Kraina
Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  gospodarka i finanse  >  Current Article

Jak rolnik z Gierałtowca wstrzymał budowę linii 400kV

Przez   /   22/07/2019  /   No Comments

W środku żniw Leszek Kardasz  zapakował do ciągnika dwie kosy zamocowane na sztorc i pojechał bronić swojej pszenicy przed firmą, która buduje  linię energetyczną 400 kV Mikułowa – Czarna. Od 2 lat rolnik z Gierałtowca opierał się tej inwestycji. Przegrał, został wywłaszczony z gruntu potrzebnego do postawienia słupów. Teraz próbuje ratować tylko rosnące tu zboże. – Niech mi pozwolą przynajmniej zebrać to, co przez 11 miesięcy uprawiałem – mówi Kardasz.

Polskie Sieci Energetyczne ciągną przez 14 dolnośląskich gmin  ważną dla bezpieczeństwa energetycznego Polski linię 400 kV Mikułowa – Czarna. Co kilkaset metrów stoją gigantyczne słupy, na które między Pielgrzymką a Złotoryją już zawieszono druty. W regularnym ciągu konstrukcji pojawia się szczerba; w okolicach Brennika brakuje trzech słupów, bo od dwóch lat na ich postawienie nie zgadzał się właściciel pola Leszek Kardasz.

Na początku spór szedł o pieniądze. Rolnik wciąż spłaca słone kredyty za ten kawałek ziemi. Straci lata, nim rozbebeszonym przy kopaniu fundamentów hektarom przywróci zdolność rodzenia plonów.  Żelastwo pośrodku pola utrudni pracę maszyn, zwiększy zużycie paliwa, grozi wypadkiem lub uszkodzeniem sprzętu. Kardasz chciał więc 330 tys. zł odszkodowania, uważając tę sumę za adekwatną do poniesionych strat. Zaoferowano mu najwyżej 140 tysięcy złotych. Gdy negocjacje utknęły w martwym punkcie, wojewoda podjął decyzję administracyjną pozwalającą wejść z maszynami na pole Leszka Kardasza a minister infrastruktury ją zatwierdził.

Bezpieczeństwo energetyczne kraju jest ważniejsze niż prywatna własność. Marek Rudnicki, rzecznik prasowy inwestycji, podkreśla, że budowa jest prowadzona na podstawie decyzji wojewody dolnośląskiego o lokalizacji sieci, podtrzymanej przez decyzję Ministra Inwestycji i Rozwoju. Decyzja podlega natychmiastowemu wykonaniu. Inwestor dysponuje również inną decyzją wojewody, zatwierdzającą projekt budowlany i udzielającą pozwolenia na budowę zgodnie z art. 28 ust. 1 ustawy z dnia 7 lipca 1994 r. Prawo Budowlane.

Według Marka Rudnickiego, 10 lipca 2019 r. Leszek Kardasz stwierdził, że wydaje swoje nieruchomości na potrzeby budowy. – Nie podpisał jednocześnie protokołu wejścia w teren, proponując kolejne, coraz bardziej odległe terminy rozpoczęcia prac – dodaje rzecznik.

Leszek Kardasz rano odpalił ciągnik, zaczepił heder od kombajnu, wrzucił dwie kosy postawione na sztorc i pojechał bronić swojej pszenicy. W miejscu, gdzie energetycy zaplanowali słupy pod 400kV, rosną bowiem 33 hektary pszenicy ozimej. Zboże jest już prawie gotowe do zbioru. Rolnik potrzebuje dosłownie kilku dni, aby je skosić kombajnem i przewieźć ziarno do magazynu.

- Ok, mają decyzję o wywłaszczeniu mnie z gruntu, ale nie mają prawa wejść na uprawę  – uważa Leszek Kardasz.  – Jako rolnik nie mogę pozwolić, aby efekt mojej ciężkiej pracy poszedł w niwecz.  Ciąża u roślin, które tu rosną, trwała 11 miesięcy. Należy to uszanować.

