Do robienia polityki niewątpliwie przydaje się tupet. Robert Kropiwnicki i Jarosław Rabczenko dowiedli, że mają go wystarczająco dużo, by z rybią zręcznością poruszać się w mętnej wodzie wewnątrzpartyjnych intryg. W dłuższej perspektywie sam tupet może okazać się jednak niewystarczający, by utrzymać pozycję, którą do tej pory gwarantował im Grzegorz Schetyna. A bez tego ich Porozumienie dla Legnicy stanie się funta kłaków warte.
Zła prasa to najmniejszy z problemów Roberta Kropiwnickiego i Jarosława Rabczenki. Partyjni przełożeni próbują pozbawić ich władzy w legnickich strukturach Platformy Obywatelskiej, marszałek Dolnego Śląska ryje pod obojgiem w Arlegu, na karku mają rzecznika dyscypliny finansów publicznych i jakby kłopotów było mało, kilka dni temu przy agencyjnych przetargach zaczęła węszyć prokuratura. Wyjątkowo kiepski start, jak na początek kampanii wyborczej człowieka, który za cztery miesiące ma ambicję pokonać Tadeusza Krzakowskiego w walce o fotel prezydenta Legnicy.
Sam nie wiem, czy poniedziałkowe podpisanie deklaracji inicjującej powstanie Porozumienia dla Legnicy było demonstracją buty, czy przejawem desperacji. Oto z dziennikarzy uczyniono świadków, jak za plecami Jacka Protasiewicza chwilowo odwieszone kierownictwo powiatowej Platformy Obywatelskiej naprędce kleci beznadziejny sojusz z marginalną (w legnickich warunkach) partyjką i Fundacją Jacka Głomba Naprawiacze Świata – szanowaną za szereg prospołecznych inicjatyw, ale zbyt elitarną, by w tych okolicznościach wyborczy sukces uczynić bardziej realnym. Obecność dyrektora teatru w gronie sygnatariuszy trudno tłumaczyć czymś innym niż lojalnością wobec wypróbowanych przyjaciół i wspólną niechęcią do urzędującego prezydenta Legnicy. Dopóki Robert Kropiwnicki i Jarosław Rabczenko nie oczyszczą się z podejrzeń o kumoterstwo przy rozdzielaniu zleceń z Arlegu, niekwestionowany autorytet Jacka Głomba to cały kapitał, którym dysponuje ta koalicja.
W dodatku tyka nad nią bomba z opóźnionym zapłonem. Co będzie, gdy za miesiąc lub dwa zarząd krajowy PO utrzyma w mocy decyzję władz regionalnych o rozwiązaniu legnickich struktur partii? Co będzie, gdy poseł Kropiwnicki znajdzie się poza burtą, bez funkcji i wpływu na decyzje kół? Co będzie gdy odnowione struktury cofną rekomendację Jarosławowi Rabczence i za przyzwoleniem Protasiewicza namaszczą innego kandydata na prezydenta Legnicy? Taki scenariusz wydaje się bardziej prawdopodobny niż wizja Grzegorza Schetyny jako męża opatrznościowego, który nagle wchodzi do rządu, odzyskuje utraconą pozycję w PO, wstrzymuje knowania protasiewiczowców i pozwala legnickim sprawom toczyć się utartym nurtem.
Dlatego nie da się traktować poważnie Porozumienia dla Legnicy, bo zawarto je wbrew Jackowi Protasiewiczowi, który – czy to się komuś podoba, czy nie – dzierży władzę nad dolnośląską Platformą. I nie da się poważnie traktować apelu, aby przeciwnicy Krzakowskiego jednoczyli się pod sztandarem dzierżonym przez Rabczenkę. Nawet jak na politykę, zbyt dużo w tym nieczystych intencji, podstępnych zagrań i cwaniackiego wyrachowania.
Piotr Kanikowski
PS: Najnowszy numer bezpłatnego 24Tygodnika Legnica-Lubin, z którego pochodzi ten felieton, już jest w Twoim sklepie, przychodni, urzędzie. Zapraszamy do lektury.