POLMED
Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  styl życia  >  Current Article

Legniczanka była na granicy: Jest w nas złość i niezgoda

Przez   /   19/11/2021  /   8 Comments

- Stan dzieci, na które się natykaliśmy, był pochodną troski, jaką otaczali je starsi ludzie. Gdy brakuje wody, to dla nich trzyma się ostatnie krople. To samo dotyczy jedzenia – o swych doświadczeniach spod granicy polsko-białoruskiej opowiada Kają Filaczyńska. Z legnicką lekarką z grupy Medycy na Granicy rozmawia Piotr Kanikowski.

Co Pani widziała na granicy?

- Odbyliśmy 39 dyżurów w strefie przygranicznej. Widzieliśmy sytuacje, których nie spodziewaliśmy się zobaczyć na własne oczy w XXI wieku na terenie cywilizowanego kraju. Bardzo trudno będzie mi przełożyć tamte obrazy i emocje na słowa, bo dla lekarza to było doznanie ekstremalne, szokujące. Spotykaliśmy zarówno małe dzieci, jak i osoby starsze w bardzo różnych stanach medycznych. Przebywały w zimnie, w lesie. Opowiadały nam, że od kilku dni nie mają dostępu do wody pitnej ani jedzenia. Ich samopoczucie i stan zdrowia poprawiały się niejednokrotnie w momencie, kiedy dostali nie tyle nawet medyczną, co humanitarną pomoc: koce, koce grzewcze, czystą i ciepłą wodę, jedzenie. Wszystko to są bardzo podstawowe rzeczy, bytowe minimum w sposób oczywisty przynależne każdej osobie w kraju należącym do Unii Europejskiej. Na granicy ta oczywistość zaczęła być kwestionowana. W naszej grupie było wielu ratowników z bardzo dużym doświadczeniem. Widzieli w życiu niejedną straszną rzecz: ciężkie wypadki, urazy, ludzi z bardzo poważnym zagrożeniem zdrowia. Tutaj wyzwanie polegało na czymś innym, bo medycznie radziliśmy sobie ze wszystkim. To okoliczności udzielania pomocy były czymś, z czym dotąd w swej zawodowej karierze nikt z nas się nie spotkał.

Na przykład?
- Mieliśmy dyżur, podczas którego dwukrotnie wyjeżdżaliśmy do pacjentek w zaawansowanej ciąży. Jedna z nich, w trzydziestym szóstym tygodniu, brodziła przez las z bólem brzucha, który – jak początkowo podejrzewaliśmy – mógł być bólami porodowymi, choć na szczęście było to tylko zapalenie układu moczowego. Na miejscu zrobiliśmy badanie przenośnym USG, które upewniło nas, że akcja serca płodu jest prawidłowa, łożysko właściwie ułożone. Szokujące, że dla tej pacjentki było to pierwsze badanie USG od początku ciąży. W dodatku w momencie, kiedy dziecko ma przyjść na świat, oni utknęli w środku lasu, gdzie zawiodło ich pragnienie zapewnienia maleństwu lepszej przyszłości. Po kolegach wracających z takich wyjazdów widziałam, jak trudno im mówić o tym, co zobaczyli, bo jest w nas wszystkich dużo złości i niezgody na to, że dopuszcza się do takich sytuacji.

Do powolnego umierania ludzi, którzy nie musieliby umierać?
- Dla nas jako medyków jest to nieakceptowalne. Domagamy się, aby niezależnie od decyzji politycznych, polskie państwo respektowało podstawowe prawa człowieka, to znaczy, żeby nie dopuszczało do sytuacji, w której ludzie bez schronienia przed zimnem, bez wody i jedzenia, zamarzają w lesie. Oczekujemy, że wszystkie osoby, które znajdą się na terytorium Polski, otrzymają tego rodzaju pomoc.

Porozmawiajmy jeszcze chwilę o Waszych pacjentach z lasu. Jak długo błąkali się zanim na Was trafili?

