Mapy zagrożeń, które na zawołanie ministra hurtowo powstają po komendach w całej Polsce, mają pomóc we właściwej dyslokacji sił policyjnych. Pozostaje mieć nadzieję, że dyslokacyjny zapał resortu nie wygaśnie po taktycznym przesunięciu reszty funkcjonariuszy z ulic za biurka, a głupi przestępcy nie zorientują się w narzuconym Policji kursie na biurokrację.
Jarosław Zieliński, wiceminister Spraw Wewnętrznych i Administracji, który polecił komendantowi głównemu Policji przygotowanie map, odwołuje się do doświadczeń Warszawy z czasów, gdy rządził nią świętej pamięci prezydent Lech Kaczyński. W stolicy inicjatywa podobno się sprawdziła – bezpieczeństwo warszawiaków wzrosło, co w wystarczającym stopniu przemawia za odkurzeniem pomysłu i rozszerzeniem eksperymentu na resztę naszej pięknej ojczyzny. Od grudnia w każdej komendzie Policji – także w Legnicy – wre mrówcza praca, bo mapy mają trafić do MSWiA przed końcem kwartału. Funkcjonariusze buszują w statystykach. Nanoszą dane o ilości kradzieży, nietrzeźwych kierujących czy gwałtów na szablony z podziałem administracyjnym podległych im obszarów. Angażują do pomocy organizacje pozarządowe, wojewodów, samorządy, lokalne media, administrację budynków, straż pożarną itp., zbierając setki psu na budę potrzebnych informacji. Organizują debaty i konsultacje ze społeczeństwem, by dokument odpowiadał potrzebom obywateli. Wyobrażam sobie, ile to pochłania pracy, energii, czasu i pieniędzy. Wyobrażam też sobie ministra, który w dalekiej Warszawie nie może się się doczekać końca tej biurokratycznej orgii. Usiądzie wówczas nad stertą papierzysk z terenu i wszechmogącym palcem wskaże nierozgarniętym komendantom, gdzie zlikwidować komisariat, gdzie założyć drugi i dokąd posłać patrol w piątkowe popołudnie.
Mam wrażenie, że i z nas, i z komendantów Policji robi się idiotów. W jaki sposób przerysowanie na mapy statystycznych danych, którymi komendy dysponują od zawsze, ma pomóc w optymalnej dyslokacji sił? Czyżby zdaniem ministra inspektor Sławomir Bąk bez jego pomocy nie był w stanie zorientować się, że zagrożenie przestępczością w Legnicy jest większe niż w gminie Krotoszyce, a posłanie połowy garnizonu do patrolowania Czerwonego Kościoła nie ma sensu? Do czego wcześniej komendy wykorzystywały gromadzone bez przerwy informacje, jeśli nie do tego, by przeanalizować zagrożenia i lepiej zaplanować swoje działania? I czy następnym ruchem MSWiA będzie kadrowe wzmocnienie zespołów, które będą na bieżąco aktualizowały dane o zagrożeniach, aby minister mógł wielkim paluchem poprzestawiać pionki w terenie?
Z mojej perspektywy, tworzenie map to świadectwo bezradności. Pozorowane działanie obliczone wyłącznie na efekt placebo. W pomyśle ministerstwa tkwi zasadnicza sprzeczność. Trudno bowiem sobie wyobrazić, by przy ograniczonych rezerwach kadrowych Policji podnosić skuteczność walki z przestępczością poprzez nakładanie na zawalonych papierkową robotą podwładnych kolejnych biurokratycznych obciążeń. Czyjś kaprys sprawił, że za chwilę będziemy mieli na jedno kliknięcie w internecie kolorową mapę zagrożeń. Proszę nie mylić tego z poczuciem bezpieczeństwa.
Piotr Kanikowski
a co to nowo przyjete biedactwo ma robicjak na niczym innym sie nie zna.Teraz sie opracowuje statystyki zeby POTEM je poprawiac.Zacze ło sie to gdzies w okolicach wczesnego stalina.