Dzięki Teatrowi Modrzejewskiej możemy obdarować Państwa zaproszeniem na autorski, bardzo osobisty monodram Pawła Palcata “Maraton/ Tren” (grany, nietypowo, w dwa czwartkowe wieczory: 15 i 22 lutego o godz. 19 na teatralnym strychu). Szczegóły poniżej.
Spektakl? To nie jest dobre słowo, bo zakłada coś sztucznego, coś zagranego, więc możliwego do powielenia przez innych aktorów. Ładunek intymności, na jaką odważył się Palcat, wyklucza taką ewentualność. Czyni jego spotkania z widzami na strychu teatru czymś absolutnie wyjątkowym.
Paweł Palcat opowiada o swoim osobistym doświadczeniu. O śmierci matki. Nie udaje cudzego dramatu, nie zaciera autobiograficznych tropów, ale nie szczędząc intymnych szczegółów prowadzi widzów ścieżką, którą niedawno sam przeszedł – przez rozpacz, bezradność, zagubienie, strach, bunt, wstyd, osamotnienie, poczucie winy… Staje pośrodku innych ludzi prawie nagi, w sportowych szortach i koszulce Supermena, którą w trakcie monologu to zakłada, to ściąga. Ów symboliczny gest dobrze oddaje dezorientację człowieka zanurzonego w popkulturze, która wyeliminowała śmierć jako coś nieestetycznego, gdy nagle dowiaduje się, że ludzie nie są niezniszczalnymi superbohaterami. Oto widzimy aktora, który z pozie z komiksów leci stawić czoła wyzwaniu, a za chwilę łyka talk, półobłąkany z żalu po stracie mamy. Palcat nie waha się wycelować obiektywu kamery w swój nagi tors, by niczym rentgen odsłoniła na chwilę niewidoczne dla innych dziary, które nosi od jej pogrzebu. (napisy „Mama”, „Matula”, „Mamuś” – niczym szloch dziecka). Tak drugim tematem „Maratonu/ Trenu” – obok śmierci – staje się miłość.
I śmierć, i miłość są doświadczeniami każdego człowieka. Paweł Palcat znalazł sposób, by opowiedzieć o nich w sposób, który leczy dusze. Podnosi na duchu. Pomaga uporać się z traumą. Jak to zrobił? Najlepiej przekonajcie się sami.
Mamy do rozdania po jednym dwuosobowym zaproszeniu na 15 i 22 lutego. Proszę pisać mejle zatytułowane “Maraton/Tren” na adres konkursy@24legnica.pl. Prosimy o podanie w treści numeru kontaktowego. Oddzwonimy.
FOT. KAROL BUDREWICZ