- Różnie, czasem kilka dni, czasem kilkanaście. Wśród naszych pacjentów były osoby, które od dwóch tygodni żyły w takich warunkach, wypychane raz na białoruską, raz na polską stronę. Pokończyły się im zapasy picia i jedzenia, więc pili z kałuż i jeziorek, czasem przesączając wodę przez liście. Dlatego powszechną dolegliwością wśród ludzi na granicy są bóle brzucha i wymioty.

Czy wśród osób, które ratowaliście, były też małe dzieci?
- Tak, bardzo dużo. Podróżują często całe rodziny. Największa grupa, którą badaliśmy, składała się z trzydziestu osób, w tym z szesnaściorga dzieci. Spotykane podczas naszych dyżurów dzieci były przemarznięte, wymiotowały, miały zatrucia i różne infekcje, jednak na szczęście nie spotkaliśmy się z chorobą, która zagrażałaby ich życiu. Podczas jednego z pierwszych dyżurów zostaliśmy wezwani do grupy, w której była pięćdziesięcioletnia kobieta w zaawansowanej hipotermii, młody mężczyzna i dwuletnia dziewczynka. Ta dziewczynka była w najlepszym stanie, bo dorośli spali bezpośrednio na ziemi, a ona – sucha i dobrze ubrana – leżała na nich. Stan dzieci, na które się natykaliśmy, był pochodną troski, jaką otaczali je starsi ludzie. Gdy trzeba iść przez bagno, torfowisko, to dzieci są niesione w górze, nie mają więc tak przemoczonych ubrań ani poranionych nóg jak ich rodzice czy dziadkowie. Dorośli pilnują, by nie zgubiły butów. Gdy brakuje wody, to dla nich trzyma się ostatnie krople. To samo dotyczy jedzenia.

Mówi Pani o macierzyńskiej i ojcowskiej trosce. Ja jednak częściej spotkam się z opiniami, że narażanie dzieci na tak niebezpieczną podróż świadczy o nieodpowiedzialności. Do świadomości Polaków z trudem przebija się fakt, że nikt z ludzi zamarzających dziś przy granicy, nie spodziewał się takiej sytuacji. Łukaszenka zwabił ich obietnicą łatwego przejścia do Europy.
- Dodatkowo jestem przekonana, że żaden rodzic nie wyruszyłby w niebezpieczną podróż, gdyby nie zmusiły go do tego nie mniej dramatyczne okoliczności. W czasie kryzysu na morzu Śródziemnym ktoś napisał, że nie wsiada się na ponton, jeśli na lądzie jest bezpiecznie. Ludzie, którzy szukają dla swoich rodzin lepszej przyszłości w Europie, pochodzą z miejsc aktualnych konfliktów albo z terenów, gdzie akty agresji nie ustały, choć wojna formalnie się zakończyła. Czasem wygania ich z domów brak dostępu do wody czy brak perspektyw na godną, bezpieczną przyszłość. Nie tylko w PRL-u, ale także po transformacji ustrojowej masowo wyjeżdżaliśmy na Zachód, choć w odróżnieniu od Syrii, Afganistanu, Iraku czy Konga w Polsce nie toczyła się żadna wojna i niczyje życie nie było zagrożone. Wydaje się, że z tym doświadczeniem powinniśmy być jako społeczeństwo bardziej empatyczni.

