Od czterech miesięcy prokuratura chce postawić zarzuty Krzysztofowi G. – mistrzowi sztuk walki MMA z Wrocławia, który w maju z kumplami przyjechał do Złotoryi i w sklepie ogrodniczym napadł na miejscowego przedsiębiorcę Grzegorza B. oraz jego syna. Niestety, zły stan zdrowia wojownika nadal wyklucza jego udział w czynnościach procesowych.
Napadnięci złotoryjanie obronili się pochwyconą spontanicznie siekierą ze sklepowej ekspozycji. Krzysztof G. dostał ciosy w głowę, tułów, rękę. Uciekając przed wezwaną do sklepu policją, koledzy wciągnęli go do samochodu. Krwawiącego , wyrzucili pod złotoryjskim szpitalem i odjechali.
Następstwem ran rąbanych głowy był obrzęk mózgu. Lekarze z Legnicy przeprowadzili operację, która uratowała mężczyźnie życie. Odkąd w czerwcu został wypisany ze szpitala, przechodzi rehabilitację. W sierpniu Prokuratura Rejonowa w Złotoryi, która prowadzi śledztwo w sprawie bójki, zapytała lekarzy, czy stan zdrowia wrocławianina poprawił się na tyle, by można mu postawić zarzuty. Odpowiedź była negatywna, m.in, ze względu na zaburzenia pamięci, na które po operacji cierpi Krzysztof G. Prokuraturze pozostało czekać i liczyć, że z czasem organizm się zregeneruje.
- Za kilka tygodni lub kilka miesięcy znów ponowimy nasze zabiegi – deklaruje prokurator Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Grupa osiłków, w której był Krzysztof G., 13 maja br przyjechała z Wrocławia do Złotoryi specjalnie aby rozprawić się z Dawidem B. Według naszych informatorów, tło stanowił konflikt o automaty do gier hazardowych. Dawid pracował dla ludzi z Wrocławia jako lokalny operator takich maszyn. Pod koniec lutego, gdy powiedział że rezygnuje z dalszej wspólpracy, został po raz pierwszy poturbowany – miał obite żebra i twarz, z trudem oddychał. 14 marca późnym wieczorem bandyci zasadzili się na niego pod rodzinnym domem – z uszkodzoną ręką trafił na szpitalną izbę przyjęć. W kwietniu ta sama grupa porwała, dotkliwie pobiła i okradła Rafała K.., pracownika i przyjaciela B. (postępowanie kończy właśnie Prokuratura Rejonowa w Legnicy). Tydzień później w 10 osób przyjechali po Dawida pod jego dom. Wydzwaniali domofonem i telefonami, próbując się dostać do środka. W maju równie liczną ekipą wtargnęli do sklepu firmowego jego ojca. Zachowywali się agresywnie. Pobili jedną z pracownic, a Rafała K. potraktowali gazem łzawiącym. Nim nadjechała wezwana przez załogę Policja, oddalili się dwoma albo trzema samochodami.
A potem był już ten feralny 13 maja i krwawa jatka w sklepie ogrodniczym. Grzegorz B. z synem robili zakupy, gdy zaskoczył ich Krzysztof G. z kolegą. Wrocławianie uderzyli Grzegorza w twarz i skaleczyli Dawida nożem. Próbowali zmusić złotoryjan do wyjścia na parking, gdzie czekała reszta grupy. Obstawili wszystkie wyjścia ze sklepu, by nie dopuścić do ucieczki. B. bali się o swoje życie. Przerażeni, schwytani w pułapkę, próbując się bronić, instynktownie chwycili pierwszą lepszą broń, jaka im się nawinęła pod rękę: siekierę. Według ich relacji, poza nożem widzieli u napastników broń palną, ale policjanci nie znaleźli ani pistoletu, ani jego atrapy.
Jako pierwsi w tej sprawie zostali zatrzymani napadnięci przez wrocławską grupę złotoryjanie Grzegorz i Dawid B. Byli jedynymi uczestnikami zajścia, którzy nie uciekali przed Policją, ale czekali w sklepie na przyjazd radiowozów. W rejonie ul. Hożej funkcjonariusze dopadli samochód z kierowcą, który wyrzuciwszy Krzysztofa G. pod szpitalem usiłował w pojedynkę wymknąć się z obławy. Po przesłuchaniu na komendzie, zwolniono go do domu bez stawiania zarzutów.
Do tymczasowego aresztu wtrącono za to Grzegorza i Dawida. Aż do 12 czerwca byli jedynymi osobami, jakim w tej sprawie złotoryjska prokuratura postawiła zarzuty. I nie chodziło bynajmniej o przekroczenie granic obrony koniecznej, ale o udział w bójce z użyciem niebezpiecznego narzędzia. 12 czerwca na policję zgłosił się poszukiwany listem gończym 26-letni Michał M. – kolejny mistrz sztuk walki MMA. Usłyszał taki sam zarzut jak Grzegorz i Dawid, ale nie trafił za kratki: został oddany pod dozór policyjny i zwolniony za poręczeniem majątkowym w wysokości 20 tys. zł.
Sąd dość szybko zwolnił z aresztu Grzegorza B. za kaucją w wysokości 100 tys. zł, ale na wyjście Dawida długo się nie zgadzał. Obecnie obaj przebywają na wolności. Ich sytuacja procesowa, ani sytuacja procesowa innych zamieszanych w jatkę pod sklepem, się nie zmieniła. Śledztwo nadal toczy się w sprawie bójki z użyciem niebezpiecznego narzędzia.
W legnickim śledztwie dotyczącym porwania Rafała K., Dawid B. ma status poszkodowanego. Wojciech S. – szef wrocławskiej grupy i jeden z uczestników najazdu na sklep ogrodniczy – przyznał się przed prokuratorem do zastraszania i pobicia Dawida B. Grupą zajmują się też prokuratorzy z Łodzi. Za klubem MMA, w którym trenowali Krzysztof G. i Michał M., ciągną się podejrzenia o kontakty z półświatkiem. Jego zawodnicy obstawiali jako ochroniarze kluby we Wrocławiu. We wrześniu 2014 roku jeden z nich stojąc na bramce zatłukł człowieka na śmierć.
Po zarzutach prokuratury Grzegorz B. z synem zastanawiają się, czy dobrze zrobili, nie pozwalając, by ludzie, którzy dwa razy pobili Dawida, wywieźli ich do lasu na skatowanie.
FOT. YOUTUBE.pl
Myślicie, że sama rezygnacja ze współpracy była powodem takich działać ??? Może chodziło o zaległości finansowe- to byłoby bardziej logiczne w tej bajce. Widać ewidentną zmianę tonu w opisywaniu tej sytuacji. Kto mieczem wojuje ten od miecza ginie…