“Król Lear” Williama Szekspira nie jest tylko – jak wcześniej bezczelnie myślałem – przewidywalną historią naiwnego, głupiego władcy, który mądrzeje dopiero, gdy wszystko utracił. W wersji Anny Augustynowicz to przede wszystkim opowieść o dojrzewaniu człowieka do wzięcia pełnej odpowiedzialności za swoje życie i za zło w świecie.
22 lutego 1992 roku podczas prób do “Króla Leara” w Teatrze Nowym w Poznaniu na atak serca zmarł Tadeusz Łomnicki. Anna Augustynowicz odwraca tę sytuację. U niej po podniesieniu kurtyny aktor grający Króla Leara budzi się na scenie z głębokiego snu albo z klinicznej śmierci. A może świadomość wraca mu już w zaświatach, bo z pierwszego rzędu na widowni patrzy na niego przez maskę Jowisz a Minerwa z Junoną podają czerwony szlafrok. Szlafrok a nie płaszcz królewski, co jest zarazem drwiną i znakiem marnego położenia, w jakim się znalazł. Lear zawiązuje go ze złością, od razu tym jednym nerwowym ruchem pokazując, jak trudno mu pogodzić się z losem.
Nie zejdzie już ze sceny do końca spektaklu. W chwilach, kiedy mógłby to zrobić (bo snują się inne wątki, dotyczące innych szekspirowskich postaci) przysiada z boku na poskładanych w stos krzesłach jak na tronie (kolejna drwina) i ze scenariuszem w dłoniach obserwuje pogrążający się w upadku świat. Nawet jeśli był kiedyś – jak Tadeusz Łomnicki – królem, bóstwem, bożyszczem mas, to jest już tylko zgorzkniałym aktorem na skraju życia. Nie ma w sobie żadnej sprawczej mocy. Nie wykrzesze nadziei. Co mu pozostało? Zrozumieć.
To nadaje opolsko-legnickiej realizacji szekspirowskiego dramatu bardzo wyraźny kontemplacyjny rys. W trakcie dwugodzinnego spektaklu postać kreowana przez Mirosława Zbrojewicza przechodzi od buntu do kapitulacji, od pychy do pokory, od poczucia niezawinionej krzywdy do wzięcia na siebie odpowiedzialności za zło. Z jej perspektywy oglądamy wszystkie wydarzenia “Króla Leara” – nie tylko te dotyczącego relacji władcy z córkami i dworem, ale także intrygi Edmunda, ucieczkę Edgara, oślepienie Gloucestera, wojnę i ostateczny rozpad świata. Choć wpięty w skoroszyt scenariusz, tandetna korona podklejona od spodu gąbką, okulary, które wkłada do czytania nie pozwalają zapomnieć, że to tylko teatr, aktor traktuje swą rolę jako coś rzeczywistego, prawdziwego, intymnego i zarazem bardzo uniwersalnego. Tkwi w środku szekspirowskiego uniwersum jak pestka w brzoskwini.
Z perspektywy widza brzoskwinia aż po pestkę Leara jest przezroczysta. Widać jak wszystko w niej rozszczepia się, zgodnie z logiką sennego majaku (i logiką teatru). Rozszczepienie jaźni dokonuje się na kilku poziomach. Już u Szekspira postacie nie stronią od przebieranek (wygnany hrabia Kent udaje człowieka z gminu, prześladowany Edgar zmienia się w szalonego Tomka), ale to nic przy schizofrenicznym twiście, na jaki odważyła się Anna Augustynowicz przenosząc akcję z Brytanii do teatru udającego Brytanię. Pogłębiła ten efekt podejmując decyzją obsadową, by Zbrojewicz był jedynym mężczyzną na scenie – resztę potarci, zarówno kobiecych, jak i męskich – grają kobiety. Aktorki wchodzą w role i wychodzą z roli, by za chwilę wrócić jako ktoś inny, a do tego jeszcze autoironicznie pokpiwają sobie ze skłonności do teatralności i nadekspresji. Za sprawą tafli przyciemnionej pleksi, stanowiących główny element scenografii autorstwa Marka Brauna, widz doznaje szeregu optycznych złudzeń: postacie zmieniają w zjawy, przewidzenia, senne miraże. Tomasz Armada zaprojektował kostiumy jak na pokaz mody haute couture. Idealnie wpasowuje się w tę reżyserską wizję niepokojąca muzyka Jacka Wierzchowskiego, cicha, ćmiąca jak ból zęba. Takie zabiegi przydają spektaklowi atmosfery nierzeczywistości.
