Radni Prawa i Sprawiedliwości opuścili sesję legnickiego samorządu na znak protestu, że ich koledze nie przyznano Nagrody Miasta i 15 tysięcy złotych. Z całym szacunkiem dla Artura Torbińskiego, opozycja przegrywała w tej kadencji znacznie ważniejsze dla mieszkańców głosowania a nikt drzwiami nie trzaskał i nikt nie krzyczał „Hańba!”.
Radni PiS-u nie wyszli z sesji, gdy w czerwcu 2012 roku rada miejska wbrew ich opinii podniosła ceny biletów MPK. Ani później, gdy rządząca większość uparcie odrzucała kolejne pomysły Sławomira Skowrońskiego na ulżenie pasażerom.
Radni PiS-u jako jedyni zagłosowali w grudniu 2012 roku przeciwko zbyt wysokim stawkom opłaty śmieciowej zaproponowanym przez prezydenta. Ale nie przyszło im do głowy, by wówczas strzelić focha, choć sprawa nieporównanie bardziej nadawała się na takie demonstracje: dotyczyła wszak 41 tysięcy legnickich gospodarstw domowych a nie jednego ideowca.
Nikt nie trzaskał drzwiami na sesjach w czerwcu, wrześniu i listopadzie 2013 roku, gdy w kolejnych głosowaniach upadały zgłaszane przez Platformę Obywatelską projekty mające obniżyć o prawie połowę opłaty za odpady i dopasować zatwierdzone w ciemno stawki do podpisanych przez miasto kontraktów na wywóz śmieci.
Nie słyszałem, aby ktokolwiek krzyczał „Hańba!”, gdy podczas sesji w 2012 i 2013 roku ignorowano cichy protest pracowników Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, którzy przez kilka miesięcy przychodzili na obrady domagać się podwyżek wynagrodzeń.
Nie widziałem, aby radni PiS-u darli szaty w grudniu 2010 roku i listopadzie 2013 r, gdy pod obrady samorządu trafiały propozycje wyższych taryf za wodę i ścieki.
Tym trudniej mi pojąć histerię tej czwórki, która w poniedziałek opuściła posiedzenie miejskiego samorządu z błahego, w gruncie rzeczy, powodu. Jeśli Ewa Szymańska, Anna Płócienniczak, Jacek Baczyński i Krzysztof Ślufcik poważnie traktują swe obowiązki w radzie miasta, nie wolno im było wyjść z obrad, choćby uważali, że pan Torbiński jest dla Legnicy bardziej zasłużony od Papieża. Cztery lata temu zobowiązali się przed wyborcami, że będą bronić ich interesów w ratuszu. To zobowiązanie oznacza udział w głosowaniach nad uchwałami, a nie manifestowanie nieobecnością politycznych urazów.
Może w duchu znalazłbym dla podobnego gestu więcej wyrozumiałości, gdyby u podstaw zachowania radnych leżała troska o sytuację bytową jakiejś grupy mieszkańców Legnicy albo gdyby przeforsowana wbrew zdrowemu rozsądkowi uchwała zagrażała stabilnemu rozwojowi miasta. Ale w tym przypadku chodziło jedynie o jedynie ambicję, aby prestiżowa nagroda wraz z nielichą sumką dostała się w ręce faworyta PiS-u.
Sprawa ma też wymiar groteskowy. Z sali obrad łatwo było wyjść z uniesioną głową. Jak jednak wyjść z twarzą z wywołanego publicznie zamieszania? Czy radni PiS-u już do końca kadencji nie pojawią się na sesjach, skoro do tego stopnia brzydzą ich zagrania politycznych przeciwników? Czy będą w stanie wzgardzić dietą z posiedzeń, skoro kontakt z prezydenckimi radnymi budzi u nich taki wstręt? Legnica z zapartym tchem oczekuje odpowiedzi na te pytania. No, jeśli nie cała Legnica, to przynajmniej 24legnica.pl.
Piotr Kanikowski
PS: Już od czwartkowego poranka dostępny będzie nowy numer bezpłatnego 24 Tygodnika Legnica – Lubin, z którego pochodzi ten felieton. Gorąco polecamy.