„Co do sprawy żydowskiej – trzeba to uważać za osobliwe zrządzenie Opatrzności Bożej, że Niemcy, obok mnóstwa krzywd, jakie wyrządzili i wyrządzają naszemu krajowi, pod tym jednym względem dali dobry początek, że pokazali możliwość wyzwolenia polskiego społeczeństwa z pod żydowskiej plagi i wytknęli nam drogę, którą, mniej okrutnie oczywiście i mniej brutalnie, ale konsekwentnie iść należy.”
To słowa ze „Sprawozdania kościelnego z Polski za czerwiec i połowę lipca 1941go roku”, przekazanego do polskiego rządu emigracyjnego w Londynie prawdopodobnie w drugiej połowie lipca 1941 roku. Autor raportu najwyraźniej słyszał o masowych mordach przeprowadzanych przez Niemców na Żydach. Być może nawet z frontu wschodniego docierały do niego informacje o oddziałach Einsatzgruppen wykorzystujących do eksterminacji wciąż jeszcze niedoskonałe, zbyt mało wydajne, montowane na samochodach komory gazowe. Za kilka miesięcy sztabowcy Hitlera wymyślą, że zamiast tłuc się autami z Cyklonem B do Żydów, praktyczniej będzie zwieźć ludzi do Sobiboru, Auschwitz, Treblinki. Choć agent polskiego rządu metody Niemców uważał za brutalne i okrutne, cieszyło się jego serce. Cieszyło się jego chrześcijańskie serce, że w Polsce, która się kiedyś – jak ufał – odrodzi, nie będzie nareszcie Żydów.
Według różnych źródeł, od 2,6 do 3,3 mln Polaków żydowskiego pochodzenia zostało w czasie wojny zamordowanych. Niekiedy, jak Wąsoszu, Radziłowie, Jedwabnem, Szczuczynie, Grajewie, Rajgrodzie, Goniądzu i innych miasteczkach pogromów dokonywali Polacy za inspiracją lub przyzwoleniem niemieckich okupantów. Gdy kilka tygodniu temu w Pruchniku podjudzone przez dorosłych dzieci okładały kijami kukłę Żyda, zapewne nie zdawały sobie sprawy z tego kontekstu. Nam jednak nie wolno zapomnieć o niczym. O ludziach masakrowanych czym popadło w Wąsoszu; o Żydówkach zgwałconych i zagrzebanych w lesie pod Bzurami; o tych trzystu kobietach, mężczyznach i dzieciach z Jedwabnego, których sąsiedzi spędzili do stodoły, aby ich spalić żywcem. Jeśli (wybrany m.in. głosami legniczan) poseł Robert Winnicki chce uznania „sądu nad Judaszem” za polski wkład w kulturę UNESCO, to na tej samej liście muszą się znaleźć popioły po stodole w Jedwabnem. Jeśli jakiś złotoryjski aktywista partii Korwina-Mikke tęskni za segregacją rasową, to trzeba sobie przypomnieć, czym było getto. To ta sama historia.
Piotr Kanikowski