Zakwestionowane przez Instytut Pamięci Narodowej oświadczenie lustracyjne radnego Leszka Antonowicza ze Złotoryi, że nigdy nie był współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, okazało się prawdziwe. IPN twierdził, że w latach 1984-1987 Antonowicz został zarejestrowany przez SB jako kandydat na TW. Radny zaprzeczał, a Sąd Okręgowy we Wrocławiu przyznał mu rację. Orzeczenie jest nieprawomocne.
Wczoraj zakończył się proces lustracyjny złotoryjskiego radnego Leszka Antonowicza, wielokrotnego mistrza świata w akrobatyce z lat siedemdziesiątych. Po zbadaniu dokumentów z archiwum Instytutu Pamięci Narodowej i przesłuchaniu świadków Sąd Okręgowy we Wrocławiu uznał, że radny napisał prawdę w swoim oświadczeniu lustracyjnym.
W lipcu IPN ogłosił, że oświadczenie Antonowicza zawiera nieprawdę, bo w latach osiemdziesiątych Służba Bezpieczeństwa zarejestrowała go jako kandydata na TW. Złotoryjanin przyznawał, że w związku z wyjazdami za granicę jak wielu innych Polaków był zmuszony rozmawiać z funkcjonariuszami SB, ale nigdy nie godził się na współpracę i nigdy niczego nie podpisywał. W teczce z IPN - jak zapewnia – nie ma ani jednego dokumentu, na którym widniałby jego podpis. Dziwi się więc, że w tej sytuacji prokurator Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu zdecydowała się opublikować komunikat pomawiający go o współpracę z SB.
- Ciężko mi mówić o politycznych skutkach tej sprawy. Dopiero przy następnych wyborach samorządowych przekonam się, ilu ludzi do mnie zniechęciła – komentuje Leszek Antonowicz. – Na pewno ucierpiał mój wizerunek, bo wielu ludzi, którzy czytało komunikat IPN, uzna, że to wystarczy i nie będzie już dociekało prawdy.
Wyrok wrocławskiego sądu jest nieprawomocny. IPN może się od niego odwołać.