W Komendzie Powiatowej Policji w Lubinie wykradziono lub celowo ukryto dowody w sprawie śmierci Bartosza S. – twierdzi Wojciech Marek Kasprzyk, radca prawny reprezentujący rodzinę zmarłego. Według prawnika, dochodzi też do mataczenia. Ponadto jedna z policjantek miała złożyć w łódzkiej prokuraturze fałszywe zeznania. 34-letni Bartosz S. zmarł 6 sierpnia po tym, jak wezwani na interwencję przy ul. Traugutta w Lubinie policjanci próbowali go umieścić w radiowozie.
Pełnomocnicy rodziny Bartosza S. – mecenas Wojciech Marek Kasprzyk oraz Dariusz Pawlikowski, prezes Dolnośląskiego Centrum Praw Człowieka – informują, że złożyli w łódzkiej prokuraturze trzy zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w związku z toczącym się śledztwem w tej sprawie.
Pierwsze, pod którym podpisał się mecenas Kasprzyk, dotyczy protokołu przesłuchania jednego ze świadków, który został celowo wykradziony albo ukryty w Komendzie Powiatowej Policji w Lubinie. Zniknęło również przekazane przez tego świadka jako dowód w śledztwie nagranie wideo z kamery oraz protokół przekazania tego dowodu. W dokumentach przejętych przez Prokuraturę Okręgową w Łodzi od Prokuratury Rejonowej w Lubinie (która początkowo prowadziła postępowanie w sprawie feralnej interwencji) nie ma po tych dowodach śladu.
Z tego, co mówi mecenas Wojciech Marek Kasprzyk wynika, że ów “zatajony” świadek został ponownie przesłuchany w Łodzi. To z treści zeznań tego człowieka wynika, że na początkowym etapie śledztwa mogło dojść do ukrywania dowodów, w tym niszczenia protokołów przekazania przedmiotów.
- Apeluję do wszystkich osób, które były przesłuchiwane przez funkcjonariuszy komendy powiatowej w Lubinie, aby się z nami skontaktowały. My na tym etapie śmiemy twierdzć, że policja tuszuje sprawę tej śmierci – mówi wprost mecenas Wojciech Marek Kasprzyk. – Pytanie, dlaczego tych materiałów nie ma w aktach prokuratury w Łodzi oraz czy Prokuratura Okręgowa w Legnicy i Prokuratura Rejonowa w Lubinie wiedziały o tych materiałach. Mamy dowody na tę okoliczność. Informacje na ten temat są również w posiadaniu Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Drugie z zawiadomień złożonych przez mecenasa Kasprzyka, zawiera zarzut mataczenia. Według pełnomocnka rodziny, w komendzie w Lubinie pozwalano policjantom, którzy realnie mogą mieć postawione zarzuty, na zapoznawanie się z dokumentami ze śledztwa.
- To skandal, że policjanci biorący udział w tej tragicznej interwencji, nie są zawieszeni w obowiązkach – uważa Wojciech Marek Kasprzyk.
Trzecie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożył Dariusz Pawlikowski, drugi pełnomocnik rodziny Bartosza S.
- 25 sierpnia przed Prokuraturą Okręgową w Łodzi zeznania składała funkcjonariuszka policji – mówi Dariusz Pawlikowski. – W związku z treścią jej zeznań poinformowałem o możliwości złożenia fałszywych zeznań w obawie przed odpowiedzalnością karną tzn. o przestępstwo z art 233 par 1a Kodeksu karnego. Zeznania tej policjantki nie korespondują z posostałym materiałem dowodowym w sprawie.
Według mecenasa Kasprzyka, rozbieżność jest ewidentna. – Tak jakbyśmy widzieli, że mamy granatową marynarkę, a funkcjonariuszka twierdzi, że jest fioletowa – porównuje prawnik.
Bartosz S. był gejem i narkomanem. 6 sierpnia wrócił do domu około czwartej rano. Prawdopodobnie naćpany. Nie miał ze sobą kluczy. Może je zgubił. Nie skorzystał z domofonu, tylko podnosił z ziemi ozdobne kamyczki, rozsypane pod blokiem przy ul. Traugutta, i rzucał nimi w okno, aby ktoś mu otworzył drzwi. W mieszkaniu była jego mama, zmęczona i zła. Zadzwoniła po policję. Powiedziała, że syn biega po ulicy i rzuca kamieniami, oraz że nadużywa narkotyków. Myślała, że funkcjonariusze zabiorą go do szpitala, aby się uspokoił. Komenda Powiatowa Policji w Lubinie jest naprzeciwko ich bloku. Funkcjonariusze zjawili się szybko, ale interwencja nie przebiegała gładko. Powalony na ziemię Bartosz bronił się i wyrywał, prosił, by go puścili. Wołał: “Mamo!”, gdy policjanci próbowali go obezwładnić i wsadzić do radiowozu. W pewnym momencie zwiotczał, przestał się ruszać, krzyczeć, jakby stracił przytomność. Policjanci podjęli próbę cucenia. Wezwali karetkę pogotowia. Twierdzą, że Bartosz S. żył, gdy przekazywali go jej załodze. Pracownicy pogotowia zaprzeczają. Mówią, że zabrali zwłoki.
Prokuratura ze względu na etap i dobro postępowania bardzo lakonicznie komentuje informacje pełnomocników rodziny. Tomasz Szczepanek z Prokuratury Okręgowej w Łodzi w rozmowie z TVN24 powiedział, że jeszzcze przed złożeniem przez nich zawiadomień o poejrzeniu popełnienia przestępstwa dostrzeżono brak przekazania do akt materiałów ze wszystkich czynności prowadzonych w tej sprawie. Prokuratura analizuje tę kwestię.
FOT. FACEBOOK.PL