Znad budki z warzywami przy banku Credit Agricole (ul. Złotoryjskiej) znikł namalowany przez graficiarzy wamp z odsłoniętymi plecami. Rysunek przykryła brzydka plama żółtej farby. Za chwilę nic nie zostanie z innej piękności, wdzięczącej się w pozie Marylin Monroe w bramie przy ul. Najświętszej Marii Panny. Zasłaniają ją naklejane na dziko ogłoszenia i plakaty. Niektórych panie denerwowały. Mnie obu żal.
Żal byłoby mi również pana, który w bramie przy ul. Złotoryjskiej (obok poczty) wymiotuje facebookem. I zjadliwie fioletowego wampira a na skrzynce telekomunikacyjnej Dialogu między ulicami Młynarską i Paderewskiego. Człowieka wychodzącego z człowieka na murku naprzeciwko też. Ujaranego astronauty lewitującego beztrosko nad pawilonem z ciuchami przy ul. Skarbowej obok komunikatu “Houston, we don`t have a problem”. I byłoby mi żal jeszcze paru legnickich rysunków na murach. Są świetne. Dowcipne, przewrotne, inteligentne.
Bo nie wszystko, co nieznani osobnicy malują na murach, musi być złe. I nie ma tu nic do rzeczy fakt, czy grafficiarz miał, czy nie miał zgody właściciela ściany na pokrycie jej malunkami. Taka zgoda nie wystarczy, by powstało coś fajnego (dowodem nijakie malunki na płocie przy Hucie Miedzi Legnica, powstałe oficjalnie podczas akcji grafficiarskiej sprzed 2 lat).
Wspomniane przeze mnie wyżej malunki są – jak mi się wydaje – ściśle inspirowane otoczeniem. Pan rzyga facebookiem w bramie, gdzie zwrócono niejeden posiłek. Wampira wskrzesiła elektryka. Zamalowana piękność z dekoltem ostro kontrastowała z babuleńkami, które z pobliskiego warzywniaka unosiły siatki z ziemniakami i kapustą. To dowodzi inteligencji ich autora (lub autorów).
Uważam, że jeśli w beznadziejnie szarej i nijakiej rzeczywistości powstaje coś tak szalonego jak ów astronauta czy pani Marylin Monroe, to trzeba to dostrzec. Trzeba to udokumentować. I chronić tak długo jak się da.
I pokazywać jako przeciwieństwo bezmyślnego mazania po murach, wandalizmu udającego graffiti.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI