W okresie kampanii wyborczej Platforma Obywatelska stara się nie wysyłać na zewnątrz sygnałów o trawiących ją od środka podziałach i animozjach. Zepchnięta do partyjnej podświadomości prawda wychodzi na jaw na słupach ogłoszeniowych.
Jacek Kiełb – pieszczoch Jacka Protasiewicza – jest piątką na legnickiej liście Platformy Obywatelskiej. Poseł Robert Kropiwnicki jako znienawidzony przez władze regionu schetynowiec znalazł się dopiero na ósmym miejscu. Pierwszy chce być posłem bliżej ludzi. Drugi akcentuje swą skuteczność. Jak to się przekłada na, zum Beispiel, plakatowanie?
Robert Kropiwnicki pierwszy nalepił swe podobizny na pewien słup ogłoszeniowy w Złotoryi, służący mi do politycznych obserwacji. Ponieważ Jacek Kiełb stara się być bliżej ludzi niż jego partyjny rywal, natychmiast zakleił wszystkie plakaty posła swoimi. Gdy nazajutrz przechodziłem obok słupa, po Kiełbie nie było śladu, wisiała za to nowa warstwa Kropiwnickich zaświadczając niezbicie, że legnicki poseł, jak chce, to naprawdę potrafi być skuteczny.
Po tej ripoście ludzie Jacka Kiełba zmienili taktykę. Najwyraźniej doszli do wniosku, że jeśli cała kampania wyborcza będzie toczyć się w takim tempie, to w decydującym momencie braknie im kleju i plakatów. Zamiast naklejać nową warstwę Kiełbów, ograniczyli się do zdarcia wierzchniej warstwy Kropiwnickich. W ten sprytny sposób spod twarzy schetynowca miało wychynąć promienne oblicze protasiewiczowca. Nie wszędzie jednak poseł puścił, więc efekt trochę odbiegał od założeń. Mówiąc wprost, wyszedł dość zabawny miks nazwiska Kiełba z hasłem wyborczym Kropiwnickiego.
Ów przypadkowy kompromis długo nie cieszył oczu wyborców Platformy Obywatelskiej. Został przysłonięty świeżą warstwą plakatów Roberta Kropiwnickiego, na które kolejnej nocy nakleił się Jacek Kiełb. Z wypiekami na twarzy czekam, co będzie dalej.
W Legnicy – nudny Wersal. Plakaty Jacka Kiełba i Roberta Kropiwnickiego długo wisiały zgodnie obok siebie na tablicach, które miasto wystawiło na potrzeby kampanii wyborczej. Problem pojawił się, kiedy do plakatowania przystąpiło PiS. Ubiegający się o poselski mandat radni Jacek Baczyński i Ewa Szymańska zrobili to, czego Jackowi Kiełbowi w swoim mieście nie wypadało: nakleili swe buzie na buźkę Roberta Kropiwnickiego. Kolegi z samorządu (Kiełb jest wiceprzewodniczącym Rady Miejskiej w Legnicy) nie ruszyli, podświadomie dając do zrozumienia z kim woleliby się spotkać w sejmowej ławie. Bez skrupułów na Kiełba zaczął naklejać się dopiero inny kandydat PiS Jacek Karwan.
Ilona Antoniszyn-Klik z PSL-u, aktualna wiceminister gospodarki, o miejsce na słupach ogłoszeniowych nie walczy. Wiesza billboardy. Uśmiecha się na nich promiennie jako liderka listy ludowców obok hasła: „Jasne, że Dolny Śląsk!”. Zgodnie z zaleceniami speców od politycznego marketingu, w miarę możliwości stara się swój przekaz kierować do konkretnych grup odbiorców. Dlatego w wielu miejscach w Złotoryi pani minister zwraca się z bilbordów do złotoryjan z duszeszczipatielnym przesłaniem „Jasne, że Złotoryja!”. Zdziwienie wywołuje billboard Ilony Antoniszyn-Klik z hasłem „Jasne, że Chojnów!” pod Biedronką za złotoryjskim szpitalem. Może z badań marketingowych wyszło, że robią tu zakupy tabuny mieszkańców Chojnowa? Nie wiem. Jasne jest tylko, że przed wyborami trzeba trochę pościemniać.
Piotr Kanikowski
oprócz ich samych.
najbardziej bawi to ze ci i ci idioci mysla ze te plakaty maja jakies znaczenie dla ludzi.