Apteki konkurują ze sobą poziomem obsługi (oferując np. możliwość zmierzenia na miejscu ciśnienia, temperatury, poziomu cukru, itd.) ale przede wszystkim ceną sprzedawanych leków. Dzięki temu przy realizacji jednej recepty klienci mogą zaoszczędzić od kilku do kilkudziesięciu złotych. W promieniu 250 metrów od legnickiego Rynku jest ich obecnie siedem. Gdyby legnicką sieć aptek trzeba tworzyć od nowa w oparciu o zmiany w prawie farmaceutycznym, przyjęte przed tygodniem przez Sejm, na tym samym obszarze mogłaby funkcjonować tylko jedna. Z ponad 20 aptek zlokalizowanych w promieniu 1,5 kilometra od centrum Legnicy pozostałoby nie więcej niż 5-6. Niemożliwe, aby nie odbiło się to negatywnie na cenach leków i , w konsekwencji portfelach legniczan. Zmartwić się mogą zwłaszcza ci mniej zamożni i schorowani, dla których zakup niezbędnych leków jest jedną z ważniejszych pozycji w rodzinnym budżecie.
Zagrożenie wydaje się czysto hipotetyczne, bo geograficzno-demograficzne ograniczenia nakładane przez nową ustawę dotyczą wyłącznie nowych aptek. Tym, które już są na rynku, nic nie grozi – nikt ich nie chce zamykać. Ale jeśli z jakiegoś powodu same się “wykruszą”, ich miejsca nie zajmie nowa apteka. Prawo na to nie pozwoli. Zgodnie z przyjętą przez Sejm ustawą nowe apteki nie będą mogły powstać w odległości do 500 metrów od innej apteki. Nie powstaną także w gminach, gdzie liczba mieszkańców przypadających na jedną aptekę jest mniejsza niż 3 tys., jeśli właściciel ma już 4 apteki oraz gdy właściciel nie jest z wykształcenia farmaceutą.
W ten sposób władza rozpięła swój parasol nad prywatnymi aptekami, zagrożonymi wyparciem z rynku przez sieciówki, które – mając niższe koszty funkcjonowania – mogą oferować leki taniej. Niezależnie od dobrych intencji autorów uchwały (powstrzymać ekspansję zagranicznych sieci, wesprzeć rodzimych aptekarzy), chyba znowu wylano jakieś dziecko z kąpielą. Kompletnie zignorowano dobro klientów aptek, którzy po pierwsze chcieliby kupować leki taniej, po drugie nie wystawać w długich kolejkach i po trzecie nie biegać przy tym z receptą po całym mieście. A to oni – babcie z groszowymi emeryturami, ledwie chodzący starsi panowie – nie aptekarze, powinni stać się głównym obiektem troski rządzących.
Piotr Kanikowski