Jak wobec ludzi przy granicy zachowują się strażnicy graniczni, wojskowi i okoliczni mieszkańcy?
- My mieliśmy bardzo dużo pozytywnych doświadczeń, jeśli chodzi o zachowanie mieszkańców. Przy interwencjach bardzo często byli lokalni mieszkańcy oraz wolontariusze organizacji, świadczących pomoc humanitarną w tamtym rejonie. Opowiadali nam, że dla nich to też bardzo trudna sytuacja. Szczególnie pełna podziwu jestem dla mieszkańców zamkniętej strefy, którzy wobec dramatów rozgrywających się w ich sąsiedztwie, wzięli na siebie odpowiedzialność za przybyszy, do których ani my, ani inne organizacje pomocowe nie mogą dojechać. Mogłabym powiedzieć, że ze strony służb nie spotkały nas żadne negatywne interakcje, gdyby nie ostatnie dyżury. Kilka dni temu wracając z lasu z interwencji zastaliśmy naszą karetkę ze spuszczonym powietrzem we wszystkich kołach. Obok stały trzy osoby w wojskowych mundurach, ale bez żadnych insygniów czy oznaczeń. Nie wiemy, kto to był. Ministerstwo Obrony Narodowej zaprzeczyło, że chodzi o żołnierzy, choć nieznajomi poruszali się samochodem z tablicami rozpoczynającymi się od liter UA, jak wojskowe pojazdy. Poza tym w obawie o bezpieczeństwo musieliśmy o dzień wcześniej skończyć naszą misję, bo ktoś zniszczył nasze prywatne samochody. Tą sprawą zajmuje się lokalna policja. Co do zasady ze strażą i wojskiem nie wchodziliśmy sobie w drogę: my ratowaliśmy ludzi, a służby wykonywały swoje obowiązki.

Czy ci ludzie mają szansę przetrwać zimę w tym miejscu?
- To będzie trudne. Już teraz część naszych pacjentów stanowiły osoby, które transportowaliśmy do szpitala w ciężkim stanie. O niektórych wiemy, że są w procedurze azylowej, zakwaterowani w ośrodkach, bezpieczni. Innych Straż Graniczna wypisała ze szpitala i wywiozła do strefy stanu wyjątkowego, gdzie ślady się urywają. Są tam uwięzieni między jednymi a drugimi pogranicznikami, bez pomocy humanitarnej, bez pomocy medycznej, a jest coraz zimniej. Ratowaliśmy dwójkę pacjentów w głębokiej hipotermii, z kwasicą, w krytycznym stanie. Gdybyśmy nie zostali w porę wezwani lub gdyby nasza pomoc przyszła chwilę później, to oni by tego nie przeżyli. Obawiam się, że wkrótce ludzi w tak krytycznej sytuacji będzie więcej. W tych dniach docierają do nas nowe informacje o kolejnych śmiertelnych ofiarach strefy przygranicznej. Oficjalnych danych brak, ale media donoszą, że przyczyną śmierci jest wychłodzenie.

Czy z Pani perspektywy, można coś zrobić dla tych ludzi tu, kilkaset kilometrów od granicy?

- Wydaje mi się, że szczególną wagę w obecnej sytuacje, mają deklaracje samorządowców, że chcą przyjąć rodziny uchodźcze. Takie sygnały zgłaszali już m.in. burmistrz Michałowa i burmistrz warszawskiej dzielnicy Bielany. Legnica szczyci się mieszanką kultur, dużą diasporą ukraińską oraz szacunkiem dla mniejszości narodowych i etnicznych. Poza tym zwłaszcza wśród starszych pokoleń mieszkańców Dolnego Śląska istotna jest świadomość, że wszyscy skądś tutaj przyjechaliśmy. Myślę, że mamy doświadczenie, które powinno przełożyć się na większą empatię i solidarność wobec uchodźców.

FOT. MATERIAŁY UDOSTĘPNIONE PRZEZ KAJĘ FILACZYŃSKĄ

    Drukuj       Email

8 komentarze

  1. lustrator pisze:

    tych wyżartych uchodźców rzucających w polskich żołnierzy>>.jakby ci to powiedziec… polski nie oznacza zawsze przyzwoity.Jak mi sie zechce to sypne przykladami.Z trzeciej strony faktycznie polscy zolnierze wyzarci nie byli tylko chodzili dokarmiac sie za wlasne pieniadze jak wiesc niesie.Ddyby emigranci wiedzieli to by przed podroza przeszli na pol roczny wegetarianizm ..

