Sięgnąłem po oświadczenie, które napisał prezes Klubu Kibica z Legnickiego Pola po powrocie z przesłuchań na policji. Długo szukałem w nim śladu skruchy za makabryczną uwagę. by zaatakować wójta Rafała Plezię. Nożem. Zdarzyło się to niespełna miesiąc po tym, jak od ciosów Stefana W. wykrwawił się na śmierć prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.
Jeśli pomysł atakowania nielubianego wójta nożem był tylko żartem, to interesuje mnie, czy kibice pojęli po czasie, na czym polega niestosowność takich żartów. Ale najwyraźniej do nikogo z nich ta prawda wciąż nie dotarła. Z oświadczenia, które opublikowali w internecie, przebija buta i samozadowolenie pomieszane z poczuciem krzywdy, pogardą dla wójta oraz żalem do kolegi, którego po całej awanturze skreślili ze swego grona jako konfidenta. Jest w tym tekście wyraźne echo ulgi, że nie trafili do aresztów, ale nie ma refleksji, że zrobili coś złego. Zamiast słowa “przepraszam”, które pozwoliłoby zapomnieć o sprawie, pada zakamuflowana zapowiedź eskalacji konfliktu. Konfliktu naznaczonego od tej pory osobistą urazą.
“Całe szczęście, że sprawa została wyjaśniona bez żadnych dla nas konsekwencji. Z tych nieprzyjemnych wydarzeń wynieśliśmy naukę.” – głosi oświadczenie Klubu Kibica KS Legnickie Pole. O jaką naukę chodzi? Że czasem trudno odróżnić, kiedy ktoś mówi serio o zabijaniu, a kiedy żartuje? Że lepiej uważać na słowa, bo ktoś może je zamienić w czyn? Że w Kodeksie karnym jest paragraf o podżeganiu do zbrodni? Nie. “Trzeba wiedzieć z jakimi ludźmi można współpracować” – precyzują kibice i na jednym oddechu wymieniają nazwiska dwóch, z którymi współpraca jest wykluczona, bo donieśli – pierwszy do wójta, drugi na policję.
Z niepokojem obserwuję, jak oświadczenie Klubu Kibiców KS Legnickie Pole obrasta lajkami i komentarzami, popierającymi taką postawę. Dla mnie nie do przyjęcia.
Piotr Kanikowski