KGHM1
Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  wiadomości  >  Current Article

Marcelina Zawisza i Adrian Zandberg o Polsce i polityce

Przez   /   23/01/2016  /   No Comments

Grubo ponad sto osób przyszło w piątkowy wieczór do Spiżarni, aby posłuchać Marceliny Zawiszy i Adriana Zandberga – liderów partii Razem. Co usłyszeli?

 

O oddolnym budowaniu Razem

Marcelina Zawisza: – Cały czas pytano nas, kto za tym wszystkim stoi, ponieważ nikt nie potrafił uwierzyć, że można coś zorganizować oddolnie. Bez znanych twarzy, wielkich polityków, którzy już tyle osiągnęli, a tak naprawdę… sami wiecie. I dużo ludzi czekało z pewnym zniecierpliwieniem do kongresu. W chwili, w której opublikowaliśmy nazwiska członków i członkiń zarządu krajowego oraz rady krajowej na facebooku, nasza strona ze zgłoszeniami po prostu oszalała. (…) Ponieważ ludzie byli przekonani, że to jest niemożliwe; że na pewno wyskoczy tam jakiś Wenderlich, jakiś Czarzasty, jakiś Palikot, Rozenek… Na pewno ktoś musi za tym stać. Do tej pory w Polsce nie było partii masowej, która byłaby organizowana oddolnie, bez znanych twarzy z telewizji. Bez ludzi, którzy przeskoczyli już przez cztery inne partie i żadna nie dała im tego co chcieli, w związku z czym musieli założyć sobie kolejną, i kolejną, tylko po to, żeby móc się dopchać do Sejmu, tak naprawdę sobą nic nie reprezentując. I kiedy okazało się, że powstało Razem, które opiera się na wartościach i w którym są ludzie, którzy wcześniej w polityce nie działali (a nawet jeśli działali, to robili to oddolnie, np. chodząc na blokady eksmisji, broniąc stołówek szkolnych przed zamknięciem, spędzając godziny na sesjach rad miast czy rad dzielnic. itd), to zaskoczyła nas fala zgłoszeń. Razem w tej chwili przygotowuje nowy statut, ponieważ ten, który napisaliśmy na kongres w maju, był pomyślany dla organizacji na 200 osób, a w tej chwili Razem ma znacznie więcej członków i członkiń. Od maja do Razem zgłosiło się prawie 9 tysięcy osób. 

O dystansie Razem do Komitetu Obrony Demokracji

Adrian Zandberg: - To, z czym dzisiaj mamy do czynienia, niewątpliwie jest łamaniem standardów państwa prawa przez obecną większość rządzącą – zarówno jeśli chodzi o przepychanie ustaw nocą, zerowy vacatio legis, pochodzenie do państwa w taki sposób, który jest raczej zawłaszczaniem niż administrowaniem. I to jest jasne. Ale też warto pamiętać, że proces niszczenia autorytetu państwa prawa i dobrych standardów demokracji nie zaczął się wczoraj i nie zaczął się 25 października 2015 roku. Żeby daleko nie szukać: to, co oglądamy obecnie w przypadku ustawy medialnej (właściwie ustawy stołkowej, bo to co rząd przepchnął, jest ustawą mówiącą tylko i wyłącznie o przejęciu stołków) stanowi zawłaszczanie mediów publicznych. Ale to nie jest pierwsza fala zawłaszczania mediów publicznych. (…) Proces gnicia polskiej demokracji trwa od lat. To jest istotne jeśli mówimy o mobilizacjach, które się dokonują, kiedy ludzie wkurzeni wychodzą zaprotestować przeciwko temu  na ulicy. Jaka jest przyczyna, że na pierwszej demonstracji KOD-u odmówiliśmy wystąpienia na czerwonym autobusie? Bardzo prosta. Ta przyczyna to wiarygodność. Nam się nie podoba, to co Prawo i Sprawiedliwość robi w odniesieniu do Trybunału konstytucyjnego, ale gdybyśmy mieli powiedzieć że nie podoba nam się łamanie standardów stojąc pod rękę z posłem Platformy Obywatelskiej, który kilka miesięcy wcześniej głosował za przepychaniem takiego kształtu zmian w Trybunale, które sam Trybunał uznał za niekonstytucyjne, to bylibyśmy hipokrytami. Mamy poważny problem z tym, jak różni skompromitowani establishmentowi politycy próbują na tej fali wzburzenia i oburzenia (które jest całkowicie zrozumiałe i które podzielamy), wybielić sami siebie. Cały czas podtrzymujemy to, co powiedziliśmy: my nie będziemy stawali na jednej platformie, pod rękę, z ludźmi, którzy mają swoje przewiny, jeśli chodzi o niszczenie jakości państwa prawa w Polsce i niszczenie standardów demokratycznych.

