21 lipca w gminie wiejskiej Lubin odbędzie się referendum nad odwołaniem Rady Gminy, bo nie konsultuje z mieszkańcami ważnych dla lokalnej społeczności decyzji. Z podobnego powodu mieszkańcy Lubina zamierzają odwołać swoją Radę Miasta. Kilka dni temu rozpoczęli zbieranie podpisów pod wnioskiem o referendum w tej sprawie.
Przygotowania do referendum w gminie wiejskiej wkraczają w fazę finałową. We wtorek inicjatorzy z Ruchu Obywatelskiego rozpoczęli spotkania z mieszkańcami wiosek. Dziś są w Raszówce, jutro w Osieku, potem jadą do Siedlec, Górzycy, Miroszowic, Zimnej Wody, Krzeczyna Wielkiego, Niemstowa i Księgienic.
Ponieważ obecny samorząd zdecydowanie sprzeciwia się zarówno odkrywce węgla brunatnego, jak i snutym przez prezydenta Lubina planom połączenia gminy z miastem, referendarzom – niesprawiedliwie – przypięto łatkę sojuszników górniczego lobby lub agentów Roberta Raczyńskiego. Monika Erkens, pełnomocniczka inicjatorów referendum, wyjaśnia, że nie są ani jednym, ani drugim. Nie walczą o odkrywkę i o połączenie z miastem, ale wyłącznie o to, żeby zanim władze podejmą ważne decyzje chciało im się przynajmniej zapytać ludzi, co o tym myślą.
- Nie interesuje nas polityka. Jesteśmy zwykłymi obywatelami, którzy domagają się respektowania naszych praw – mówi Monika Erkens. – Wy w Legnicy macie prezydenta, który co miesiąc spotyka się z mieszkańcami, rozmawia z nimi. U nas nigdy nie było takich spotkań. Ani wójt, ani radni nie pytają nas, czego chcemy. Bez konsultacji przyjmowano uchwały śmieciowe, uchwałę budżetową, decydowano o inwestycjach. Uważamy, że skoro coś dotyczy naszego życia, to mądra i odpowiedzialna władza powinna o tym z nami rozmawiać. Tymczasem raz wybrani radni zachowują się tak, jakby mieli zagwarantowaną posadę i spokój na cztery lata. Chcemy, żeby to się zmieniło. Chcemy, żeby poczuli nad sobą siłę wyborców.
Zdaniem Moniki Erkens, tylko przy okazji odkrywki gmina przeprowadziła uczciwe, rzetelne konsultacje wśród mieszkańców. Jej zdaniem podobnie powinna postąpić w sprawie ewentualnego połączenia z Lubinem w jeden organizm. Ale Ruch Obywatelski nie chce angażować się w konflikt wójt Ireny Rogowskiej z prezydentem Robertem Raczyńskim, po żadnej ze stron.
- Oddajemy władzę ludziom i zostawiamy im tę decyzję – mówi Monika Erkens.
Referendum odwoławcze będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział 3/5 wyborców, którzy wybrali Radę Gminy Lubin jesienią 2010 r. Wówczas do wyborów poszło 5 718, więc teraz wymagane minimum to niespełna 3,5 tys. wyborców. Aby zamiar Ruchu Obywatelskiego się powiódł, większość z nich musiałaby głosować za odwołaniem radnych.
Za odwoływanie Rady Miasta zabierają się też mieszkańcy Lubina. Jak tłumaczy Mateusz Kazimierczak, pomysłodawca i pełnomocnik referendarzy, ich działania to wyraz dezaprobaty dla poczynań Lubina 2006 – ugrupowania Roberta Raczyńskiego. O swojej inicjatywie zawiadomili już prezydenta miasta i Komisarza Wyborczego w Legnicy. Od piątku z grupą przyjaciół chodzą od ulicy do ulicy, zbierając podpisy pod wnioskiem o referendum. Potrzebne jest im poparcie około 6 tys. osób, by komisarz wyznaczył termin głosowania. Wydaje się, że bez większych problemów referendarze dopełnią tego wymogu. Ludzie dość chętnie popierają inicjatywę Kazimierczaka.
- Myślę, że przelała się czara goryczy – mówi Mateusz Kazimierczak. Długo wylicza zastrzeżenia do grupy trzymającej władzę w Lubinie, choć w gruncie rzeczy wszystkie sprowadzają się do jednego: niekonsultowania z mieszkańcami ważnych decyzji.
- Tak było gdy zapadała decyzja o budowie Galerii Rynek, po czym została Lubinowi słynna dziura w Rynku. Tak jest teraz, gdy prezydent znowu wbrew woli mieszkańców chce robić tu galerię handlową. Oburza nas pomysł likwidacji Błoni. Nie podoba nam się sposób wdrażania uchwał śmieciowych. Naszym zdaniem Lubin 2006 ponosi też odpowiedzialność za prywatyzację szpitala – wymienia Mateusz Kazimierczak.
Referendum to, jak tłumaczy, pierwszy krok. Drugim mają być nowe przedterminowe wybory i rada złożona z ludzi, którzy pojmują swą misję jako służenie mieszkańcom, szanują ich opinie i kierują się ich dobrem. W odróżnieniu od Moniki Erkens, której mandat w samorządzie zupełnie nie interesuje, Mateusz Kazimierczak nie ukrywa, że jeśli referendum się powiedzie, zamierza być jednym z kandydatów na radnego.
FOT. ARCHIWUM MATEUSZA KAZIMIERCZAKA