Ale wykonawcom inwestycji dla PSE się spieszy. Zamierzali dziś wjechać ciężkim sprzętem w Kardaszową pszenicę, wykopać i wylać fundamenty pod słupy. Byli przygotowani na opór i rozwiązania siłowe.  Na biegnącej wzdłuż pola drodze zaparkowało kilka samochodów, wśród nich bus firmy ochroniarskiej Combat Security z Lublińca.

- Mamy zlecenie na zabezpieczenie inwestycji – wyjaśnia Robert Powęziak, właściciel Combat Security. -  Nasze zadanie polega na powstrzymaniu osób, które będą wchodziły na teren budowy. Generalnie jesteśmy przygotowani na różne scenariusze, ale jednak ochrona nie jest od przepychanek. Dlatego powiadomiliśmy policję.

Na ciągnącej się przez ponad 130 kilometrów Dolnego Śląska budowie linii 400 kV Mikułowa-Czarna trzy razy dochodziło do incydentów. Za każdym razem wystarczyła rozmowa z rolnikami, by znaleźć rozwiązanie. Sytuacja na polu Leszka Kardasza wyglądała dramatycznie, dopóki wykonawcy nie przyszli zapytać rolnika, ile potrzebuje czasu, aby zebrać swoją pszenicę. Odpuścili, gdy okazało się, że wystarczy mu  jeden tydzień. Kardasz deklaruje, że po 28 lipca pole będzie dostępne.

Jak mówi Marek Rudnicki, wykonawcę linii wiążą terminy z umowy: – Nie może w sposób trudny do przewidzenia wstrzymywać robót, przemieszczać ekip budowlanych i sprzętu. Wykonawca zapowiada, że choć dzisiaj prace zostały wstrzymane, rozpocznie je w innym, nieodległym terminie. Jeżeli będzie to konieczne, roboty będą prowadzone również na niewykoszonych polach, za co właściciel otrzyma odpowiednie odszkodowanie.

Leszek Kardasz gospodaruje z rodziną na 220 hektarach. Żyje z uprawy rzepaku i pszenicy. Dla niego zboże to chleb. Dosłownie. Kardasz tłumaczy, że nie można jeździć maszynami budowlanymi po chlebie. A jeśli ktoś tego nie rozumie, to powinien jeść węgiel zamiast liczyć na owoce pracy polskich chłopów.

- Ja pole traktuję jak rzecz świętą – mówi. – Mocno biorę sobie do serca nakaz, by następnemu pokoleniu przekazać ziemię w stanie nie gorszym a nawet lepszym niż była.

- Takie przypadki są rzadkie – komentuje podzłotoryjski konflikt Marek Rudnicki. – Na terenie gminy Złotoryja zaprojektowano 28 słupów oraz linię o długości 11,98 km. Porozumiano się z blisko 90% właścicieli nieruchomości. Linia została zaprojektowana na działkach 43 właścicieli prywatnych, a porozumienia osiągnięto z 38 z nich. W pozostałych pięciu przypadkach wykonawca uzyskał decyzję administracyjną umożliwiającą wybudowanie linii. Osoby te otrzymają odszkodowania oszacowane na zlecenie wojewody dolnośląskiego po zakończeniu robót, które będą realizowane do grudnia 2020 r.

Wchodząc w spór z Polskimi Liniami Energetycznymi rolnik z Gierałtowca chce zwrócić uwagę, że problem dotyczy nie tylko nowej linii 400kV.

- Przez nasze pola prowadzi stara linia 400KV. Do tej pory żaden rolnik nie dostał za jej służebność ani grosza- twierdzi Kardasz. Sam kiedyś omal nie zginął, bo zahaczył  rurą kombajnu o wiszące nad zbożem druty. Uratowało go dobre uziemienie. Miał więcej szczęścia niż np. śmiertelnie porażony prądem 68-letni mężczyzna spod Brodnicy, który rok temu wyjechał zrobić opryski i ramionami maszyny dotknął linii energetycznej.

FOT. PIOTR KANIKOWSKI

 

 

    Drukuj       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

520e87ba-a513-47c8-81c5-adecf8ccbd5f

Złotoryja. Tajemnicze kości przy wykopie na cmentarzu

Read More →