O tym, z kim chce być Razem a z kim nie  

Adrian Zandberg: - My nigdy nie obiecywaliśmy, że będziemy razem z Janem Kulczykiem. Nie obiecywaliśmy, że będziemy razem z kierownictwem Platformy Obywatelskiej. Po prostu chcemy być razem z pracownikami, zorganizowanymi i niezorganzowanymi. I  żeby dać przykład tego, że pod tym względem nie jesteśmy sekciarscy, powiem, że Razem w ciągu jednego tygodnia spotkało się i porozumiało z Ogólnopolskim Porozumieniem Związków Zawodowych, co do wspólnej inicjatywy dotyczącej kwestii płac minimalnych i lokalnych inicjatyw uchwałodawczych, mających zadbać, aby samorządy nie niszczyły rynków pracy w sztuce zamówień publicznych. W tym samym tygodniu wspólnie z NSZZ Solidarność braliśmy udział w demonstracji w obronie pracowników Biedronki. I w tym samym tygodniu ze Związkiem Zawodowym Inicjatywa Pracownicza, który nie należy do żadnej z powyższych central, uczestniczyliśmy w proteście pod siedzibą Polskiego Busa, który wyrzucił człowieka z pracy za to, że chciał założyć związek zawodowy. To jest odpowiedź na pytanie z kim Razem: razem ze wszystkimi ludźmi, którzy upominają się o swoje prawa i którzy upominając się o nie, nie są hipokrytami.  Razem na przykład z ludźmi, którzy walczą o prawo do utworzenia związków zawodowych, ale niekoniecznie razem z posłem Schetyną. Po prostu. Chcemy razem zbudować alternatywę wobec establishmentowej polityki – zarówno wobec nowego salonu (który buduje obecnie PiS wypełniając media, likwidując służbę cywilną i wprowadzając politycznych nominatów do urzędów publicznych), jak też wobec dawnego establishmentu, który ma swoje grzechy na sumieniu, bo gdyby tych grzechów nie miał, to wkurzeni na niego ludzie nie posunęli by się do wrzucenia do urn kart wyborczych z zakreślonym PiS-em.

O tym, dlaczego tak wielu ludzi zagłosowało na Prawo i Sprawiedliwość

Adrian Zandberg: - Ci ludzie nie zagłosowali dlatego, że chcieli, żeby Jarosław Kaczyński zaczął demolować państwo prawa. I nie dlatego, że marzyli, aby Macierewicz został ministrem obrony narodowej. Ani nie chodziło im o to, by minister Szydło zaczął przerabiać Puszczę Białowieską na deski. Oni zagłosowali na PiS, bo mieli dosyć establishmentu i dosyć uśmiechniętych, wiecznie zadowolonych z siebie polityków Platformy, którzy mówili: “Jak sobie nie radzisz w życiu, to weź kredyt. Jak ci nie idzie, to kup bilet do Londynu i wyjedź, bo to twoja wina”. Ludzie mieli dość tej arogancji, bezczelnego przekonania, że wszystko wolno. I też zawłaszczania państwa. Dlatego nierzadko ze skrzywieniem na twarzy zagłosowali nie tyle na PiS co przeciw PO. My tych ludzi musimy odwojować – ludzi, którzy liczyli na socjalną zmianę, a nie na niszczenie demokratycznych standardów. A żebyśmy mogli ich odwojować – przekonać do socjalnego i demokratycznego programu Razem – potrzebna jest jedna absolutnie kluczowa rzecz: my musimy być wiarygodni. Kiedy krytykujemy nowy PIS-owski establishment, to musimy równocześnie konsekwentnie krytykować stare PO. To będziemy robić.

