Należę do pokolenia, które traktuje własną emeryturę mniej więcej jak życie pozagrobowe. Na wiarę, bez pewności, że kiedyś nastąpi i że będzie z grubsza przypominać stan umownie zwany życiem. Nerwowe ruchy polityków dodatkowo umacniają nas w przekonaniu, że oto dokonuje się jakieś szalberstwo.
Na polityków patrzymy jak na cwaniaków z owej słynnej średniowiecznej ryciny, na której mnich przekłuwa głową niebieski firmament i ogląda zaświat. Oni na pewno wepchnęli już swoje wścibskie łebki gdzie trzeba i zobaczyli, że nic tam nie ma, król jest nagi. Po cichu na pewno rechoczą, że kto wierzy w ZUS i OFE, ten głupi.
Niby wiedzieliśmy od dawna, że tak jak my pracujemy na wypłatę emerytur z ZUS-u dla pokolenia rodziców, tak nasze dzieci po rozpoczęciu pracy będą zarabiać na emerytury dla nas. To tak zwany system solidarnościowy. Ma tę wadę, że są pokolenia liczniejsze i mniej liczne: czasem wielu pracuje na nielicznych, czasem nieliczni na wielu. Rozwiązaniem demograficznego problemu miały być wprowadzone w 1998 roku jako uzupełnienie ZUS Otwarte Fundusze Emerytalne, czyli system kapitałowy. Każdy w czasie pracy miał odkładać na osobną kupeczkę w OFE własny kapitalik na stare lata. Po piętnastu latach od reformy emerytalnej, politycy mówią, że daliśmy się wpuścić w kanał. Że to nie działa. I że znowu cała nadzieja w ZUS-ie. Cała nadzieja czyli marna nadzieja.
Pewien mój kolega – człowiek w wieku jeszcze bardziej przedemerytalnym niż ja sam – jak szalupy uczepił się tez głoszonych przez polityków Prawa i Sprawiedliwości. Według nich jedynym ratunkiem przed katastrofą systemu emerytalnego jest nacisk na politykę prorodzinną. W myśl tego rozumowania, jeśli teraz urodzi się więcej Polek i Polaków, to po wejściu na rynek pracy będą mogli więcej odłożyć do ZUS-u i w systemie nie braknie środków na bieżące wypłaty emerytur m.in. dla mojego kolegi.
PiS proponuje ulgi prorodzinne i takie tam głupoty. Mój kolega jest zdecydowanie bardziej radykalny, co nie powinno dziwić, bo w końcu chodzi o jego własną przyszłość. Przekonuje, że liczenie na zdrowy rozsądek Polaków (tzn. na to, że odpowiednio zachęceni przez państwo łaskawie zdecydują się mieć jeszcze jedno dziecko) jest naiwnością. Jego zdaniem naród trzeba postawić przed faktem dokonanym. Innymi słowy ze zdrowych, patriotycznie zorientowanych młodych mężczyzn należy zorganizować tajne brygady prokreacyjne, wyszkolić w uwodzeniu u agenta Tomka lub innych specjalistów z CBA, pobłogosławić i posłać w kraj z misją dokonania demograficznego przełomu. Od strony teoretycznej kolega ma wszystko dokładnie przemyślane. Uważa na przykład, że na główny obiekt natarcia brygad najlepiej obrać zdeklarowane katoliczki, w związku z mniejszym prawdopodobieństwem dokonania aborcji po ujawnieniu niespodziewanej ciąży. Z tego samego powodu Konrady Wallenrody powinny jak jeża unikać feministek. Przez feministki ? mówi mój znajomy, szowinistyczna świnia ? na starość nie będziemy mieli co do talerza włożyć.
Piotr Kanikowski
PS; Nowy numer 24Tygodnika Legnica-Lubin z tym felietonem i innymi artykułami już jest w dystrybucji.Pytajcie o nas Państwo w sklepach i urzędach.