Rok i trzy miesiące w zawieszeniu oraz 2 tysiące złotych grzywny – to kara dla Jerzego C., 49-letniego kierownika z Gminnego Zakładu Usług Komunalnych i Mieszkaniowych w Księgienicach. Dopuścił, by jego pracownicy bez odpowiedniego zabezpieczenia weszli do kanału przepompowni ścieków w Zimnej Wodzie. Jeden zmarł na skutek zatrucia siarkowodorem, drugi doznał ostrej niewydolności oddechowej.
Informując o sądowym rozstrzygnięciu (jeszcze nieprawomocnym), prokuratura zaznacza, że uważa je za słuszne. Zgodne z kodeksem karnym, Jerzemu C. groziła kara do 5 lat więzienia. Oskarżony, w śledztwie nie przyznał się w zasadzie do winy. Złożył obszerne wyjaśnienia. Lubiński sąd potwierdził opinię prokuratury, że to on jest odpowiedzialny za tragedię.
Wśród swoich obowiązków miał dbałość o bezpieczeństwo o higienę pracy. Tymczasem dopuścił, by pięciu robotników weszło do kanału przepompowni ścieków tak jak stali. Wbrew przepisom, nie zapewnił im odpowiednich środków ochrony indywidualnej w postaci szelek bezpieczeństwa, kasków i masek izolujących układ oddechowy. Nie zaopatrzył ich w aparaty tlenowe, miernik stężenia siarkowodoru, miernik tlenowego oraz mechaniczny system opuszczająco-wyciągający.
- Z powodu niemożności dokonania pomiaru stężenia substancji szkodliwych i niebezpiecznych przed wejściem do kanału naraził pracowników na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślnie doprowadził do zatrucia się siarkowodorem dwóch pracowników, czego skutkiem była śmierć jednego z nich oraz ostra niewydolność oddechowa u drugiego pracownika stanowiąca ciężką chorobę realnie zagrażającej życiu – informuje prokurator Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Do zdarzenia doszło 2 listopada 2011 r. około godziny 13 podczas wymiany zaworów. Kilka minut przebywania w studni wystarczyło, by zasłabł pierwszy pracownik dokonujący naprawy. Drugi szedł na dół ratować kolegę. Poinformował trzeciego, że czuje dziwny zapach i kazał mu sprowadzić pomoc. Potem sam zasłabł.
Pokrzywdzonych przewieziono do szpitali w Lubinie i w Legnicy. Jeszcze tego samego dnia wieczorem zmarł mężczyzna, który jako pierwszy zaczął wykonywać prace w studni.