  2. lustrator pisze:

    no patrz tak sie pomylic. Po prostu mi cie zal biedaku.Ale euroseptycy rozumem nie grzesza jak powszechnie wiadomo.Za wikipedia>>>>9 listopada 1987 Kornel Morawiecki został zatrzymany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa we Wrocławiu. Przetransportowano go do Warszawy i osadzono w areszcie na Rakowieckiej, gdzie przetrzymywany był w całkowitej izolacji. Zaostrzyły się wówczas u niego schorzenia: choroba wrzodowa i zapalenie oka. W ramach odpowiedzialności rodzinnej odmówiono wtedy jego żonie wydania paszportu na wyjazd do Wielkiej Brytanii. W marcu 1988 Zbigniew Romaszewski wystosował w jego sprawie list do Amnesty International w Londynie, ale organizacja ta nie wciągnęła go na listę więźniów sumienia, gdyż stwierdziła, że musi wyjaśnić, czy nie był on związany z działalnością terrorystyczną[8]. Z inicjatywy Konfederacji Polski Niepodległej w USA powstał Komitet na rzecz Uwolnienia Kornela Morawieckiego. Jan Olszewski (który miał być jego obrońcą w planowanym procesie) namówił go do wyjazdu wraz z Andrzejem Kołodziejem do Włoch. Kornel Morawiecki opuścił kraj 30 kwietnia 1988. Po trzech dniach, podczas próby powrotu, został deportowany z lotniska w Warszawie do Wiednia[9]. Udało mu się powrócić konspiracyjnie[10] do Polski pod koniec sierpnia 1988. Ujawnił się dopiero w czerwcu 1990[11].

  3. eurosceptyk pisze:

    Te debil-lustrator, pomyliły ci się osoby. To był Bronek Komoruski… ten od promowania skoków SB….

    Pewnie walczycie o tych wyżartych uchodźców rzucających w polskich żołnierzy kamieniami i układającymi kładki na zasiekach….
    Takich nam tu nie potrzeba! Wystarczy, że z waszą swołoczą musimy się męczyć…

  4. lustrator pisze:

    tak jak kazdy eurosceptyk pozbawiony podstawowego rozumu>>>>Po wizycie Andrzeja Dudy w USA zbeształ obóz rządzący za starania na rzecz sprowadzenia do Polski stałych amerykańskich baz. Argumenty te same co w rosyjskich mediach: Zachód prowokuje Rosję, ryzykując wybuch wojny jądrowej. Skądinąd jest też Morawiecki zdecydowanym przeciwnikiem kupowania od USA sprzętu wojskowego. Twierdzi, że Amerykanie trzymają w rękach kody do rakiet w polskich samolotach, aby w razie konfliktu zbrojnego je zablokować.

    W rozmowie z „Super Expressem” apelował do syna, aby zaprosił Putina do Polski. „Nie możemy mówić, że Rosja nam grozi” – tłumaczył. Nie ogranicza również Morawieckiego rosyjski zamordyzm, ustawiane wybory, polityczne

  5. lustrator pisze:

    natomiast eurosceptycyzm to dziedzina w ktorej kornelek czul sie bardzo dobrze jak widac podobnie jak nasz eurosceptyk a alternatywa do tego jest milosc do Rosji.I tak tez sie zachowywal rozbijajac okragly stol na co nawet został przez Walese okrzyczany zdrajca i pacholkiem rosji.Cos było na rzeczy bo kornelek zawsze by za…Cos jest w tej historii rosyjskiego.
    Jak kazdy eurosceptyk ma cos z rosjanina putina.>>>Kornel Morawiecki nigdy nie był antyrosyjski. To go wyróżniało na tle antykomunistycznej prawicy. Nie wpisywał komunizmu w tradycję rosyjskiego imperializmu i despotyzmu. Solidaryzował się za to z ciemiężonym ludem imperium.
    Traf chciał, że w tym samym czasie Morawiecki coraz śmielej nasiąkał rosyjską historiografią i aktualnie lansowanymi przez Kreml ideologiami. Jeśli dotąd był w tych sprawach ambiwalentny, teraz przejmował rosyjski punkt widzenia. Drogi przyjaciół zaczęły się rozchodzić. Kilka miesięcy temu publicznie się nawet posprzeczali o wojnę w Donbasie. Rosjanin krytykował Putina za imperialną politykę, Polak jej bronił.

