Po dwóch latach od śmiertelnego potrącenia na autostradzie A4 pracownika firmy demontującej znaki drogowe Prokuratura Rejonowa skierowała do sądu akt oskarżenia. Odpowiedzialnością za wypadek obarcza jego przełożonych: 45-letniego kierownika robót Macieja W. oraz 44-letniego brygadzistę Roberta R. Grozi im kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.
Na 19 listopada wyznaczono pierwszą rozprawę. Proces będzie się toczył przed Sądem Rejonowym w Nysie, gdyż stamtąd pochodzi większość świadków niezbędnych do rozpatrzenia zarzutów z aktu oskarżenia.
Wypadek zdarzył się 28 września 2013 r. około godziny 8:35 na 65 kilometrze autostrady A-4 podczas demontowania znaków drogowych po zakończonym remoncie mostu. Ofiarą był 42-letni mężczyzna, zatrudniony w firmie remontowej jako konserwator mostów.
Pomagał brygadziście Robertowi R. przenosić znaki z jednej strony autostrady na drugą, do stojącego przy prawym pasie ruchu samochodu technicznego.
- Brygadzista przeszedł z pasa zieleni do pojazdu i to samo polecił pokrzywdzonemu – opowiada prokurator Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy. – Ten rozpoczął przechodzenie w czasie, gdy od strony Bolesławca nadjeżdżał samochód osobowy marki Volkswagen Golf. Kierująca pojazdem zauważyła stojący na prawym pasie pojazd i w związku z tym zmieniła pas ruchu na lewy i zmniejszyła prędkość. Gdy spostrzegła pieszego rozwijała już tylko prędkość na poziomie 63-69 km/h. Podjęła też natychmiast manewr hamowania. Znajdowała się jednak zbyt blisko pieszego i uderzyła go prawą przednią częścią swojego pojazdu.
Choć samochód jechał już wówczas tylko 40 kilimetrów na godzinę, obrażenia potrąconego mężczyzny były znaczne: nastąpił rozległy uraz czaszki (był bez kasku) połączony z wieloodłamowym złamaniem kości pokrywy i podstawy czaszki oraz rozległymi wylewami krwawymi do tkanki i komór mózgowych. Potrącony zmarł 3 dni po wypadku.
- Powołany w sprawie zespół biegłych z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych stwierdził, że kierująca pojazdem nie zawiniła, ponieważ nie miała możliwości uniknięcia wypadku. Z powodu znajdowania się pojazdu technicznego na prawym pasie ruchu nie była w stanie ominąć nieprawidłowo poruszającego się pracownika firmy remontowej – wyjaśnia Liliana Łukasiewicz.
W tej samej opinii biegli wskazywali na przełożonych jako winnych nieumyślnego spowodowania śmieci pracownika firmy remontowej. Zwracali uwagę, że nie został on prawidłowo przeszkolony. Prace na autostradzie w czasie, gdy odbywa się na niej ruch pojazdów, traktować należy jako prace szczególnie niebezpieczne, a to wymaga bezpośredniego nadzoru nad pracownikami przez wyznaczone do tego osoby. W tym przypadku nadzoru zabrakło.
Maciej W. jako kierownik robót, powinien – zdaniem prokuratury – dopilnować przestrzegania przepisów. Gdy pracownicy wykonywali prace szczególnie niebezpieczne, winien sprawdzić, czy pracownik zrozumiał polecenie i czy postępuje według wydanych wskazówek. W czasie nieobecności kierownika robót za utrzymanie bezpieczeństwa pracy odpowiedzialność ponosił brygadzista Robert R. Zaniedbał poinstruowania praownika i pozwolił, by 42-latek wykonywał czynności bez hełmu ochronnego, który mógł znacznie zminimalizować skutki uderzenia głową o twarde podłoże.
Wprawdzie i pokrzywdzony popełnił błędy, które w znacznym stopniu przyczyniły się do powstania wypadku, ale nie zwalniają one pracodawcy z odpowiedzialnosci za odpowiednie przeszkolenie i nadzór. Maciej W. i Robert R.usłyszeli zarzuty narażenia swego podwładnego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, którego skutkiem była śmierć pokrzywdzonego.
Liliana Łukasiewicz: – Maciej W. nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień. Robert R. podał m.in., że czuje się odpowiedzialny za śmierć podwładnego i wyraził z tego powodu żal oraz skruchę.