W głośnym procesie Jana F., oskarżonego o pobicie ze skutkiem śmiertelnym Sławomira Nowiczonka, został przesłuchany prawdopodobnie ostatni świadek. Na prośbę mecenas Beaty Matysek, reprezentującej ojca ofiary, Sąd Okręgowy w Legnicy odroczył mowy końcowe do 31 maja.
To bardzo medialna sprawa, nagłośniona m.in. przez popularny magazyn telewizyjny “Państwo w państwie”. Dotyczy zdarzenia z 3 grudnia 2017 roku, gdy pogotowie zabrało spod garaży przy ul. Sudeckiej w Legnicy nieprzytomnego, cuchnącego moczem i piwem mężczyznę z zatrzymanym krążeniem. Pacjent nie miał przy sobie żadnych dokumentów tożsamości, wiec w oddziale ratunkowym szpitala zapisano go jako NN. Kilkanaście godzin później nieznajomy zmarł. Dość szybko okazało się, że NN to 33-letni Sławomir Nowiczonek, górnik, honorowy krwiodawca. Mieszkał w pobliżu garaży przy ul. Sudeckiej, gdzie 3 grudnia Jan F. oraz kilkoro innych młodych mężczyzn i kobiet urządziło sobie nocną imprezę. Sławomir Nowiczonek z jakiegoś powodu w środku nocy wyszedł z mieszkania i zszedł do hałasujących imprezowiczów. Według ojca, Mieczysława Nowiczonka (na zdjęciu pod tekstem), był trzeźwy, choć przyjechał z zabawy barbórkowej – dopiero co urodził mu się syn i nie chciał cuchnąć alkoholem podczas odwiedzin w szpitalu. Uczestnicy spotkania, utrzymują jednak, że zachowywał się jakby był pijany lub po narkotykach – bełkotał, słaniał się na nogach. Rzekomo pochwycił dwie cegłówki i uniósł je nad głowę. Wówczas – jak zeznają koledzy oskarżonego – Jan F. obezwładnił go ciosem z tzw. główki w czoło. Po tym uderzeniu Sławomir Nowiczonek upadł na ziemię. Leżał jak martwy. Towarzystwo Jana F. znęcało się nad nim: polewano go piwem, oddawano na nieprzytomnego mężczyznę mocz, obrabowano z telefonu komórkowego. W końcu F. zadzwonił po karetkę pogotowia.
Jan F. – syn emerytowanego policjanta – staje przed Sądem Okręgowym w Legnicy jako oskarżony spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego następstwem była śmierć Sławomira Nowiczonka, oraz o nakłanianie świadków – uczestników nocnego spotkania przy garażach – do składania fałszywych zeznań. Zgodnie z Kodeksem karnym, grozi za to kara od od 5 do 25 lat więzienia, a w szczególnych przypadkach dożywotnie pozbawienie wolności. Obrona próbuje wykazać, że cios z główki to była obrona konieczna. W trakcie procesu sąd sygnalizował, że rozważa zmianę kwalifikacji prawnej czynu – na nieumyślne spowodowanie śmierci, zagrożone dużo łagodniejszą karą (od pół roku do 8 lat pozbawienia wolności).
Jan F. ma aktualnie 30 lat i sporą kartotekę. Zaczynał od strzelania z proc w szyby w wiosce, gdzie dorastał. W 2011 roku jako dziewiętnastolatek razem z kumplami przyjął zlecenie na połamanie łokci i kolan wicedyrektorowi legnickiego oddziału koncernu EnergiaPro. Zaczaili się w trójkę pod domem swej ofiary w Wilkowie koło Głogowa. Jan F. na robotę przyniósł kij bejsbolowy i pałkę policyjną, ale okładali dyrektora również kawałkiem metalowej rury. Połamali mu kości i omal go nie zabili. Skradli też laptopa. W 2012 roku sąd skazał za to Jana F. na 3,5 roku pozbawienia wolności.
Pobity na śmierć przy garażach Sławomir Nowiczonek miał ksywę “Świr”, ale jak wyjaśniał dziś jako świadek jego znajomy, nie był agresywny ani na trzeźwo, ani po alkoholu Ksywka wzięła się ze skłonności do wygłupów, żartów.
- Zawsze potrafił wszystkich rozweselić – zeznawał przyjaciel Nowiczonka.
Jego słowa poddają w wątpliwość wersję obrony, że Sławomir Nowiczonek mógł przyjść pod garaże naćpany.
- On był przeciwnikiem narkotyków – twierdzi świadek.
Z sekcji zwłok Sławomira Nowiczonka wynika, że przed zdarzeniem wypił nie więcej niż dwa piwa – w jego organizmie było tylko 0,62 promila alkoholu. Stwierdzono śladowe ilości narkotyków, ale to mogła być pozostałość po lekach przeciwbólowych, zaaplikowanych mu już w szpitalu.
Jan F., mimo powagi zarzutów, zeznaje z wolnej stopy. W areszcie tymczasowym spędził trzy miesiące, potem sąd zdecydował o zwolnieniu go za kaucją 10 tys. zł, co do dziś bulwersuje Mieczysława Nowiczonka.
- Pobił dwóch ludzi – jeden nie żyje, drugi doznał ciężkich obrażeń – a mimo to przebywa na wolności. Za mniejsze przewinienia ludzi trzyma się w areszcie – uważa Mieczysław Nowiczonek.
Sąd Okręgowy w Legnicy był gotów dziś zamknąć przewód sądowy i wysłuchać mów końcowych. Nieobecna na rozprawie mecenas Beata Matysek, reprezentująca oskarżyciela posiłkowego – ojca Sławomira Nowiczonka – poprosiła jednak, by się z tym wstrzymać. Sąd uwzględnił jej wniosek i odroczył proces do 31 maja.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI