POLMED
Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  wiadomości  >  Current Article

Jarosław Rabczenko: Legnicę stać na więcej

Przez   /   31/05/2017  /   No Comments

 - Legnica ma pół miliona złotych budżetu. To nie jest biedne miasto. Natomiast musimy mądrzej alokować te środki – mówi Jarosław Rabczenko. I przyznaje, że zamierza wystąpić przeciw Tadeuszowi Krzakowskiemu jako kandydat na prezydenta. Z przewodniczącym Klubu Radnych Platformy Obywatelskiej w Radzie Miejskiej Legnicy rozmawia Piotr Kanikowski.

 

W 2014 roku był Pan bliski pokonania Tadeusza Krzakowskiego i przejęcia władzy w Legnicy. Po raz pierwszy od trzech kadencji prezydent do końca nie mógł być pewien wyniku wyborów. Okazał się Pan rywalem groźniejszym niż Wacław Szetelnicki, więc zaraz po wyborach Krzakowski podjął quasi koalicyjną grę z PiS-em, robiąc jednocześnie wiele, by zminimalizować pozycją Pana i Pańskiego klubu w radzie. Jak dziś ocenia Pan relacje w tym trójkącie: prezydent – PiS – PO?
- Rzeczywiście, w 2014 roku byliśmy bardzo blisko – w drugiej turze zabrakło nam zaledwie kilku procent. Słuszna jest również uwaga, że od początku tej kadencji nie jestem faworytem Tadeusza Krzakowskiego ani jego najbliższych współpracowników. Choć pan prezydent nie ma odwagi powiedzieć wprost, że trzyma koalicję z PiS-em, wszyscy wiemy, że tak jest, bo obrazują to chociażby głosowania nad budżetem oraz innymi palącymi dla niego tematami.

Mieszkańcom, którzy przychodzą na sesje, trudno nie zauważyć, że mimo prób marginalizacji jako radni Platformy wykazujecie w tej kadencji sporą inicjatywę: zgłaszacie wnioski do budżetu, poprawki do uchwał prezydenckich, własne inicjatywy uchwałodawcze dotyczące np. darmowych przejazdów MPK dla kierowców….
- Ale właściwie nigdy nie udało nam się uzyskać przychylności prezydenta i przeforsować naszych pomysłów. Po stronie Tadeusza Krzakowskiego nie było woli współpracy.

To się nie zmienia? Pytam, bo chociażby głosowania w sprawie absolutorium czy w sprawach oświatowych dobitnie pokazały prezydentowi, że na pełną lojalność PiS-u liczyć nie może.
- Pamiętajmy, że jest to bardzo egzotyczna koalicja, bo łączy dwa przeciwstawne bieguny polskiej sceny politycznej Jak pokazuje przykład polityki krajowej PiS-owi jednak nie przeszkadza fakt, że w swoich szeregach ma działaczy PZPR i innych ludzi z PRL-owską przeszłością. To działa w obie strony. Tadeusz Krzakowski, chociaż jest członkiem SLD, dla doraźnych celów jest w stanie układać się z PiS-em. Jeśli w tej kadencji pan prezydent czegokolwiek potrzebuje, załatwia to z Prawem i Sprawiedliwością.

Czy po tych doświadczeniach jest Pan gotów ponownie stanąć przeciwko Tadeuszowi Krzakowskiemu w najbliższych wyborach na prezydenta Legnicy?
- To już zadeklarowaliśmy jakiś czas temu. Uważam taką decyzję za naturalną konsekwencję faktu, że dwa i pół roku jestem radnym i szefem klubu Platformy Obywatelskiej. Nie wyobrażam sobie innej odpowiedzi na oczekiwania ponad 10 tysięcy wyborców, którzy w poprzednich wyborach dali mi mandat zaufania. Poważnie traktuję swoje obowiązki: jestem radnym otwartym na kontakt, mój telefon jest ogólnie dostępny, spotykam się często z mieszkańcami Legnicy i wyczuwam z ich strony nie tylko dużą życzliwość, ale też zachętę, by kontynuować w wyborach – mam nadzieję z sukcesem – to co zrobiliśmy w 2014 roku. Moją motywację podbija też obserwacja formuły rządów, którą realizuje Tadeusz Krzakowski. 15 lat jego władania w ratuszu dobitnie mi uświadomiło, że od tej administracji cudów nie można wymagać. Co mieli zrobić, to już zrobili, a wiele obszarów pozostaje w katastrofalnym stanie, np.: podwórka, tysiące mieszkań komunalnych z toaletami na klatkach schodowych, lokalne drogi.

W skali kraju funkcjonuje pojęcie „zrównoważony rozwój”. Spróbujmy je przełożyć na sytuację Legnicy. Czy w przypadku miasta pod rządami Tadeusza Krzakowskiego można mówić o zrównoważonym rozwoju?
- Nasz program wychodzi od diagnoz dzisiejszej Legnicy. Przyglądamy się tym obszarom, które wykazują pewne deficyty. Mówię tu chociażby o rynku pracy. Legnica ma co prawda dosyć niskie rejestrowane bezrobocie, ale mimo to jest jednym z biedniejszych miast na Dolnym Śląsku. To pokazuje, że ważna jest nie tylko ilość, ale też jakość miejsc pracy. Uważam ten aspekt za jeden z kluczowych dla rozwoju, bo miasto jest zamożne zamożnością swoich mieszkańców,. Myślę, że jest bardzo dużo do zrobienia na tym polu. Druga kwestia dotyczy migracji. Z danych statystycznych GUS wynika, że w ciągu dekady wyjechało z Legnicy około 10 tysięcy ludzi. Skala emigracji może być znacznie większa, bo przy reformie oświaty przekonywaliśmy się, że wiele dzieci formalnie zameldowanych w Legnicy, fizycznie przebywa gdzie indziej. A skoro ich nie ma – nie ma też rodziców. Ja nie widzę przeciwwskazań, by Legnica była miastem o dodatnim saldzie migracji. Z zazdrością patrzę na przykład na Rzeszów, który w tak nieoczywistym miejscu – na Podkarpaciu – rozwija się bardzo dynamiczne, koncentruje wokół siebie biznes, i w ten sposób sprawia, że ludzie chcą się tam osiedlać. My w Legnicy mamy fantastyczne położenie, autostradę, prawie gotową drogę ekspresową S3, bliskość granic, bliskość ośrodków akademickich…

Właśnie! Dlaczego to nie działa?
- Spieramy się na komisjach z prezydentem, który uważa, że Legnica nie może oferować wysoko specjalistycznych miejsc pracy, bo nie ma odpowiedniego zaplecza. Myślę, że jest inaczej: legniczanie wyjechali do innych miast, bo nie widzieli tutaj oferty, która mogłaby zaspokoić ich aspiracje zarówno zawodowe, jak i finansowe. W urzędzie ciężko porozumieć się z kadrą po angielsku czy niemiecku, przedsiębiorcy często sygnalizują, że brak jest życzliwości ze strony miasta.

Duże nadzieje pokładano w Legnickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. To błąd?
- Nie, ale nie wystarczy tworzyć proste montownie. Musimy kreować w Legnicy takie miejsca pracy, które będą bardziej angażowały intelekt, stwarzały możliwości awansu i jednocześnie gwarantowały wyższe wynagrodzenia.

No dobrze, tylko jakie są możliwości samorządu w tym zakresie?
- Moim zdaniem ogromne. Samorząd kreuje klimat, daje przestrzeń do rozwoju. Przykład? Pamiętam taką konferencję z poprzedniej kampanii wyborczej, kiedy proponowałem panu prezydentowi, żeby zadbał o uzbrojenie terenów inwestycyjnych, bo bez tego nie można marzyć o ściągnięciu jakichkolwiek inwestorów. Oni zwracają uwagę nie tylko na dobrą lokalizację, ale też na to, czy teren jest uzbrojony. Gdy przyjeżdżają i widzą, że wszystko jest gotowe, by podpiąć się do mediów i zacząć budować zakład, to nie tylko oszczędzają pieniądze, ale też czas, który w biznesie jest aktywem bardzo istotnym. Pomijają procesy projektowe związane z mediami. Nie ryzykują, że nagle pojawi się jakieś archeologiczne wykopalisko, które zablokuje prace na wiele miesięcy. Pan prezydent zapowiada, że będzie uzbrajał tereny inwestycyjne. Dobrze. Tylko 15 lat za późno.

Pojawiła się jaskółka: prezydent poinformował niedawno, że jest jakiś tajemniczy inwestor zainteresowany terenem Legnica II, w rejonie ul. Jaworzyńskiej. Po 7 latach od włączenia tych gruntów do LSSE jest szansa, że coś się tam będzie działo.
- Wszystkim nam zależy, aby w Legnicy przybywało nowych firm. Informacje, o których Pan mówi, nie wydają mi się przypadkowe. Są – jak sądzę – po części efektem tego, że do planu pracy komisji gospodarki wprowadziłem punkt mający na celu ocenę, jak przebiega proces zagospodarowania lotniska. Radni zajmą się tym w czerwcu. Kibicuję wszelkim próbom ściągnięcia biznesu do Legnicy, ale proszę wybaczyć, że w tej sprawie zachowam się jak niewierny Tomasz: dopóki nie zobaczę – nie uwierzę. Wystarczy sięgnąć do archiwalnych gazet, by przekonać się, że o tajemniczych inwestorach zainteresowanych naszym miastem pan prezydent mówił już wielokrotnie. Niekoniecznie coś z tego wynikło.

Problemem Legnicy i innych miast średniej wielkości jest demografia. Już rozmawialiśmy o młodych ludziach, którzy wyjeżdżają do innych miejscowości lub za granicę. Zatrzymać ich – to prawdziwe wyzwanie dla legnickiego samorządu. Pan ma pomysł, jak to zrobić? Same miejsca pracy wystarczą?
- Szalenie istotna dla młodych rodzin jest dostępność żłobków i przedszkoli. Ostatnio pisałem w tej sprawie interpelację, zwracając uwagę, że wiele matek nie może podjąć pracy zawodowej, bo nie ma gdzie zostawić swoich pociech. Kiedy mają do wyboru wysoką odpłatność w żłobku niepublicznym bądź wynajęcie niani i skalkulują to sobie z wynagrodzeniem możliwym do uzyskania na rynku pracy, to uznają, że powrót do życia zawodowego im się nie opłaca i na kilka lat wypadają z obiegu. Uważam, że musimy zadbać o infrastrukturę w postaci publicznych żłobków i przedszkoli, bo jeśli młodzi nie znajdą jej w pobliżu, to będą szukać dla siebie lepszych miejsc do życia poza Legnicą. Legnica jest pięknym i wygodnym miastem do życia, tylko archaicznie zarządzanym, nie odpowiada na potrzeby młodych mieszkańców, nie buduje mieszkań komunalnych, TBS nie rozwiąże wszystkich problemów, nie remontuje swoich kamienic

Co Pan sądzi o pomysłach Tadeusza Krzakowskiego na zagospodarowanie zabytkowych obiektów: Teatru Letniego i Kina Ognisko?
- Z jednej strony się cieszę, bo zabierając się za ich ratowanie pan prezydent realizuje mój program wyborczy. Ale moja wizja tego, co powinno znaleźć się w tych budynkach, nieco różni się od wizji pana Tadeusza Krzakowskiego. Już kilka lat temu proponowałem aby budynek dawnego Kina Ognisko zaadaptować na salę koncertową. Teatr Letni od blisko 10 lat ulega ruinie, lepiej późno niż wcale. Wątpliwości dotyczą Centrum Witelona, w które ma zostać przekształcony budynek Teatru Letniego. Nikt nie policzył, ile osób przyjedzie do tego centrum, ile zostawią pieniędzy? Nie pokazano koncepcji radnym, ani mieszkańcom, wydamy z budżetu ok. 20 milionów, a mogliśmy pozyskać środki z UE. Ma służyć nie tylko legniczanom, ale też osobom z zewnątrz. Czy to dobra lokalizacja, skoro tak trudno tam dojechać i znaleźć w pobliżu miejsce parkingowe? Bez tego rodzaju elementarnej infrastruktury trudno oczekiwać, że Centrum Witelona stanie się mekką dla turystów. Z kolei niedostatek turystów z zewnątrz budzi pytanie o ekonomiczne podstawy tego przedsięwzięcia. Ile razy w ciągu życia przeciętny legniczanin odwiedzi tę placówkę: raz, dwa, pięć, dziesięć? Ja myślałem, żeby zlokalizować tam coś, co będzie służyło mieszkańcom na co dzień: przyzwoitą restaurację, może centrum kultury, może salę koncertową.

W kampanii wyborczej zarzucał Pan władzom Legnicy, że miasto słabo radzi sobie z pozyskiwaniem funduszy zewnętrznych. Uzyskanie 30 mln zł dotacji na ul. Jaworzyńską i dofinansowania do innych projektów- np. zakup autobusów dla MPK, budowa systemu zarządzania ruchem, rozwój szkolnictwa zawodowego – świadczy, że coś w tym zakresie się zmieniło na plus. Jakie są źródła tych sukcesów? Czy to efekt większej aktywności magistratu w aplikowaniu o środki zewnętrzne, czy bardziej sprzyjającego dla prezydenta klimatu politycznego na Dolnym Śląsku?
- Cieszę się, że pan prezydent nauczył się pozyskiwać środki europejskie, tylko dlaczego tak późno. Uciekły nam dziesiątki a może setki milionów złotych w przeciągu tych kilkunastu lat, odkąd Polska jest członkiem Unii Europejskiej. Kwota pozyskana na ul. Jaworzyńską robi wrażenie. Mniejsze, gdy przypomnimy sobie, że Wałbrzych w tym samym czasie uzyskał 290 milionów złotych na obwodnicę miejską. Jawor pozyskuje obecnie więcej środków niż Legnica, to ciągle dziwi

I zadłużył się straszliwie…
- … tak. Jednak skala wałbrzyskiej inwestycji świadczy o sprawności tamtejszej administracji. Prezydent Krzakowski zadłużył Legnicę maksymalnie, mamy ponad 270 milionów długu, skala inwestycji w Legnicy jest nieporównywalnie mniejsza i jeszcze w przyszłości będziemy spłacać drogę przez park

A jak ocenia Pan efektywność wykorzystania tych środków na realizowane w Legnicy projekty? Szczególnie myślę o zintegrowanym systemie sterowania ruchem drogowym. Spełnia nadzieje, które w nim pokładano?
- Rzeczywiście ważna jest nie tylko ilość pozyskanych środków, ale też ich przeznaczenie. Zintegrowany system sterowania ruchem drogowym – nie tylko w mojej ocenie, ale też w opinii wielu legniczan – to inwestycja kompletnie nietrafiona. 20 milionów złotych pozyskanych na ten projekt plus własne środki można było wykorzystać na bardziej potrzebne cele. Po wielu ulicach jeździ się gorzej niż przed uruchomieniem instalacji. Słyszymy wyjaśnienie, że ten system się ciągle kalibruje, ciągle się uczy. Jak reszta legniczan czekam więc od wielu miesięcy na moment, kiedy wreszcie się nauczy i będziemy mogli skorzystać z jego dobrodziejstw. Tego rodzaju rozwiązania są ciekawe, ale myślę, że dotyczą dużo większych ośrodków miejskich. W miastach, gdzie żyje milion albo dwa miliony mieszkańców można próbować usprawnić ruch przez takie inwestycje. W Legnicy to się – jak widać – nie sprawdza. Jeśli chodzi o sprawność w przemieszczaniu się samochodem, albo nie ma żadnej zmiany, albo jest to zmiana na gorsze. ITS to najgorzej wydane pieniądze w Legnicy jakie znam.

W jakimś stopniu remedium na problemy komunikacyjne może być Legnicki Rower Miejski – bardzo pozytywnie oceniany przez legniczan. Jako radny nie sądzie Pan jednak, że aby to naprawdę dobrze działało, konieczne są nie tylko wypożyczalnie rowerów, ale też odpowiednio zaprojektowana struktura ścieżek rowerowych?
- Jestem zapalonym rowerzystą. Często zdarza mi się patrzeć na Legnicę z perspektywy rowerowego siodełka. Dostrzegam więc, że mamy bardzo niekonsekwentną siatkę ścieżek rowerowych. Nie da się przejechać nimi przez całe miasto. To urwane fragmenty, które ewidentnie wymagają bardzo szybkiego dokończenia, jeśli Legnica ma być smart, przyjazna i nowoczesna. Wszak rower to synonim nowoczesności. Świetnie, że funkcjonują wypożyczalnie, ale potrzebna jest też przestrzeń, gdzie można bezpiecznie, wygodnie i sprawnie się poruszać. Dzisiaj jadąc rowerem mamy do wyboru albo jechać niebezpieczną drogą w rodzaju Rzeczypospolitej, II Armii Wojska Polskiego czy Wrocławskiej, albo wbrew kodeksowi korzystać z chodnika. Dlatego uważam za bardzo ważne, aby ścieżki rowerowe konsekwentnie powstawały i składały się w logiczną całość.

Brzmi pięknie. Ta kołdra jest jednak trochę przykrótka. Gdy skupimy się na budowie ścieżek rowerowych, to może się okazać, że brakuje nam pieniędzy na remonty sypiących się nawierzchni dróg, z których korzysta jednak więcej osób. Jak to pogodzić?
- Przyglądając się strukturze budżetu Legnicy dostrzegam, że jest źle skonstruowany. My wydajemy na inwestycje między 8 a 10 procent rocznie. Ten rok jest wyjątkowy, bo pojawiła się jednorazowa dotacja na ul. Jaworzyńską, zmieniając nieco proporcje. Dopiero wydatki inwestycyjne rzędu 15-20 procent powodują rozwój. Musimy większą pulę przeznaczać na inwestycje. Legnica ma pół miliona złotych budżetu. To nie jest biedne miasto. Natomiast musimy mądrzej alokować te środki.

FOT. PIOTR KANIKOWSKI

    Drukuj       Email
  • Publikowany: 2725 dni temu dnia 31/05/2017
  • Przez:
  • Ostatnio modyfikowany: Maj 31, 2017 @ 1:51 pm
  • W dziale: wiadomości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

pexels-nathanjhilton-28302225

Krwawa Julia po apelacji. Spędzi w więzieniu 25 lat

Read More →