Papier cierpliwy jest. Łaskawy jest. Papier się nie złości. Nie tłumi poklasku. Ulatuje z wiatrem. Ginie pod stertą innych papierów. Łatwo o nim zapomnieć. Nie sposób się do niego dokopać. Któż z legniczan pamięta, jakie miasto wymarzyli im urzędnicy w 2004 roku?
W 2014 roku Legnica miała być znaczącym ponadregionalnym ośrodkiem akademickim i kulturalnym, atrakcyjnym rynkiem pracy, miastem o wysokiej jakości środowiska przyrodniczego, miejscem bezpiecznym, przyjaznym dla mieszkańców i gości. Zamierzano powstrzymać wykształconą młodzież przed wyjazdem. W Legnicy miała znaleźć ona szeroką ofertę: naukę, pracę, sport, rekreację, rozrywkę. Materialne warunki życia wszystkich miały ulec zdecydowanej poprawie dzięki nowym miejscom pracy. Zapowiadano wzmocnienie lokalnej gospodarki, dzięki czemu zyskałaby stabilne podstawy ekonomiczne do dalszego rozwoju.
To opis niemal żywcem przepisany z wizji zawartej w ?Strategii rozwoju miasta Legnica na lata 2004-2014?. Nietrudno dostrzec, że do rzeczywistości ma się jak propaganda do prawdy. Dlatego tak wyraźnie przebija przez te słowa sarkazm, ironia, rozczarowanie i rozgoryczenie.
Wbrew urzędniczym marzeniom z 2004 roku przez ostatnią dekadę w żadnej dziedzinie nie doprowadzono do przełomu. Żaden znaczący inwestor nie wybudował w Legnicy fabryki, która jak czarna dziura wchłonęłaby rzeszę bezrobotnych, ujętych i nieujętych w statystykach urzędu pracy. Żadna legnicka uczelnia nie zdobyła prestiżu, który pozwoliłby miastu równać się z takimi ośrodkami akademickimi jak Opole czy Zielona Góra, nie wspominając nawet o Wrocławiu. Poza artystycznym i frekwencyjnym sukcesem ?Małej Moskwy? Krzystka, żadna kulturalna inicjatywa zrodzona w Legnicy nie przykuła na dłużej uwagi Polaków. Nie potrafiono nawet zdyskontować tamtego boomu otwarciem muzeum Małej Moskwy. Zapisane w strategii buńczuczne hasło: ?Legnica miastem festiwali? w ogóle nie zaistniało w publicznej świadomości. Najprawdopodobniej ugrzęzło w gardłach urzędników, gdy policzyli, ile trzeba by wydać na realizację tej idei. Jakieś festiwale są ? w większości nobliwe, nużąco przewidywalne, z formułą która wyczerpała się wiele lat temu. Nie walą do nas tabuny turystów. Nie ma obwodnicy południowo-wschodniej, której budowę traktowano w 2004 roku jako priorytet. Z jedną Jaworzyńską będziemy się dłubać całe cztery lata. Zrewitalizowanemu Rynkowi i ul. Najświętszej Marii Panny, po której apteki i banki rozpełzły się jak karaluchy, daleko do wymarzonej w strategii funkcji salonu miasta. Także lokalna gospodarka wcale nie ma stabilnych podstaw ekonomicznych. Przypomina raczej kolosa na glinianych nogach, bo po pełnym uruchomieniu pirometalurgii w głogowskiej hucie los legnickiego zakładu będzie uzależniony od koniunktury na rynku miedzi, a likwidacja stref ekonomicznych w 2027 roku każe zachodnim inwestorom przemyśleć sens działalności w Polsce. Zatem gdzie nie spojrzeć: maliny, maliny, maliny…
Może wizje formułujemy za śmiałe? Może ponosi nas romantyczny zapał? Za dużo chcemy? Nie liczymy się z realiami? Proponuję spojrzeć na Wałbrzych. W 2013 roku prezydent Roman Szełemiej otworzył aquapark za 90 mln zł. Stawia filharmonię. Miasto buduje 120 mieszkań komunalnych. Realizuje arcyambitny projekt ?Zielony Wałbrzych? przy którym ekologiczne przedsięwzięcia Legnicy wydają się igraszką. A na centrum kulturalne Stara Kopalnia przeznaczono prawie dwa razy więcej pieniędzy niż Tadeusz Krzakowski na wszystkie miejskie inwestycje w 2014 roku. Mam problem ze wskazaniem równie spektakularnych przedsięwzięć zrealizowanych w ostatniej dekadzie z budżetu legnickiego samorządu. Stadion? Rewitalizacja Zakaczawia? Rynek? Może Państwo pomożecie?
Bo wydaje mi się, że Wałbrzych naprawdę się zmienia. Z rozmachem, o którym Legnica boi się nawet pomarzyć w swoich strategiach.
Piotr Kanikowski
Piotrze…
Twój felieton przypomniał mi scenkę sprzed 10 lat. Nobliwi urzędnicy, ojcowie miasta, mniej lub bardziej lokalni politycy i wszelkiej maści “kaowcy” prześcigali się wówczas w licytacjach na różne spektakularne działania artystyczno-kulturalne. Oczywiście miały one rozsławiać imię Legnicy niemal na wszystkich kontynentach.
I tylko nasz serdeczny kolega, Jurek Landzberg syknął przez zęby po jednej z takich konferencji: a na koniec ogłoszą Ogólnopolski Festiwal Filmu Urwanego.
Prorok jaki, czy co? Bo wychodzi na to, że jedynie w taką promocję codziennie angażuje sie spora grupa mieszkańców naszego miasta. Przykład choćby z dzisiejszego poranka, gdy jeden z kandydatów na kierowców przyszedł na egzamin z prawie 2 promillami w wydychanym powietrzu.
Przez kilka dni Legnica znów będzie na ustach całej Polski.