O tym, że nie trzeba wybierać między PiS i antyPiS, bo Razem jest trzecią możliwością

Adrian Zandberg: - Razem jest trzecią możliwością. Razem mówi coś, co wydawałoby się oczywiste, ale w polskiej polityce oczywiste nie jest – że jest możliwa i Polska bardziej demokratyczna niż dzisiaj, i bardziej socjalna, społecznie odpowiedzialna. Bo próbuje nam się wmówić, że mamy do wyboru tylko dwie opcje, tzn. albo będziemy mieli nieco bardziej socjalny kraj z zasiłkami i świadczeniami uniwersalnymi dla dzieci ale za to zapłacimy demokracją, państwem prawa, albo z drugiej strony mamy bronić demokracji, która pójdzie w pakiecie z tym, że Ryszard Petru zlikwiduje związki zawodowe w zakładach oraz wprowadzi prawodawstwo ustanawiające większe finansowanie partii ludzi bogatych z budżetu państwa niż partii ludzi biednych (bo państwo będzie się proporcjonalnie dorzucać do tego, co zwolennicy danej partii zbiorą, likwidując bądź bardzo podnosząc limity wpłat). Odmawiamy takiego wyboru. Odmawiamy wyboru pomiędzy zamordyzmem a oligarchią udającą demokrację. Chcemy socjalnej demokracji. To alternatywa wobec jednego i wobec drugiego obozu. 

O dogorywaniu Sojuszu Lewicy Demokratycznej

Marcelina Zawisza: -  Myślę, że oni są sami sobie winni. Przede wszystkim Leszek Miller i  SLD, które wprowadziło eksmisję na bruk, wprowadziło podatek liniowy dla przedsiębiorców, nie stawało po stronie ludzi pracy. Janusz Palikot, który twierdzi, że podatek liniowy to jest najlepszy pomysł dla Polski i który nienawidzi związków zawodowych oraz związkowców. Dlatego wyborcy nie chcieli głosować na Zjednoczoną Lewicę. Pytanie, czy wybór nowego przewodniczącego cokolwiek zmieni? Pierwszym kandydatem na przewodniczącego jest SLD-owski baron, który przez długi czas kierował partią z tylnego siedzenia. Drugim – były rzecznik prasowy SLD, który dawał usprawiedliwienie wszystkim antyspołecznym, okrutnym, często nieludzkim ustawom przepychanym przez SLD przez Sejm. Nic się nie zmieni. Trzeba pozwolić tej partii wynieść sztandar, zniknąć z polskiej polityki i przestać kompromitować słowo “lewica”. To, co do tej pory SLD prezentowało, dowodziło, że politykom nie wolno ufać, bo realizują oni wyłącznie własne interesy. Z tym chcemy walczyć.

O tym, czy powstanie Razem pomogło zwyciężyć PiS-owi

Adrian Zandberg: – PiS najbardziej wzmocniło powstanie Nowoczesnej, bo gdyby Nowoczesna nie rozbiła elektoratu Platformy Obywatelskiej na dwie części, to PiS miałby mniejszą większość. Co by się stało, gdyby PiS miał 8-10 mandatów mniej niż  teraz i nie dysponowałby samodzielną większością? Odpowiedź jest prosta. Wcale nie ucieklibyśmy przed tą chorobą, którą teraz przechodzimy. Różnica polegałaby na tym, że 15 nacjonalistów, których wprowadził Kukiz, stworzyłoby klub nacjonalistów i weszło z panem prezesem w koalicję. Efekt byłby taki, że byłoby to co teraz plus np. w ministerstwie edukacji łysi miłośnicy czystości rasowej odpowiedzialni za podręczniki w szkołach. To złudzenie, że gdyby nie Razem PiS miałby kilka głosów mniej w Sejmie i coś radykalnie by się zmieniło.

