Sędzia, mający rozważyć ekstradycję do Austrii 30-latka z Legnicy, mocno się zdziwili, gdy Policja doprowadziła aresztanta do Sądu Okręgowego. W ciągu kilku miesięcy potężny, ważący 120 kg mężczyzna zamienił się w chucherko. To nie efekt diety cud, ale przestępczej intrygi, w wyniku której do austriackiego aresztu omal nie odesłano bezrobotnego z gminy Drawsko Pomorskie.
Jak 35-latek z Drawska został wzięty za 30-latka z Legnicy? Dlaczego nie będąc poszukiwanym trafił do aresztu a następnie na posiedzenie sądu w sprawie ekstradycji? Intryga jest świeża i skomplikowana, wyszła na jaw dopiero 27 stycznia i prokuratura wciąż próbuje ją zgłębić. Co jednak już wiadomo?
Legniczanin jest poszukiwany przez Austriaków na mocy Europejskiego Nakazu Aresztowania w związku z podejrzeniem o udział w zorganizowanej grupie przestępczej specjalizującej się we włamaniach i kradzieżach samochodów. Gdy ruszało postępowanie o jego ekstradycję, stawił się na jedno z posiedzeń sądu. Potem przepadł jak kamień w wodę. Podejrzewano, że zbiegł do Wielkiej Brytanii. Ponieważ nie stawiał się na kolejne rozprawy, 30 czerwca 2016 roku również polski wymiar sprawiedliwości posłał za nim listy gończe.
Tymczasem 4 stycznia 2017 roku do jednego ze szpitali psychiatrycznych na terenie województwa lubuskiego zgłosił się mężczyzna w średnim wieku podający się za owego legniczanina. Zdradzał objawy psychotyczne, więc przyjęto go na leczenie. Przy rejestracji pacjenta pojawił się problem, bo chory nie miał dowodu osobistego. Wyjaśnił, że go zgubił. Pamiętał jednak adres zamieszkania i bez zająknienia wyrecytował numer PESEL, więc wpisano te dane do szpitalnej dokumentacji. Jak się później okazało, był to adres i prawdziwy numer PESEL trzydziestolatka z Legnicy.
Pacjent był hospitalizowany kilka dni. W tym samym czasie konkubina poszukiwanego po całej Europie legniczanina jako przykładna obywatelka zgłosiła prokuratorowi, że jej ukrywający się partner został właśnie przyjęty do leczenia we wspomnianym szpitalu psychiatrycznym w Lubuskiem. Policja ustaliła, że faktycznie, na oddziale przebywa pacjent o stosownych personaliach i z sądowym nakazem aresztowania pojechała go zatrzymać. 17 stycznia mężczyzna został przetransportowany do aresztu we Wrocławiu. Ponieważ aresztant nie miał dokumentów, przy wypełnianiu formalności posłużono się danymi z jego szpitalnego wypisu.
Aresztant był przetrzymywany w celi do 27 stycznia, czyli do dnia, w którym Sąd Okręgowy w Legnicy miał zdecydować o przedłużeniu aresztu i ewentualnym przekazaniu go austriackim organom ścigania. Sędzia, który miał postanowić o ekstradycji, zapamiętał podejrzanego z rozprawy sprzed kilku miesięcy jako człowieka o potężnej posturze, dlatego kiedy policjanci wprowadzili mizerotę, zdziwił się, że poszukiwany jest tak niepodobny do samego siebie.
Aresztant zdecydował, że nie warto iść w zaparte. Powiedział jak się naprawdę nazywa. A potem odmówił wyjaśnień. Pobrano jego odciski palców, celem ustalenia tożsamości. Dzielnicowy z Drawska Pomorskiego rozpoznał go na zdjęciu. Okazało się, że jest 35-letnim bezrobotnym mieszkańcem tej gminy. Do domu jednak nie wrócił. Został zatrzymany na polecenie legnickiej prokuratury pod dwoma zarzutami: podrobił dane osobowe i podając się za inną osobę utrudniał postępowanie karne. Sąd aresztował nieszczęśnika na trzy tygodnie.
Sprawa wygląda na wielopiętrową intrygę, która miała wywieść w pole polski wymiar sprawiedliwości. Różne osoby miały w niej do odegrania przydzieloną rolę. Prokuratura rozważa na przykład, czy są podstawy do postawienia zarzutów konkubinie, która skierowała poszukiwania do szpitala w Lubuskiem. Dzięki czujności sędziego i prokuratora udało się jednak zapobiec międzynarodowej kompromitacji i poważnych reperkusji.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI