Prezydent nie może usunąć antyaborcyjnego plakatu z ul. Wrocławskiej, bo wisi na prywatnej działce. Radna Aleksandra Krzeszewska, według której ulica to nieodpowiednie miejsce na tak drastyczne zdjęcia, dostała odpowiedź na swoją interpelację.
Pismo przygotował zastępca prezydenta Krzysztof Duszkiewicz. Jest lakoniczne: “W odpowiedzi na Pani interpelację w sprawie wyeliminowania z przestrzeni publicznej plakatu umieszczonego w ciągu ul. Wrocławskiej informuję, że działka 8/1, na której znajduje się billboard, nie jest własnością Gminy Legnica ani Skarbu Państwa, w związku z czym Prezydent Miasta Legnicy nie posiada kompetencji w zakresie podejmowania działań związanych z jego usunięciem.”
Chodzi o baner, który pozostał po akcji, którą w maju 2018 roku przeprowadziła w Legnicy Fundacja Pro – prawo do życia. Zdjęcie legnickiego szpitala zestawiono na nim z makabrycznym obrazem zakrwawionego płodu w trakcie aborcji. Napis głosi: “Dzieci z zespołem Downa mają prawo żyć. Powstrzymajcie aborcje w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Legnicy”.
Aleksandra Krzeszewska uważa baner za drastyczny i chciałaby przed nim chronić psychikę dzieci, które codziennie oglądają go z ulicy i okien samochodów. Ponadto zarzuca antyaborcjonistom szkalowanie legnickiego szpitala i manipulowanie odbiorcami (zdjęcie przedstawia płód po naturalnym poronieniu a nie – jak głosi podpis – aborcji w 22 tygodniu ciąży). Radna prosiła prezydenta nie tylko o działania w celu usunięcia billboardu, ale też o ”zawiadomienie właściwych organów”. W tej drugiej kwestii pismo Krzysztofa Duszkiewicza milczy.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI
Skoro aborcja to makabra to dlaczego nie usunąć aborcji z życia Legnicy.
Dlaczego ograniczać się do plakatu ?
To nie sprawa dla urzędu
Odpowiedź p. Duszkiewicza to przejaw tzw. minimalizmu urzędniczego. W tym przypadku nikt mu nie zarzuci, że nie udzielił żadnej odpowiedzi, czyli że coś zrobił. A że to “coś” jest jak “nic”, to przecież nie jego wina.
I o to właśnie chodzi – urząd niczemu nie jest winien. Urząd nic nie może. Urząd zrobił, co do niego należało.
A że sprawa dalej “leży” i “kwiczy” nawet, to już całkiem inna historia. Nie zdarzyła się urzędnikowi ani nawet prezydentowi. Nie poruszyła więc go, nie zbulwersowała ani nie dotknęła. To “czyjaś” sprawa. Lepiej jej nie dotykać. Bo korzyści niewiele, a pobrudzić się łatwo.