O wkurzeniu i tym, że PiS trzeba przechorować

Adrian Zandberg: – PiS to jest choroba, którą my musimy po prostu przejść. Gorączka, którą Polska musi zwalczyć. Tak my patrzymy na dojście PiS-u do władzy. To nie jest choroba sama z siebie, raczej symptom: rachunek za to, jak wyglądała polska modernizacja przez ostatnich kilkanaście lat. Zafiksowaliśmy się na tym, że ładnie nam wzrasta wskaźnik PKB i centra wielkich miast wyglądają jak w krajach zachodniej Europy, a zupełnie zamknęliśmy oczy, że istnieje kawał polskiego społeczeństwa, które z tego cywilizacyjnego awansu było wykluczone. Które się tylko wkurzało a jedyną opcją, jaką mu pozostawiono, była emigracja w lepszej wersji do jednego z tych wielkich miast, a w gorszej wersji po prostu do Londynu. To wkurzenie narastało, bo można zaciskać pasa przez rok, dwa, trzy lata i mieć poczucie, że inwestuje się w swoją przyszłość, ale w pewnym momencie przychodzi załamanie. Jeśli ludzie, przez ten sufit, który w większości małych miast wyznacza płaca minimalna,  nie mogli się przebić, to wkurzenie zaczęło wybijać na różne sposoby.

O tym, jak prawica przechwyciła gniew ludzi

Adrian Zandberg: - Jeżdżąc po małych miasteczkach – nie średnich, jak Legnica, byłych stolicach województw, ale zupełnie małych – zauważyliśmy pewną prawidłowość: okazuje się, że są tam dwie organizacje. Jedna to jest Razem, a druga to skrajna prawica. Bo to jest jedyna polityka, jaka się w nich pojawiła: polityka gniewu, wkurzenia. To na tej pożywce skrajna prawica urosła. Oto rachunek za model transformacji, który wybrały polskie elity. Jeśli tego modelu transformacji nie zmienimy, to choroby, której symptomem jest PiS, nie pokonamy. Po prostu. 

Marcelina Zawisza: - Kiedy protestowali górnicy – na początku Kompania Węglowa, potem Jastrzębska Spółka Węglowa, na sam koniec był mały skromny protest Katowickiego Holdingu Węglowego – to pojawiły się siły polityczne: ludzie, którzy wspierali protestujących. W Kompanii Węglowej Platforma chciała na przykład zlikwidować kopalnię; plan był taki, żeby obniżyć im wydobycie przez co kopalnie stały się nierentowne, co pozwoli je zamknąć a potem sprzedać – Kulczyk już nawet jedną miał zamiar kupić. W takiej Rudzie Śląskiej np. KWK Pokój daje miejsca pracy większości ludzi, którzy tam mieszkają – zamknięcie tej kopalni spowodowałoby powstanie zagłębia biedy. Pozostałe kopalnie miały ten sam problem i nie było żadnego pomysłu, co zrobić z ludźmi, którym chciano zlikwidować ich miejsca pracy. Nikt o nich nawet nie pomyślał. Byli zrozpaczeni, potrzebowali wszelkiej pomocy, apelowali do wszystkich środowisk politycznych, żeby ich wsparły. (…) Kto się tam pojawił? Nie pojawił się nikt poza prawicą lub skrajną prawicą. Tam była Młodzież Wszechpolska, tam był ONR, przyjechało Prawo i Sprawiedliwość, obecna premier Beata Szydło, Antoni Macierewicz, Jarosław Kaczyński. Górnicy apelowali do polityków lewicy, żeby też się zjawili i żeby nie było tak, że ów gniew zawłaszczy PiS. Wszyscy ich olali. Ten przykład pokazuje, że prawica wykonuje w Polsce dużą, ciężką pracę od bardzo dawna – stara się być tam, gdzie do tej pory polityków nie było. To jest powód, dla którego właśnie oni w tej chwili są tak silni. Stąd ich poparcie. PiS chodzi na protesty, protestuje razem z ludźmi, wie jak wygląda Polska poza dużymi miastami.

