Proces to nie żarty. Sąd musi zachować powagę. Ale sprawozdawcy sądowemu, który wytrzymał, zdusił śmiech w zarodku, wolno chyba raz na jakiś czas pofolgować sobie w felietonie.
Oskarżeni mają na sali sądowej swoje miejsce. Bywa jednak, że przyszykowana dla nich ława jest za krótka. Siadają wówczas gdzie się da, najczęściej w części przeznaczonej dla widowni.
Pamiętam proces, na którym zaraz po wpuszczeniu do sali rozpraw klapnąłem sobie w środku ostatniego, trzeciego rzędu ław dla publiczności. Zanim się spostrzegłem obsiadły mnie dookoła ze dwie dziesiątki obcych ludzi. Nic. Wyjąłem kajecik, długopis, przygotowałem się do notowania. Sąd był w połowie sprawdzania liczby obecności, gdy zorientowałem się, że coś tu nie gra. Konkretnie, że jak wisienka pośrodku tortu tkwię pośrodku mrowia oskarżonych. Koledzy fotoreporterzy nie zostawili mi czasu na reakcję ? zanim zdecydowałem się na ucieczkę, z przodu błysnęły flesze. A nazajutrz przy gazetowych relacjach z procesu oglądałem zdjęcia ze mną w otoczeniu ludzi z czarnymi paskami na oczach. Jako jedyny występowałem bez paska, z szeroko otwartymi ze zdumienia źrenicami.
Zaskoczony był też sędzia Ż., gdy podczas innego procesu jeden z oskarżonych jak gdyby nigdy nic wstał ze swego miejsca i bez słowa wyszedł z sali. To był zażywny starszy pan, od początku rozprawy wyrażający niezadowolenie, że musiał fatygować się do Legnicy z Kielecczyzny. Sędzia Ż. po stoicku zniósł samowolne oddalenie się oskarżonego. Anielską cierpliwość stracił dopiero wtedy, gdy po kilku minutach starszy pan wsunął głowę w drzwi, przeprosił sędziego i zapytał, czy nie przynieść komuś kawy z sądowego korytarza.
Figle płatają dzwonki telefonów komórkowych. Nie każdy pamięta, by przed wejściem na salę rozpraw wyłączyć aparat. A złośliwe ustrojstwo potrafi na człowieka ściągnąć nieszczęście, tzn. karę za obrazę powagi sądu. W legnickim środowisku prawniczym krąży anegdotka o tym, jak podczas odczytywania nieprzychylnego wyroku z ławy oskarżonych rozległ się wyraźny odgłos spuszczania wody w toalecie. Okazało się, że w ten sposób telefon oskarżonego za jednym zamachem zasygnalizował przyjście SMS-a i skomentował przebieg procesu.
W sądowych protokołach ze śmiertelną powagą odnotowuje się kwestie, których nie wymyśliliby kabareciarze. Oto na przykład żona powołując się na długoletnie pożycie małżeńskie oświadcza, że widoczny na zdjęciu organ płciowy nie jest organem płciowym jej męża. A rolnik tłumaczy się, że nie upilnował maciory, która uciekła w las i wróciła z potomstwem dzika w brzuchu.
Narzekającym na marną jakość publicznej telewizji, polecam sądy. W każdej sali rozpraw są ławy dla publiczności. Procesy naprawdę bywają ekscytujące. Dłużyzny, owszem, też się zdarzają, ale tak jak można w każdej chwili wyłączyć telewizor, tak można też wrócić do domu. Rozprawy miewają walory edukacyjne: pozwalają zgłębiać zarazem i prawo, i psychologię, i socjologię. A i rozrywka bywa tu przednia.
Piotr Kanikowski
PS: Powyższy felieton jest nie tyle zaproszeniem do sądu, co do poszukiwania w sklepach, urzędach i innych gmachach publicznej użyteczności naszego bezpłatnego 24Tygodnika Legnica Lubin. Nowy numer już trafił do dystrybucji.