewinnie. O jaki rodzaj relacji z klientem chodzi? Nie wiedzielibyśmy, gdyby także do nas nie trafiły w końcu esemesy z Dąbrowy Górniczej.
Okazało się wówczas, że poza „dostępem do najnowszych rozwiązań” spółka deklaruje również dostęp do chwilowo wolnych 70 tysięcy złotych, które usilnie próbuje wcisąć komu popadnie. Rozsyła na telefony komórkowe esemesy mające skłonić ludzi, by wyciągnęli paluszki po te pieniądze i odesłali zwrotną wiadomość na podany pięciocyfrowy numer. Uruchomią w ten sposób usługę „Premium”, która – sądząc z regulaminu – sprowadza się w zasadzie do systematycznego, bezwzględnego dojeniu naiwniaków.
„Kanały komunikacji z odbiorami”, wykorzystywane przez wspomniana spółkę, są w istocie bardzo bezpośrednie. W esemesach rozsyłanych odbiorcom nazywa się ich bez ogródek głupcami (bo „tylko głupiec nie poświęci 2 złotych, żeby odebrać 70 tysięcy”), przeklina (pytając „dlaczego do cholery” nie chcą odebrać pieniędzy) i histerycznie zaklina („Na miłość Boską! Zaufaj mi!”). Jeśli w tym „budowaniu relacji z klientem” chodzi o stopniowanie szoku, to następnym krokiem powinny być esemesy typu: „Ty, ch… pierd…. w d… jeb…, znajdziemy cię i zajeb…, jak nie odeślesz nam tego pierd… SMS-a.”.
Nietrudno mi to sobie wyobrazić, bo przekonanie, że „pecunia non olet” to podstawa rozpanoszonego w Polsce drapieżnego kapitalizmu. Wcale niedaleko od tej wizji odbiegają esemesy już teraz rozsyłane przez innych cwaniaków od telemarketingu. Możesz dostać na przykład informację o windykatorach, którzy rzekomo jadą pod twój adres. Aby ich powstrzymać – informuje instrukcja – wystarczy natychmiast wysłać zwrotny esemes pod wszkazny numer (cena 30 złotych plus VAT). Jedni po takiej informacji dostaną ataku wściekłości. Inni ataku serca.
Piotr Kanikowski