Sąd uznał ginekolog-położnik ze złotoryjskiego szpitala za winną nieumyślnego spowodowania śmierci noworodka i skazał ją na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata. Nałożył też na nią obowiązek pisemnego przeproszenia pokrzywdzonej pacjentki i wypłaty 30 tys. zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Wyrok nie jest prawomocny.
2 października 2015 r. do szpitala powiatowego w Złotoryi karetka przywiozła rodzącą kobietę z cukrzycą ciężarnych. Z wstępnych badań wynikało, że dziecko jest nadmiernie duże w stosunku do wieku ciąży (szacowana waga: 4 150 g) i także z tego powodu zachodzi ryzyko komplikacji. Rodząca powinna trafić do szpitala o wyższym stopniu referencji, jednak w czasie ciąży nie dostała takiego zalecenia od lekarza prowadzącego z przychodni.
Oskarżona miała dyżur na oddziale ginekologiczno-położniczym. Zamiast natychmiast podjąć decyzję o wcześniejszym rozwiązaniu ciąży poprzez cesarskie cięcie postanowiła, że poród dokona się siłami natury. Nie uprzedziła pacjentki o ewentualnych negatywnych konsekwencjach zaniechania cesarskiego cięcia. Poród poszedł źle. Gdy w trzeciej godzinie sytuacja zrobiła się dramatyczna, lekarka wezwała zespół operacyjny do przeprowadzenia cesarskiego cięcia. Na pomoc koleżance przybył też ordynator i to on ostatecznie doprowadził do urodzenia dziecka przez kanał rodny. Dziewczynka ważyła 5 300 g. Nie wykazywała oznak życia. Podjęto reanimcję, ale dziecka nie udało się uratować. Zmarło. Rodząca ze względu na silne krwawienie, w ciężkim stanie, nieprzytomna, została przewieziona do szpitala w Jeleniej Górze, gdzie leżała jeszcze przez 1,5 miesiąca nim lekarze zdecydowali się wypuścić ją do domu.
Lekarka wyjaśniała, że wpływ na jej decyzję miała m.in. dokumentacja przedłożona przez ciężarną. Faktycznie nie było tam informacji, że poprzedni poród pacjentki przebiegał z komplikacjami, choć odnotowano to w przychodni, która prowadziła ciążę. Sąd nie uwierzył w wyjaśnienia pani doktor, że poinformowała rodzącą o konieczności wykonania cesarskiego cięcia i że kiedy kobieta nie wyraziła zgody na zabieg, uprzedziła ją o konsekwencjach. Dowody w postaci dokumentacji i zeznań świadków porodu pozwalają zakwestionować jej słowa.
Przed wydaniem wyroku Sąd Rejonowy w Złotoryi zasięgnął opinii biegłych z zakresu medycyny. Ich zdaniem, w momencie przyjęcia pacjentki na oddział nie było bezwzględnych wskazań do przeprowadzenia cesarskiego cięcia. Ta konieczność pojawiła się jednak po wykonaniu badań w szpitalu. Przywołując opinię biegłych – kluczową dla sprawy – sąd pisze w uzasadnieniu wyroku, że “jedynym skutecznym środkiem do zapobieżenia śmierci dziecka było podjęcie decyzji o cięciu cesarskim niezwłocznie po przyjęciu rodzącej do szpitala w Złotoryi”. Według sądu, pomiędzy zaniechaniem ze strony oskarżonej a śmiercią dziewczynki zachodzi związek przyczynowo-skutkowy. Sąd zgodził się z prokuraturą, że w tym przypadku można mówić spowodowaniu śmierci. Nieumyślnym, bo lekarka nie chciała przecież, aby dziecko zmarło i w dramatycznym momencie cały czas próbowała ratować zarówno dziewczynkę, jak i jej matkę. Choć rodząca powinna być przewieziona do placówki o wyższym poziomie refencyjności, to jednak także w Złotoryi istniały warunki do pomyślnego rozwiązania tej trudnej ciąży.
Wyrok – oraz kara: rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, przeprosiny i 30 tys. zł zadośćuczynienia – nie jest prawomocny. “Jako okoliczności łagodzące sąd potraktował to, że oskarżona wybrała błędny sposób postępowania, ale od podjęcia działań się nie uchylała, zajmowała się pacjentką, wzięła na siebie ciężar tej skomplikowanej akcji porodowej, nawet gdy przybył zespół operujący nadal czynnie uczestniczyła w porodzie. Następnie, mimo odmowy przyjęcia pacjentki przez inne szpitale, o wyższym stopniu referencyjności, zdołała zapewnić takie miejsce w szpitalu”. Lekarka była dotąd niekarana. Cieszy się nieposzlakowaną opinią.
FOT. PIXABAY.COM