Legnicki listonosz Piotr Ziętal w 30 dni przejechał na rowerze 3 930 kilometrów, zahaczył o Ateny i Skopje, przemókł do suchej nitki i gotował się w 50-stopniowym upale. Zapytaliśmy go o przygody.
Trochę zamarudził w Atenach. Planował spędzić w stolicy Grecji dwie noce, ale został na trzecią. Uznał, że nadrobi to na Węgrzech, które jako płaski kraj bardziej nadają się do szybkiej jazdy niż górzysta Albania czy Bośnia i Hercegowina. Żeby zdążyć na powrotny pociąg z Budapesztu do Pardubic jednego dnia przejechał 200, drugiego 230 kilometrów. Wyzwaniem okazała się przeprawa przed Dunaj. Pierwszy prom miał kilkugodzinną przerwę, więc jechał wzdłuż rzeki, szukając następnego. Drugi, wbrew informacjom, okazał się nieczynny, co sprawiło, że sytuacja robiła się coraz bardziej nerwowa. Ostatecznie jednak trafił na most i był na dworcu na godzinę przed odjazdem pociągu.
Podczas rowerowych eskapad źródłem ekstremalnych doznań bywa bliski kontakt z naturą. W Serbii przez dwa dni lało od rana do wieczora. Piotr Ziętal jechał w deszczu, kompletnie przemoknięty. A potem na tych samych Bałkanach skwierczał z gorąca jak jajko wrzucone na patelnię, gdy termometr pokazywał 34 stopnie w cieniu. Te niedogodności nie zniechęcają cyklistów do poznawania Europy z wysokości rowerowego siodełka. Podczas 30-dniowej podróży legniczanin spotkał podobnych do siebie dalekodystansowców: Japończyka z Tokio, parę z Kolumbii, Greka, który potrzebował pomocy pod Sarajewem, i dwoje Ślązaków na elektrykach.
Elektryki Piotra Ziętala nie kręcą. On lubi jak jest pod górkę, trudno, i trzeba z całej siły cisnąć na pedała. W Serbii złapał gumę. Zwykła sprawa. Zmieniając dętkę, źle założył klocki hamulcowe. Tarły, wzmagając opór koła. Czuł to o słyszał, ale po drodze nie było porządnego warsztatu, więc jechał tak tysiąc kilometrów. Dopiero w Czarnogórze znalazł serwis, gdzie zużyte klocki wymieniono mu za 5 euro na nowe „made in China”.
- Wyjechałem z warsztatu i od razu poczułem różnicę – mówi.
Aby dostać się do przejścia na granicy serbsko-macedońskiej musiał jechać autostradą. Nie było innej trasy. W Polsce z miejsca dostałby za to surowy mandat. A greccy policjanci i celnicy nawet nie pogrozili mu palcem. Adrenaliny dostarczył mu przejazd przez Ateny, gdzie kierowcy nie przejmują się czerwonym światłem na skrzyżowaniach. Wrażenie chaosu w stolicy Grecji pogłębia wizg klaksonów, bo tam trąbi się na wszystko: na pieszego, który pcha się pod koła, ale też, aby wyrazić radość, podziękować, przywitać się ze znajomymi.
- Myślę, że jak Grek kupuje samochód, to przede wszystkim sprawdza, czy klakson działa – śmieje się listonosz.
Na żółwie klakson nie działa. Pchają się pod koła. Legniczanin parę razy zatrzymywał ruch, aby je ściągnąć z asfaltu na pobocze. Cztery sztuki uratował. Plus ślimaka. Pięknego (zobaczcie zdjęcia w galerii).
Piotr Ziętal to doświadczony podróżnik. Ma już za sobą kilkanaście długich, kilkutygodniowych samotnych podróży na rowerze, m.in. dookoła Polski, po Czechach, do Rumunii, na Bałkany. W drodze do Grecji przekroczył próg 150 tysięcy kilometrów. Po co to robi?
- Aby zresetować głowę. Oderwać się od ziemi. Zerwać z rutyną – odpowiada.
Zaintrygowanych zapraszamy na internetową stronę Piotra Ziętala na Facebooku 3kola1pasja, gdzie zamieszcza fotorelacje ze swoich rowerowych eskapad. W realizacji marzenia o podróży do Grecji legniczaninowi pomogły firmy TIGA CYNK, Profi Meble Legnica, Sklep rowerowy WORBIKE, Collegium Witelona w Legnicy oraz prywatni darczyńcy z portalu Zrzutka.pl
FOT. PIOTR ZIĘTAL