- Jeżdżę co roku na najważniejszy w kraju festiwal filmu animowanego Animator do Poznania i za każdym razem spotykam po 20-30 osób, które przewinęły się przez Legnicę jako wykładowcy, uczestnicy warsztatów, jurorzy itd. – mówi Julian Zawisza, pomysłodawca i organizator Legnickiej Akademii Filmowej. 25. edycja imprezy właśnie powoli dobiega finału. Jutro o godz. 18. gala w kinie Piast.
Czy po 25 latach jeszcze się zdarzają na LAF-ie takie rzeczy, które Pana zaskakują?
- Takich zaskoczeń jest wciąż bardzo wiele. Ilość edycji imprezy chyba nie ma tu nic do rzeczy, bo ważne są osobowość autora, jego pomysłowość i talent. Czasem przeżywam zaskoczenia, stykając się nietypową techniką animacji. Wydawałoby się, że na dobrą sprawę trudno już dzisiaj coś nowego wymyślić, bo wszystko już było. Tymczasem okazuje się, że znanych technik można używać w nowatorski sposób. Takie rzeczy robią wrażenie odkrycia. Zdarzają się też zadziwiające podejścia do tematu, nietypowe rozwiązania formalne albo artystyczne. Inaczej wygląda film oglądany oczami wyobraźni, gdy czyta się scenopis, inaczej na planie jeszcze przed montażem, a a inaczej na etapie finalnym, po zmontowaniu i udźwiękowieniu.
Te filmy, które powstają w tej gorączce – w ciągu 10 dni intensywnej pracy – żyją, są wyświetlane w internecie, zdobywają nagrody na festiwalach. To są chyba powody do dumy, prawda?
- Tak. Zawsze chciałem, aby filmy stworzone na LAF-ie były oceniane. Sami nie odważyliśmy się na to, dopóki warsztaty były robione z gośćmi z Niemiec, bo trudno nam było weryfikować wartość dzieła bez uwzględnienia innej, bądź co bądź, mentalności. Od 2001 roku- czyli od czasu, gdy uczestnikami LAF są tylko twórcy z Polski – mamy coś w rodzaju wewnętrznego konkursu, własny festiwal, jury i nagrody. Mamy świadomość, że filmy nie powstają dla nagród. Podejrzewamy jednak, że sami uczestnicy oczekują takiej weryfikacji; zewnętrznej oceny,która by coś mówiła o ich pracy. Zdarza się często, że werdykty na innych festiwalach potwierdzają wartość animacji tworzonych w Legnicy. Nagradzane u nas filmy zdobywają nagrody podczas innych festiwali i przeglądów, odbywających się w Polsce i za granicą. Zagranica w naszej, LAF-owej geografii rozciąga się od Tokio do Los Angeles i od Tbilisi do Klagenfurtu, bo wszędzie tam dzieła zrobione w Legnicy były kwalifikowane do konkursów, wyróżniane i nagradzane. Na bieguny nie docieramy, ale na wszystkie pozostałe kontynenty – tak.
Wartością są też przyjaźnie, które się tu rodzą. Proszę o nich opowiedzieć.
- Jeżdżę co roku na najważniejszy w kraju festiwal filmu animowanego Animator do Poznania i za każdym razem spotykam po 20-30 osób, które przewinęły się przez Legnicę jako wykładowcy, uczestnicy warsztatów, jurorzy itd.
Tworzy się LAF-owa społeczność?
- Społeczność ludzi, którzy spotykają się przy różnych okazjach, nie tylko na festiwalach. Oni utrzymują ze sobą kontakt, urządzają sobie wspólne imieniny, odwiedzają się, choć pochodzą z wszystkich stron Polski. Ta więź – o czym ja dowiaduję się z ogromną radością – nie kończy się na zrobieniu filmu. Za miesiąc spotkamy się pewnie znowu w Warszawie na 34. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Dozwolone do 21 w Warszawie. Tam będzie około 10 filmów z Legnicy.
Rozmawiał Piotr Kanikowski
FOT. PIOTR KANIKOWSKI