Ponad milionową szkodę zarzucają obecne władze Kolei Dolnośląskich dwóm byłym prezesom spółki: Tomaszowi S. i Mieczysławowi Cz. Taki skutek miała ich decyzja, by wynająć i wyremontować dwa stare wagony. Choć pięknie odnowione, okazały się do niczego firmie niepotrzebne. Prokuratura dwukrotnie umarzała postępowanie w tej sprawie. Niezrażone Koleje zdecydowały się w końcu same napisać akt oskarżenia.
- W sprawach, które prokuratura umarzała dwukrotnie, stronie przysługuje prawo wniesienia do sądu tzw. subsydiarnego aktu oskarżenia – wyjaśnia sędzia Jarosław Halikowski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Legnicy.
Na podstawie podobnego aktu oskarżenia – dla przykładu – KGHM uzyskał w ubiegłym roku wyrok skazujący organizatorów nielegalnego strajku w kopalniach przeciwko prywatyzacji Polskiej Miedzi.
Proces, który toczy się przed Sądem Okręgowym w Legnicy, dotyczy głośniej w 2011 roku sprawy tzw. ryflaków. Tak kolejarze nazywają stare, wykorzystywane powszechnie w czasach PRL-u wagony 102A. W roku 2008, gdy Kolejami Dolnośląskimi zarządzali Tomasz S. i Mieczysław Cz., spółka wydzierżawiła od prywatnej firmy Dolnośląskie Koleje Regionalne z Wrocławia dwa takie wyeksplatowane, wycofane z ruchu ryflaki, a następnie zleciła ich gruntowną modernizację warsztatom Taboru Szynowego w Opolu. Eksprezesi planowali, że po remoncie będzie można do wagonów doczepić lokomotywę i posłać w trasę, gdyby doszło do awarii szynobusu. Dla borykającego się z niedostatkiem taboru młodego przewoźnika mogło to być jakieś rozwiązanie, gdyby KD miały stosowną lokomotywę a ryflaki pozwolenia dopuszczające je do ruchu.
Nim jednak w Opolu zakończono modernizację wagonów, w sprawę wplątała się polityka. W 2009 roku w sejmiku doszło do politycznych roszad, w wyniku których zmienił się zarząd województwa a w podległych marszałkowi Kolejach Dolnośląskich starych prezesów zastapili nowi. Relacje pomiędzy obu ekipami – odchodzącą i następującą – można eufemistycznie określić jako napięte. Ryflaki rychło okazały się jednym z przyczółków personalnej wojny.
Gdy bowiem wagony były gotowe – unowocześnione i piękne jak z obrazka - Koleje Dolnośląskie bez hałasu sprowadziły je do Miłkowic, zafoliowały i ukryły w hali remontowej, ani myśląc o ich puszczeniu w trasę. Gdy Radio Wrocław odkryło tajemnicę spółki, tłumaczono, że ze względu na konstrukcję, wagony nie mogą do ruchu. Potem władze KD zwlekały z zapłaceniem zobowiązań podjętych przez poprzedników, aż właściciel wagonów i wykonawca remontu sądem wymogli na przewoźniku uregulowanie należności zgodnie z umowami. Patryk Wild, były członek zarządu województwa, zarzucał prezes Genowefie Ładniak i jej ekipie niegospodarność, ale wrocławska prokuratura nie przyznała mu racji. Z podobnie marnym skutkiem zarząd Kolei Dolnośląskich składał do legnickiej prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez swoich poprzedników.
Po drukrotnym umorzeniu śledztwa, Koleje Dolnośląskie same skierowały do sądu akt oskarżena przeciwko Tomaszowi S. i Mieczysławowi Cz.
- Zarzut dotyczy nadużycia udzielonych uprawnień, niedopełnienia obowiązków wynikających z kodeksu spółek handlowych i nienależytej staranności w zajmowaniu się sprawami majątkowymi – mówi Jarosław Halikowski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Legnicy. – Chodzi o zawartą w 2008 roku umowę na dzierżawę dwóch zdekapitalizowanych wagonów. Według aktu oskarżenia Tomasz S. i Mieczysław Cz. zawierając umowę z Dolnośląskimi Kolejami Regionalnymi nie sporządzili protokołu, w którym okreslono by stan techniczny wynajmowanych wagonów. Mieli też zlecić szereg robót dodatkowych w wagonach nieprzydatnych do działalności spółki. Działali bez zgody rady nadzorczej. Szkodę, wyrządzoną w majątku spółki, oszacowano na 1 milion 27 tysięcy złotych.
FOT. KOLEJE DOLNOŚLĄSKIE
Sporne ryflaki podczas remontu w spółce Tabor Szynowy w Opolu.