O solidarności

Marcelina Zawisza: - Jeśli zastanawiamy się, jak walczyć z PiS, to nie jest to proste. My musimy naprawdę stanąć po stronie ludzi pracy. Być wszędzie tam, gdzie prawa są łamane. Robić to wiarygodnie, konsekwentnie, nie liczyć na szybie zyski. Sytuacja nie zmieni się w przeciągu roku czy dwóch. Jako lewica i jako ludzie, którzy chcą chronić demokrację, musimy być solidarni. Pisał o tym na przykład Sroczyński w Wyborczej, kiedy apelował do ludzi, którzy chodzą na manifestacje KOD-u, aby zapytali u siebie w pracy ochroniarzy, na jakich są umowach; żeby zapytali sprzedawczyni w sklepie, na jakiej jest umowie; i żeby razem z nimi solidarnie pojawili się na pikietach, o których mówił Adrian. Jeśli widzimy, że protestują pracownicy Biedronki, Żabki albo innego supermarketu czy zwykłego punktu usługowego, to powinniśmy podejść do nich, porozmawiać, a jeśli ich protest jest słuszny, stanąć z nimi i pokazać solidarność. Jeśli wiem, że gdzieś ludzie protestują, to wybrać się tam, jeśli mogę. Wzbudzić w sobie kulturę protestu. To powoli zaczyna się dziać. Protestujący przestają być postrzegani, jako osoby roszczeniowe, które bez sensu wychodzą na ulice. Przez 25 lat ulegaliśmy takiej narracji, że tylko roszczeniowcy wychodzą na ulice, bo można coś osiągnąć w inny sposób, a na ulicy to tylko chamy. Jak górnicy, związkowcy, pielęgniarki protestowali, to tak ich pokazywano. Jako lewica musimy odzyskać kulturę protestu. Musimy odzyskać wiarygodność. Musimy odzyskać solidarność. (…) Po to pojawia się Razem i po to pojawia się niezgoda ludzi, którzy chodzą na manifestacje KOD-u, abyśmy poczuli solidarność; abyśmy mogli odzyskać obywatelskość dla wszystkich w tym kraju. To jest to, co wygrało PiS, i to, co oni za chwilę stracą, bo to w istocie zamordystyczna partia, która niszczy nam demokrację. 

O potrzebie bezkompromisowości w polskiej polityce

Marcelina Zawisza: - My trochę zbyt długo odpuszczaliśmy. Na przykład odpuszczaliśmy kwestię praw pracowniczych, żeby walczyć o coś tam. Odpuszczaliśmy bardzo wiele rzeczy i myślę, że nie doprowadziło to nas w żadne dobre miejsce. 

O Razem w mediach: 

Adrian Zandberg: – Nigdy dość przypominania tym, którzy uważają, że dopiero wraz z nadejściem PiS skończył się pluralizm w mediach publicznych, faktu, że przez pierwszy miesiąc kampanii wyborczej media publiczne za rządów Platformy Obywatelskiej były poświęcić informacjom na temat Razem literalnie osiem sekund czasu antenowego. Nie mieliśmy złudzeń wówczas, i nie mamy ich teraz. Zdajemy sobie sprawę, że PiS będzie przerabiać media publiczne na swoje ministerstwo propagandy. Cudów nie będzie. Staramy się występować w tych mediach na tyle, na ile jest to możliwe. Nie odmawiamy, gdy nas zapraszają, i sami zapraszamy chętnie dziennikarzy na nasze konferencje. Ale oceniamy sprawę realistycznie. Widzimy różnicę pomiędzy mediami centralnymi, a lokalnymi. Enklawą pluralizmu i otwartej debaty publicznej jest długi ogon mediów lokalnych. Szukając odpowiedzi na pytanie, jakimi kanałami poza Facebookiem docierać do ludzi, zdecydowaliśmy: chcemy rozmawiać z mediami lokalnymi.Będziemy myśleli, żeby w najbliższych miesiącach zaanimować niezależne lewicowe media.

O pomysłach podatkowych partii Razem

Marcelina Zawisza: - Przygotowaliśmy propozycję podatkową, gdzie jest 6 stawek podatku i 95 proc. osób będzie płaciło niższe bądź takie same podatki. Będziemy chcieli przerzucić większą odpowiedzialność na przedsiębiorców, instytucje finansowe typu banki, korporacje. 