W tę senną nierzeczywistość Anna Augustynowicz ściągnęła z Kapitolu triadę rzymskich bóstw: Jowisza, Junonę i Minerwę. W tekście Szekspira nie występują jako postacie dramatu, ale Lear oraz inni bohaterowie wielokrotnie się do nich odwołują w swoich kwestiach: biorą na świadków, wzywają do pomsty, obwiniają o rozmaite zdarzenia, utożsamiają z wszechpotężną naturą i traktują jako kowali ludzkiego losu. Katarzyna Dworak jako Jowisz tylko się pobłażliwie uśmiecha na podobne głupstwa. Junona (Magdalena Maścianica) i Minerwa (Katarzyna Osipuk), choć nieustannie towarzyszą bohaterom dramatu na scenie – zmieniają scenografię, podsuwają mikrofon, tłumaczą cudzoziemską przemowę czy krępują nogi hrabiemu Kentowi – nie są żadną siłą sprawcą ale wyłącznie wyzbytymi z emocji pomocnikami, sługami, wykonawcami człowieczej woli. W ciągu retropektyw, teatralnych prób, Lear pojmuje w końcu, że zło nie spłynęło z nieba; że to on zawinił.
Choć we wspólnym przedstawieniu Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu i Teatru Modrzejewskiej nie brak mocno zapadających w pamięć scen i udanych aktorskich kreacji, panuje w nim – nomen omen – Król Lear czyli Mirosław Zbrojewicz. W tym, jak wygląda i jak gra, jest poruszający ładunek prawdy, smutku, rozczarowania, kruchości zaszpachlowanej pozorem siły. Patrzyłem na to ze wzruszeniem. Próbuję sobie teraz na chłodno, kilka dni po spektaklu, dookreślić, skąd się wzięło, i nie wiem, czy chodziło o sam lęk przed śmiercią, czy o brzemię odpowiedzialności za przepływający między palcami czas.
Duże wrażenie zrobiła na mnie młodziuteńka Weronika Krystek w dwóch skrajnych wcieleniach: uwodzącego wytrenowanym seksapilem Błazna oraz biednego Tomka, któremu natychmiast zdołała nadać rys dziecięcej niewinności i prostolinijności. Podobał mi się Hrabia Kent w komicznym ujęciu Anity Poddębniak. Ale doceniam też szlachetną powściągliwość w grze Magdaleny Maścianicy (Junona), Judyty Paradzińskiej (Hrabia Gloucester), Aleksandry Listwan (Edmund). Pomysł na ograniczenie ekspresji z żelazną konsekwencją zrealizowały Ewa Galusińska (Goneryla) i Zuza Motorniuk (Regana). Zionęły chłodem jak dwie psychopatyczne Królowe Śniegu o kamiennych twarzach i ruchach skrępowanych gorsetami dworskiej etykiety.
“Król Lear” jest pierwszą pandemiczną premierą na scenie Teatru Modrzejewskeiej. Niezależnie od tego, jak dobre jest tłumaczenie Stanisława Barańczaka, tekst tragedii, pełen dygresji i rozbudowanych metafor, wymaga od widza szczególnej koncentracji. To oraz wystudiowany chłód przedstawienia wyreżyserowanego przez Annę Augustynowicz, jego “majakowata” forma, przytłaczałyby nawet, gdyby można je było obejrzeć bez maseczki na twarzy. Jako widz z dużą wdzięcznością przyjmowałem więc te momenty, kiedy dzięki grze Magdaleny Maścianicy, Anity Poddębniak, Katarzyny Dworak czy Weroniki Krystek mogłem na sekundę wynurzyć głowę ponad morze nieszczęść Leara i uśmiechnąć się odrobinę.
“Król Lear” Williama Szekspira w przekładzie Stanisława Barańczaka; REŻYSERIA i opracowanie tekstu Anna Augustynowicz. KOPRODUKCJA Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu i Teatru Modrzejewskiej w Legnicy. WYSTĘPUJĄ: Mirosław Zbrojewicz, Karolina Kuklińska, Beata Wnęk-Malec, Gabriela Fabian, Cecylia Caban, Anita Poddębniak, Judyta Paradzińska, Weronika Krystek, Aleksandra Listwan, Ewa Galusińska, Zuza Motorniuk, Magda Drab, Katarzyna Dworak, Magdalena Maścianica, Katarzyna Osipuk. REALIZACJA Scenografia: Marek Braun. Kostiumy: Tomasz Armada. Muzyka: Jacek Wierzchowski. Wizualizacje: Wojciech Kapela. Reżyseria światła: Krzysztof Sendke. Asystent reżysera: Jan Kamiński. Asystentka kostiumografa: Martyna Konieczny. NAJBLIŻSZE PRZEDSTAWIENIA: 21, 22, 23 pażdziernika godz. 11 oraz 23, 24, 25 października godz. 19. Scena Gadzckiego. BILETY: normalny 40 zł / ulgowy 35 zł. REZERWACJA: tel. 76 72 33 505 lub e-mail bilety@teatr.legnica.pl. Bilet można także kupić w Internecie: https://teatrlegnica.interticket.pl
Piotr Kanikowski
FOT. PIOTR KANIKOWSKI