    Ostatnie wystąpienia Kornela Morawieckiego niewiele już odbiegają od tego, co głosi kremlowska propaganda. Na łamach „Polska The Times” wystąpił przeciwko dostawom amerykańskiego gazu i żałował, że Polska odrzuciła rosyjską ofertę budowy gazociągu omijającego Ukrainę. Opowiedział się również za zniesieniem sankcji na Rosję.

    czyli jak to mowia idiota albo platny cwaniak jak kazdy eurosceptyk.

  6. lustrator pisze:

    jak widac zabawny gosc tyle ze porownywanie podrozy kornelka do dramatu emigrantow to taka dziecieca zabawa staruszka.>>>>Jan Olszewski (który miał być jego obrońcą w planowanym procesie) namówił go do wyjazdu wraz z Andrzejem Kołodziejem do Włoch. Kornel Morawiecki opuścił kraj 30 kwietnia 1988. Po trzech dniach, podczas próby powrotu, został deportowany z lotniska w Warszawie do Wiednia[9]. Udało mu się powrócić konspiracyjnie[10] do Polski pod koniec sierpnia 1988. Ujawnił się dopiero w czerwcu 1990[11].

  7. eurosceptyk pisze:

    Powinno się umożliwić wszystkim społecznościom chcącym przyjąć imigrantów ich przyjęcie, oczywiście po spełnieniu formalnych wymogów (zapewnienie miejsca zamieszkania i pracy, itp.). Tylko dlaczego jest tak mało tych chętnych…?

    Zakłamywanie rzeczywistości….? Rodzina uchodźców, która zgłosiła się na przejście graniczne trafiła do ośrodka dla uchodźców! Czyli normalnie można….

    To chyba kpina cyt.: “Nie tylko w PRL-u, ale także po transformacji ustrojowej masowo wyjeżdżaliśmy na Zachód, choć w odróżnieniu od Syrii, Afganistanu, Iraku czy Konga w Polsce nie toczyła się żadna wojna i niczyje życie nie było zagrożone.” Wolne żarty i całkowity brak znajomości historii! Komunistyczni kolaboranci dobrze żyli w PRL ale opozycjonistów deportowano (wyrzucano) z ich Ojczyzny, np. Kornela Morawieckiego Ilu opozycjonistów zakatowano pozorując wypadki nikt jeszcze nie zliczył….

    Niektórzy jeszcze pamiętają jak wyglądały obozy dla uchodźców w NRF i Włoszech i jak w nich traktowano uchodźców z Polski, których deportowano za działalność opozycyjną…..

    Taka ci to historia, którą dzisiejsi bohaterowie próbują zakłamywać…

  8. lustrator pisze:

    jest tez pozytywna wiadomosc obok postaci tej wspanialej dziewczyny i jej kolegow. Zastanawiajace ze zaden prawdziwy polak i jego katolicka emanacja nie powiedziała niczego w sprawie a wrecz milczy.Zastanawia czy to milczenie przypomina milczenie w czasach gett zydowskich a nawet nie przypomina tej krecacej sie karuzeli obok Getta Warszawskiego ?>>>>>>>281 715 zł z 1 000 zł (Cel)
    Wpłaciło 2 389 osób na konto Michalowa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

411-262134

Co znalazła policja w nielegalnej jaskini hazardu w Lubinie

Read More →