Adrian Zandberg: – Trzeba powiedzieć sobie jasno, że mamy do wyboru dwa modele cywilizacyjne.  Jeden model cywilizacyjny, w którym mamy dużo dobrze działających usług publicznych, ale płacimy za to wyższymi podatkami. I drugi model, w którym obcinamy podatki, ale państwo wycofuje się z gwarantowania obywatelom czegokolwiek poza ochroną własności i systemem nadzoru nad tym, żeby nie dochodziło do łamania prawa. My mówimy otwarcie, że jesteśmy zwolennikami takiego modelu społecznego, w którym państwo nie wycofuje się z odpowiedzialności za edukację, służbę zdrowia, pomoc społeczną, ale oznacza to, że płacimy wyższe podatki niż np. w krajach byłego Związku Radzieckiego czy państwach Azji południowo-wschodniej. Mówimy: płacimy więcej, ale za coś więcej. Jeśli ktoś uważa, że podatki w Polsce już są wysokie, to trzeba postawić sobie pytanie: które podatki i których grup podatkowych ta ocena dotyczy. Faktycznie mamy w Polsce dosyć wysoką stawkę podstawową podatku VAT, ale też niskie stawki oraz stawki eklektywne jeśli chodzi o podatek dochodowy od osób fizycznych i prawnych. Mamy też niskie podatki od wielkich majątków, praktycznie nieistniejące. Mamy w Polsce kuriozalną sytuację na skalę europejską, w której jeżeli miliarder umiera, to jego majątek jest dziedziczony przez kolejne pokolenie bez żadnego opodatkowania. To wyjątek, a nie reguła, w Unii Europejskiej. Naszym zdaniem, niektóre z podatków – kapitałowe, od wielkich majątków, od wielkich dochodów osób fizycznych i osób prawnych – należy doprowadzić do górnego średniego europejskiego poziomu, żeby być w stanie z tych pieniędzy fundować funkcjonowanie edukacji, służby zdrowia, usług publicznych na porządnym europejskim poziomie. Czy to oznacza, że należy podnieść wszystkie podatki? Nie. Należy uważać, żeby nie podnosić tych podatków, które dotykają biedniejszych warstw społecznych. Takimi podatkami są np. podatki konsumpcyjne. Jesteśmy zwolennikami tego, żeby przenieść w większym stopniu niż dzisiaj ciężar tego utrzymania budżetu z podatków pośrednich (VAT) na te, które są trudniejsze do ściągnięcia, ale sprawiedliwsze, czyli podatki bezpośrednie, dochodowe i kapitałowe. (…) To nie jest tak, że w Polsce mamy wysokie podatki. Natomiast jednak jest tak, że budżet uzależnił się od tych podatków, które ściągnąć najprościej, a które uderzają często w większym stopniu w tych, którzy są niezamożni – czyli od podatków od konsumpcji. Zadaniem na lata jest przesunięcie ciężaru utrzymania budżetu z podatków pośrednich na podatki bezpośrednie. Tu nie będzie magii. To nie zdarzy się z roku na rok. Ktoś, kto mówi, że to jest szybkie do zrobienia, po prostu ściemnia. W Razem mówimy jasno, że to proces, który trzeba rozłożyć na co najmniej 6-7 lat.

O 75-procentowej stawce podatkowej dla osób zarabiających rocznie  powyżej 500 tys. zł    

 Adrian Zandberg: - Dzisiaj w Polsce mamy system, w którym większość populacji płaci pierwszą stawkę podatkową. Z progresją podatkową w swoim życiu na ogół się nie spotykają, stąd błędnie rozumieją naszą propozycję. Progresja podatkowa polega na tym, że kolejne stawki podatkowe płaci się od nadwyżki dochodu powyżej progu. Na przykład jeśli ktoś zarabia 501 tysięcy złotych, to 75 procent płaci tylko od tego tysiąca powyżej 500 tysięcy. Jaki jest cel tego podatku? Ten cel nie ma charakteru fiskalnego: nie chodzi o ściągnięcie dużej ilości pieniędzy z podatku dochodowego od osób fizycznych. Chodzi nam o funkcję regulacyjną podatku. Podatki służą bowiem nie tylko temu, żeby ściągać pieniądze do budżetu, ale też wpływać, w jaki sposób wygląda polityka płacowa firmy. Istnienie takiej górnej stawki podatkowej, która odstrasza od wypłacania sobie olbrzymich wynagrodzeń, to narzędzie, przy pomocy którego państwo może stymulować firmy. One będą widziały, że mają do wyboru: albo wypłacić panu prezesowi kolejny milion i zapłacić od niego 75 proc. podatku, albo przeznaczyć te pieniądze na stworzenie miejsc pracy dla ludzi, którzy będą zarabiali 2-3 tysiące złotych i zapłacą niski podatek. 

