W sprawie przeciwko Irynie D., Magdalenie N, Henryce Z. i Witoldowi Z, oskarżonych przez prokuraturę o znęcanie się nad zwierzętami z legnickiej palmiarni, zeznawali jako świadkowie prezydent Legnicy Maciej Kupaj, jego zastępczyni Aleksandra Krzeszewska i członek zarządu województwa dolnośląskiego Jarosław Rabczenko. Trzy lata temu razem z Karoliną Jaczewską-Szymkowiak odegrali kluczową rolę w ujawnieniu, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami palmiarni.
Od połowy roku 2020 palmiarnia była w remoncie. Zarządzająca obiektem na mocy umowy z miastem spółka Legnickie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalne przeniosła egzotyczne zwierzęta – ptaki, małpki, żółwie – z pawilonu do budynku gospodarczego. Karolina Jaczewska-Szymkowiak, Aleksandra Krzeszewska, Maciej Kupaj i Jarosław Rabczenko byli wówczas czwórką opozycyjnych radnych, do których docierały niepokojące sygnały, że po przenosinach zwierzętom nie zapewniono odpowiednich warunków.
- Wiem, że skargi odnośnie stanu zwierząt trafiały także bezpośrednio do ówczesnego prezesa LPGK Bogusława Grabonia i do prezydenta Legnicy Tadeusza Krzakowskiego – zeznawał Maciej Kupaj. Pamięta także, że w materiale Pawła Pawlucego z Telewizji Regionalnej jeden z pracowników spółki anonimowo opowiadał, że zwierzętom dzieje się krzywda. Podobne alerty pojawiały się w mediach społecznościowych.
Aleksandra Krzeszewska pisała w tej sprawie interpelacje do prezydenta Tadeusza Krzakowskiego. Ratusz odpowiadał jej w uspokajającym tonie, że wszystko jest dobrze, a nad dobrostanem miejskiej menażerii czuwa lekarz weterynarii.
Ponieważ niepokój mieszkańców nie mijał, radni zdecydowali, że wejdą do środka na kontrolę, do czego jako miejscy radni mieli prawo.
- Idąc do palmiarni nie zakładaliśmy, że z tego będzie historia karna. Dopiero to, co zastaliśmy, uruchomiło całą serię zdarzeń – zeznawał przed sądem Jarosław Rabczenko.
2 listopada 2021 r. stawili się przed palmiarnią. Jarosław Rabczenko pamięta, że na godzinę przed kontrolą zadzwonił do Bogusława Grabonia, ówczesnego prezesa LPGK, aby uprzedzić go o wizycie. Długo nie pozwalano im wejść do środka. Usłyszeli, że nagle tego dnia palmiarnia stała się terenem budowy, a oni nie mają kasków ani odpowiedniego obuwa. Nie dali się jednak spławić i w końcu, za zgodą kierownika budowy, zostali wpuszczeni.
Dziś przed sądem zgodnie potwierdzali, że na czas remontu palmiarni zwierzęta nie zostały właściwie zabezpieczone.
- Papugi, małpy zajmowały jedno pomieszczenie o powierzchni nie większej niż 20 metrów kwadratowych. Zwierzęta zostały stłoczone w ciasnych klatkach. W sąsiednim pomieszczeniu, wyglądającym jak stara toaleta, trzymano żółwie. Pływały w zwykłej wannie a nad nimi wisiały ścierki do podłogi – mówił Maciej Kupaj.
Te obrazy powracały w zeznaniach pozostałych świadków. Aleksandra Krzeszewska mówiła, że głośno grało radio, co musiało powodować u zwierząt dyskomfort nie mniejszy, niż u kontrolujących palmiarnię radnych. Wszyscy zwrócili uwagę na papugę z powyrywanymi piórami. Było zimno. Maciej Kupaj zapamiętał farelki, które zastępowały odcięty w związku z remontem węzeł cieplny. Ponieważ to urządzenia, których ze względów bezpieczeństwa nie wolno zostawić na dłużej bez dozoru, przypuszcza, że w nocy odłączano je od prądu a temperatura spadała.
- Zwierzęta naczelne przechowywano razem z ptakami, co, jak się później okazało, było niedopuszczalne – zeznawał w sądzie Jarosław Rabczenko.
Prawdziwą grozą powiało, kiedy zajrzeli do dokumentacji i zauważyli, że po przenosinach do pomieszczenia gospodarczego w krótkim okresie zmarło 29 sztuk zwierząt. Według Jarosława Rabczenki, niepokojąco wiele zgonów nastąpiło z przyczyn nienaturalnych, takich jak zawał serca czy hipotermia.
- W czasie remontu palmiarni roślinami i zwierzętami miała się zajmować spółka Legnickie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej. Moim zdaniem, LPGK wykonywało swoje obowiązki nieprawidłowo – uważa Aleksandra Krzeszewska.
Reklama
Mecenas Zdzisław Kulczycki, broniący byłej ogrodnik miejskiej Henryki Z., każdego ze świadków pytał, czy była realna możliwość zapewnienia zwierzętom lepszych warunków. I wszyscy odpowiadali, że tak, oczywiście.
-Wybrana opcja była najgorsza z możliwych – uważa Maciej Kupaj.
- Jeżeli prezes Bogusław Graboń podejmuje się wykonania umowy z miastem, to musiał sobie z tym poradzić sam albo znaleźć inne rozwiązanie. Na przykład zwrócić się do ogrodu zoologicznego lub innej organizacji, która mogłaby zabezpieczyć dobrostan zwierząt na czas remontu w palmiarni – potwierdza Jarosław Rabczenko.
Maciej Kupaj zwracał uwagę, że zwierzęta stłoczono w prowizorycznych warunkach nie na parę miesięcy, ale na długie lata, bo remont palmiarni wciąż trwa i nie zakończy się w roku 2025. – I władze miasta miały tego świadomość – mówił.
Stąd przypuszczenie, że gdyby nie interwencja legnickiej prokuratury, która w połowie 2022 r. zdecydowała o przekazaniu zwierząt do Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu, do końca remontu nie przetrwałoby nic z egzotycznej menażerii. Przed prokuraturą, do palmiarni próbowali wejść wolontariusze Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt. Jeszcze w listopadzie 2021 roku przyjechali na interwencję, ale policja i ochroniarze nie pozwolili im wejść do środka. Prezydent Tadeusz Krzakowski potraktował ich oraz radnych – Bogu ducha winnych – jak złodziei.
W ławie oskarżonych siedzą dwie kierowniczki palmiarni, ogrodnik miejska i lekarz weterynarii. Ale z dzisiejszych zeznań wynikało, że odpowiedzialnością za krzywdę zwierząt świadkowie obarczają raczej byłego prezydenta Legnicy Tadeusza Krzakowskiego oraz byłego prezesa LPGK Bogusława Grabonia, bo w ich gestii była decyzja o przekazaniu ptaków, małpek, żółwi pod opiekę specjalistom z zoo.
- Skandalem było to, że zamiast szybko podjąć interwencję wobec zwierząt, które przeżyły, i być może przeprosić opinię publiczną, to przypuszczono atak na radnych – przypominał Jarosław Rabczenko. – Na Aleksandrę Krzeszewską złożono zawiadomienie o podżeganiu do kradzieży zwierząt, a mnie prezydent nazwał w Radiu Plus Legnica politycznym gangsterem. Przypuszczono medialny szturm na radnych, którzy zgłosili sprawę prokuraturze.
W grudniu przed Sądem Rejonowym w Legnicy stanie bardzo ważny świadek: Bogusław Graboń, prezes LPGK.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI