Przed Sądem Rejonowym w Legnicy ruszył proces legniczanki Karoliny R. To w jej firmie w 2017 roku doszło do wybuchu butli z gazem i pożaru. Ucierpiało czworo pracowników. Prokuratura zarzuca Karolinie R., że zaniedbując obowiązki spoczywające na pracodawcy naraziła ich na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, a potem, chcąc uniknąć odpowiedzialności karnej, złożyła fałszywe zeznania i nakłaniała do kłamstw.
Firma Karoliny R. zajmowała się cateringiem. W lokalu przy ul. Gwiezdnej przygotowywała dietetyczne posiłki, które pod koniec dnia były rozwożone do klientów. Wbrew przepisom techniczno-budowlanym, do gotowania używała gazu propan-butan. 7 września 2017 r., gdy kucharz wymieniał pustą butlę na pełną, doszło do awarii. Gaz, gwałtownie ulatniający się przez uszkodzony zawór, zapalił się (albo od włączonego elektrycznego piekarnika, albo od płomienia z drugiej kuchenki, niezgaszonej niefrasobliwie na czas wymiany butli). Dalii udało się wybiec na zewnątrz zanim siła ciśnienia docisnęła drzwi do ościeżnicy. Anicie i Annie, przebywającym w głębi lokalu, ogień odciął drogę ucieczki, wiec schroniły się w komórce na zapleczu. Jarek, kucharz, płonął jak pochodnia, zanimz pomocą Dalii zdołał przez zbitą szybę wyczołgać się z pożaru. Któryś z gapiów wepchnął gaśnicę w ręce Dalii, tłukącej gołymi dłońmi szkło. Weszła z nią do środka, ugasiła płomienie i wyprowadziła koleżanki, zanim na Gwiezdną dotarli strażacy.
Jarek doznał oparzeń rąk i nóg II i III stopnia. Jest po skomplikowanych operacjach przeszczepu skóry. Dalia miała złamaną rękę, poprzecinane mięśnie i ścięgna. Do dzisiaj nie odzyskała sprawności, a terapia sterydowa spowodowała dodatkowe problemy, m.in. z sercem. Dla Anny i Anity wypadek skończył się urazami słuchu; powracającym poczuciem lęku i zagrożenia.
- Huk, ciemno. Mówiłam do Anity: “Chyba tutaj umrzemy”, bo w pomieszczeniu, gdzie się schowałyśmy, stało kilka pełnych butli z gazem – opowiadała w sądzie Anna.
- Krzyczałam i nie odpowiadały – mówiła Dalia. – Ja byłam pewna, że one nie żyją. Potem usłyszałam, że kopią w drzwi. I musiałam wejść głębiej, chociaż się bałam.
Po ponad dwóch latach od tamtych wydarzeń, przez Sądem Rejonowym w Legnicy ruszył proces karny, w którym cała czwórka występuje jako poszkodowani. Reprezentuje ich mecenas Krzysztof Studziński, który po tragedii pro bono zaoferował im pomoc prawną. Prokuratura Rejonowa w Legnicy zarzuca Karolinie R., że nie dopełniła obowiązków spoczywających na niej jako na pracodawcy, a w szczególności nie przeszkoliła pracowników z zakresu BHP, nie poinstruowała ich, jak obchodzić się z gazem, nie poinformowała o ryzyku i nie zapewniła nadzoru nad wymianą butli. Powierzyła im wymianę pustych butli na pełne i akceptowała dokonywanie jej przy otwartym ogniu. W ten sposób, według aktu oskarżenia, naraziła Annę, Anitę, Dalię i Jarka, na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia.
Drugi zarzut dotyczy podania nieprawdy w zeznaniach, jakie złożyła w Prokuraturze Rejonowej w Legnicy. W trakcie postępowania przygotowawczego Karolina R. zaprzeczała, by wydawała pracownikom polecenie wymiany butli i by wiedziała, że pod jej nieobecność robią to sami. Zdaniem prokuratury skłamała. Bizneswomen miała też nakłaniać Annę i Anitę do powiedzenia nieprawdy, jakoby osobiście zajmowała się wymianą butli w firmie. Obie kobiety nie dały się zbałamucić.
Karolina R. w sądzie przyznała się, że nie przeszkoliła pracowników. Mówiła, że w tamtym czasie nie miała świadomości obowiązków, jakie na niej ciążyły w związku z wykorzystaniem w lokalu gazu w butlach. Jednocześnie zaprzeczyła, jakoby wydawała załodze polecenia wymiany butli i jakoby była świadoma, że jej pracownicy zajmują się tym sami. Mówiła, że to ona osobiście wymieniała butle albo robił to pan, który dowoził gaz do firmy. Karolina R. nie przyznaje się ani do składania fałszywych zeznań w prokuraturze, ani do namawiania byłych pracownic do podania nieprawdy. Dwa dni po wypadku poprosiła Annę i Anitę o spotkanie, bo chciała im wypłacić tygodniówkę. Jak twierdzi, podczas tego spotkania namawiała obie do powrotu do pracy, deklarowała, że jest dla nich miejsce w firmie, a do wypłaty doliczyła po 200-300 złotych dodatkowo (“abyśmy były rozliczone”). Kobiety odręcznie spisały porozumienie, pokwitowały odbiór pieniędzy i Karolina R. pojechała.
- Nikogo nie nakłaniałam do składania fałszywych zeznań i w ogóle nie rozmawialiśmy na ten temat – mówiła w sądzie Karolina R.
Wersja podana przez poszkodowane kobiety zaprzecza jej słowom. Ich zdaniem, pieniądze, które wręczyła im Karolina R., były na podsuniętych do podpisu potwierdzeniach określone jako rekompensata. Bizneswomen kazała im też powiedzieć na policji, że kiedy w kuchence skończył się gaz dzwonili po szefową i to ona osobiście podłączała nową butlę.
Ze słów pracownic Karoliny R. wynika, że jedna butla starczała na 2-3 dni. Wymiana pustej na pełną była zmartwieniem załogi. Raz czy dwa widziały, jak robiła robiła to szefowa.
Sąd przesłuchał w charakterze świadków przedsiębiorcę, który dostarczał do firmy Karoliny R. butle z propan-butanem, oraz kierowcę, który je osobiście przywoził. Ten drugi zaprzeczył, jakoby kiedykolwiek dokonywał instalacji butli. W ogóle nie wchodził do lokalu na Gwiezdnej. Jak było zamówienie, to przyjeżdżał, wyładowywał pełne butle, zabierał puste , inkasował należność, wręczał fakturę i odjeżdżał. Jego szef twierdzi, że firma nigdy nie zajmowała się instalacją butli u klientów. Opowiadał też, jak po wybuchu na Gwiezdnej Karolina R. lub inne osoby próbowały na różne sposoby uzyskać z jego firmy deklarację, że świadczą tego rodzaju usługi.
Ciąg dalszy procesu w styczniu. Na następnym posiedzeniu sędzia Aneta Andel planuje przesłuchać dwóch ostatnich świadków i biegłego powołanego przez prokuraturę.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI