Święty Mikołaj zrzucił legnickim urzędnikom pod choinkę worek dziennikarskich materiałów o toruńskim wkładzie w kampanię promocyjną pod tytułem “Magiczna Legnica”. Czuję, że część prasowych artykułów – także mój tekst – wymaga kilku przypisów, by uniknąć nieporozumień. Proszę tak potraktować poniższy felieton.
1. Doceniam fakt, że w legnickim Urzędzie Miasta przygotowano (a później przeprowadzono) ciekawą, wartościową i oryginalną kampanię promocyjną pt. “Magiczna Legnica”. Jej podstawowy atut polegał na tym, że do promocji wykorzystano twórczość miejscowego artysty Jarosława Jaśnikowskiego. Z pomocą inspirowanych legnicką architekturą obrazów Jaśnikowskiego odświeżono wizerunek Legnicy. W pomysłowy sposób zerwano z wizją niemal postsowieckiej Małej Moskwy, funkcjonującą w świadomości Polaków od czasów melodramatu Krzystka, i pokazano Legnicę – także jej mieszkańcom – jako wyjątkowe oniryczne miasto ze strzelistymi wieżami, nad którym unoszą się aerostaty. Realizm magiczny Jaśnikowskiego stał się pretekstem, by spacerować z Rogerem Piaskowskim wśród, wydawałoby się, dobrze znanych ulic i słuchać niebanalnych opowieści o historii. To świetne.
2. Wbrew sugestiom prezydenta Tadeusza Krzakowskiego i dyrektor wydziału promocji Ewy Szczecińskiej-Zielińskiej, nikt z dziennikarzy nie twierdzi, że obraz Jarosława Jaśnikowskiego jest plagiatem grafiki Moniki Bojarskiej. Legniczanin uprawia dość kiczowate malarstwo, które – prawie dziewięćdziesiąt lat po tym jak Salwador Dali namalował “Trwałość pamięci” – nie wydaje się szczególnie oryginalne ani ekscytujące. To samo dotyczy toruńskiej graficzki. Wtórność a plagiat to dwie różne rzeczy. Warto o tym pamiętać.
3. Zarzut plagiatu można postawić wyłącznie grafikowi, który dla Urzędu Miasta w Legnicy przygotowywał wizualną oprawę kampanii promocyjnej “Magiczna Legnica”. Na zrobionym przez niego banerze występuje ta sama kompozycja, paleta barw i czcionka co na plakacie autorstwa Moniki Bojarskiej “Toruń porusza” z 2012 roku. To fakt. Trudno uznać tę zbieżność za przypadek, jak usiłują wmawiać dziennikarzom urzędnicy legnickiego magistratu.
4. Wina Ewy Szczecińskiej-Zielińskiej, dyrektor wydziału promocji UM w Legnicy, sprowadza się do tego, że zaakceptowała wtórną pracę grafika, choć – jak przyznaje – znała działania promocyjne wielu polskich miast, w tym kampanię Torunia z 2012 roku. Za to pani dyrektor bije się w pierś. W moim przekonaniu, ów błąd nie przekreśla wartości kampanii przygotowanej w ratuszu pod jej kierownictwem.
5. Pycha kroczy przed upadkiem. Ta stara mądrość sprawdza się także w tym przypadku. Jestem przekonany, że gdyby dwa miesiące temu Legnica nie dostała Kryształu PR, nikt by nie darł szat z powodu splagiatowania plakatu na banerze Magicznej Legnicy. Ewa Szczecińska-Zielińska obrywa w głowę tym samym bumerangiem, który rzuciła na początku października, zapraszając dziennikarzy na konferencję w sprawie nagrody za jej kampanię.
6. W interesie legnickiego ratusza jest wyjaśnienie roli Sebastiana Chachołka – prezesa Grupy PRC - w tej historii. Trudno zignorować fakt, że organizował konkurs, w którym nagrodzono legnicką kampanię, i jednocześnie czerpał finansowe profity ze współpracy z Urzędem Miasta w Legnicy. To jednak temat na osobny artykuł.
Piotr Kanikowski