O szkodliwości specjalnych stref ekonomicznych 

Marcelina Zawisza: - Z inwestorami, o których dobijają się samorządy posiadające na swym terenie specjalne strefy ekonomiczne, wiąże się nadzieja, że teraz przez chwilę, 2 może 3 lata, będziemy do nich dopłacać, a później to oni na pewno tu zostaną. Prawda jest taka, że oni się spakują i pojadą do kraju, w którym funkcjonowanie będzie ich kosztować jeszcze mniej. Uwaga, tylko 2 procent pracowników w Polsce jest zatrudnionych w specjalnych strefach ekonomicznych. PSL przez długi czas sprzedawał specjalne strefy ekonomiczne jako lek na całe zło, na bezrobocie i związane z nim problemy. Tak się nie stało. A gminy na tym tracą, ponieważ wiele podmiotów jest zwolnionych z podatków lokalnych, gminy są zobowiązane dostarczyć im pełną infrastrukturę, zainwestować w dobrą drogę itp.

Adrian Zandberg:  - Duży inwestor, nawet jeśli kosztuje więcej niż przynosi, to coś, co lokalny samorządowiec może sprzedać jako swój sukces. Są dostępne m.in. badania dra Iwo Augustyńskiego, który zajmuje się badaniem tego, jaki jest długoterminowy wpływ funkcjonowania stref ekonomicznych na lokalne gospodarki. Z tych danych wynika dosyć jednoznacznie, że specjalne strefy ekonomiczne po pierwsze wypłukują lokalną scenę ekonomiczną z firm, które uciekają do takich form funkcjonowania, które są dla nich bezkosztowe a ściślej bezpodatkowe. Po drugie: znaczna część tych inwestycji ma charakter doraźny. Model oparty na montowniach ładnie wygląda, kiedy montownia przyjeżdża i burmistrz może sobie w niej zrobić zdjęcie, ale bardzo szybko można ją zapakować do kontenerów i wysłać statkami na drugi koniec świata, żeby tam funkcjonować z dopłatami od innego naiwniaka, który da się na mówić na to, aby dopłacić do nieswojego biznesu. To jest ten sam model, z którego korzystają tanie linie lotnicze, które wiele samorządów w wielu częściach Europy naciągnęły na to, by finansować z podatków ich biznes. Naszym zdaniem to jest na dwóch poziomach złe. Na poziomie fiskalnym, bo w dłuższej perspektywie nie opłaca się lokalnemu samorządowi. Ale też na poziomie czysto ekonomicznym, bo jeśli dopuszczamy do tego, by firmy funkcjonowały w oparciu o takie doraźne wsparcie z publicznych pieniędzy, to rynkowy mechanizm mający decydować o sensowności lokowania zasobów przestaje działać.  Cwaniak, który żyje z publicznej kasy, wygrywa z tym, który uczciwie próbuje budować biznes opierając się na ekonomicznej racjonalności i rozsądnych płacach. Państwo powinno prowadzić taką politykę ekonomiczną, żeby nie premiować cwaniactwa, ale zrównoważone modele ekonomiczne.

Wypowiedzi nieautoryzowane.

FOT. PIOTR KANIKOWSKI

 

 

 

    Drukuj       Email
  • Publikowany: 3259 dni temu dnia 23/01/2016
  • Przez:
  • Ostatnio modyfikowany: Styczeń 24, 2016 @ 1:36 pm
  • W dziale: wiadomości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

kupaj maciej

Prezydent Legnicy Maciej Kupaj podsumował rok 2024

Read More →